rozdział 14

294 9 0
                                    

  Leżałam już w łóżku pijąc cole i jedząc frytki kiedy zadzwonił telefon.
Podniosłam urządzenie i uśmiechnęłam się widząc kto dzwoni.
"Gray"

Przesunęłam słuchawkę i odebrałam.

- Halo?

- Ubieraj się kwiatuszku jedziemy na imprezę. Będzie zajebiście!

- Nie chce mi się - powiedziałam zmasakrowana - poza tym nie mogę. Ojciec mnie nie wypuści.

To było kłamstwo. Ojca nie było. Był w Barcelonie. Emily siedziała ciągle u swojego Alexa a ja siedziałam sama.

- Dobrze wiem że go nie ma. Więc nie marudź bo za pięć minut będę.

I się rozłączył. Mogłam się kłócić że nie chce nigdzie iść ale szczerze chciałam. Potrzebowałam się rozerwać a taka impreza była dobra odskocznią od rzeczywistości.

Ruszyłam do garderoby z której wyjęłam czarny top na ramiączkach i granatowe jeansy z niskim stanem. Zaczęłam się ubierać kiedy znowu zadzwonił telefon.

- Ubieram się kurwa! - krzyknęłam do telefonu nakładając bluzkę na siebie.

- Jak chcesz to wejdź. Zapukaj gosposia ci otworzy - powiedziałam a chłopak się rozłączył.

Zakręciłam włosy, usiadłam przy toaletce i zaczęłam się malować kiedy Grayson wpadł do pokoju nawet nie pukając.

- Jak dobrze że jesteś jedną z tych dziewczyn które mówią że jak się ubierają to serio to robią..

Podszedł do mnie i wziął mój pędzel do różu którym zaczął się bawić. Wyrwałam mu go z ręki bo to potrzebowałam. On za to wziął moja zalotkę.

- Co to kurwa jest. Wygląda jak narzędzie tortur - stwierdził a ja się zaśmiałam.

- To zalotka. Podkręca się nią rzęsy. Bym ci pokazała jak ale mam już je pomalowane a lubie swoje rzęsy i nie chce ich stracić.

Odlozyl zalotkę i zaczął chodzić po pokoju rozglądając się.

- Jestem gotowa. Możemy iść -  powiedziałam i wsadziłam telefon do kieszeni spodni. Narzuciłam na siebie czarną puchowa kurtkę bo nie zamierzam brać ze sobą bluzy.

- dobra chodź. Chłopacy już czekają.

- A to nie jesteśmy sami? - spytałam lekko zdenerwowana.

- Nie. Aaron też jedzie i Nicolas. Zajedziemy jeszcze po Luizę.

- Dobra spoko - powiedziałam i wyszłam z domu. Nałożyłam czarne Conversy bo nie miałam zamiaru tańczyć w szpilkach.

Chłopacy czekali w czarnym Porshe jak już się domyśliłam Graysona. Nicolas siedział z przodu a Aaron z tyłu. Przywitałam się z blondynem i usiadłam zostawiając miejsce między nami.

W samochodzie panowała grobowa cisza która postanowiłam przerwać. Ostatnio usłyszałam świetny żart który strasznie chciałam komuś powiedzieć a nie miałaby okazji.

- Słuchacie tego - powiedziałam zwarajac na sobie uwagę wszystkich - wchodzi do apteki facet z wada wymowy i mówi ''poul kiło mytła" gościu który go obsługuje nie rozumie i pyta się czy może powtórzyć na co ten mówi "poul kiło mytła" gościu dalej nie rozumie więc woła kolegę może ten zrozumie pyta się co chce a facet mówi że "poul kiło mytła" oboje nie wiedzą o co mu chodzi więc idą do szefa i proszą go aby zrozumiał co mówi facet szef się pyta "co dla pana" a ten mówi że "poul kiło mytła" zastanawiają się co zrobić i nagle jednemu z nich przypomina się że pani która sprząta aptekę też ma wadę wymowy więc idą do niej ona przychodzi a facet mówi co chce kobieta szybko zaważyła zapakowała i podała mu gościu zapłacił i wyszedł. Wszyscy się patrzą na kobietę i się w końcu pytają co on chciał. Zgadnijcie co im powiedziała?

We Met At The Cmentary [W Trakcie Poprawek]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz