Alexander
Żadna z dziewczyn nie podała mi adresu Sophie. Obie zasnęły kiedy tylko mój Range Rover ruszył z miejsca. Dlatego stałem w drzwiach swojej sypialni i patrzyłem na śpiącą w moim łóżku dziewczynę. Nie pozwoliłem Eastonowi wziąć ją do siebie, żeby obudziła się przy Zoe argumentując, że te dwie razem to jak pieprzona bomba atomowa. Jak największy dupek świata postawiłem na swoim i zaniosłem ją do swojego mieszkania.
Było mi niewygodnie z tym widokiem. Gniótł mnie. Uwierał pod skórą, wywołując nieprzyjemne kłucie. Jeżeli spała w moim mieszkaniu, znaczyło że zostanie do rana. Już było pieprzone rano. I że zrobię jej kawę, podam szklankę wody i tabletki przeciwbólowe. Bo tak wypadało. Bo już je przygotowałem. Leżały na kamiennym blacie w kuchni i czekały, aż Rain otworzy oczy. Jak największy dupek robiłem to wszystko, bo miałem w tym interes i może trochę było mi jej żal.
Dochodziła szósta, a ja nie zmrużyłem oka nawet na pięć minut. Fakt, miałem problemy ze snem. Sypiałem mało, ale mało to więcej niż nic. Czułem się zmęczony i poirytowany, a do tego odczuwałem cholerny dyskomfort, bo jakaś kobieta została u mnie do rana.
Stop. Nie jakaś.
Sophia Rain. Najbardziej irytująca, nieodpowiedzialna, złośliwa dziewczyna na świecie, przez którą przywaliłem w nos obcemu kolesiowi. Bo ją dotknął. Bo chciał ją zabrać do domu. Bo Bóg jeden wie, co chciał z nią zrobić?!
I to nadawało jeszcze większego tragizmu tej sytuacji. Budziła dziwne, nieznane mi uczucia. Od pół roku. Walczyłem z nimi, odsuwałem na bok, odtrącałem i trzymałem się od niej daleko. A teraz u mnie spała, nieświadoma jeszcze tego faktu.
Może dramatyzmu nadawało też to, że kiedy otworzy oczy miałem postawić ją przed faktem wyjścia za mnie i pozwolić, żeby budziła się w tym mieszkaniu każdego dnia, przez kolejne kilka miesięcy.
Kilka miesięcy awantur i doprowadzania się nawzajem do szału. Brzmiało jak spełnienie marzeń o wylądowaniu w szpitalu psychiatrycznym. Albo przepis na skończenie za kratkami.
Wszystko się sypało. I traciłem jakąkolwiek kontrolę, nad tą sferą swojego życia. Świadczył o tym między innymi fakt, że zakładałem buty do biegania o godzinie szóstej. O pół godziny wcześniej niż zwykle, zaburzając swoją rutynę.
Wybiegłem na ulicę wdychając rześkie powietrze, pachnące deszczem, który nawiedził Atlante nocą. Było pusto, głucho, obco jakby świat przez jedną noc zamarł i zostawił mnie samego. Zostawił mnie i ją. Mnie na jednej z ulic, ją śpiącą w mojej pościeli.
Ja nie miałem czasu przespać się nawet z tą myślą.
Włożyłem w uszy słuchawki i włączyłem muzykę. Kiedy dobiegły mnie pierwsze nuty Back in black AC/DC, ruszyłem z miejsca.
Zawsze biegałem tą samą trasą. Z domu wprost do parku, a później wracałem okrężną drogą. Tym razem nie było inaczej. Przynajmniej ta jedna rzecz tego poranka pozostała niezmienna.
Próbowałem zagłuszyć myśli, wybiegać złość, nie myśleć o niczym. Ale wszystko wracało. Przeszłość mieszała się z teraźniejszością i przyprawiała o mdłości. Ojciec, matka, Ana, ślub. Wszystko to, co powinno zostać jedynie wspomnieniem lub w przypadku pewnych spraw - spłonąć i nigdy nie wracać - a atakowało mnie ze zdwojoną siłą.
Podgłośniłem utwór, ale głos Briana Johnsona nie rozgonił nieznośnych wspomnień. Z reguły jogging był momentem, w którym byłem skupiony na jednym, wielkim niczym. Kilkanaście minut spokoju, nim po wejściu do mieszkania zaatakują mnie telefony i cały pieprzony świat. Podczas biegu męczyło się ciało, a odpoczywał umysł. Wysiłek fizyczny pozwalał mi przekraczać granice wytrzymałości, doświadczać bólu palących mięśni i zmęczenia, a to wszystko przypominało mi, że jestem człowiekiem z krwi i kości, a nie kłębkiem zmierzwionych myśli, złości i rozczarowań.
Ciekawe czy Rain biegała?
W taki sposób myśli pobiegły do niej. Do miliona pytań i myśli o niej, które po nocy zrodziły się w mojej głowie.
Czy zna chłopaka z klubu? Czy często bawi się w taki sposób? Czy poznaje tam mężczyzn? Co znaczy jej tatuaż? Skąd blizny na jej plecach i brzuchu?
To ostatnie interesowało mnie najmocniej. Od momentu, kiedy w bladym świetle lampki nocnej dostrzegłem białe rysy zdobiące jej skórę. Było ich kilka, były głębokie i wyglądały na coś gorszego niż upadek z huśtawki.
Tatuaż na jej żebrach przestawiał fale morskie. Czy miał coś wspólnego z bliznami, czy powstał wcześniej niż one? A może po prostu lubiła ocean? To miało sens, patrząc na jej projekt.
Naszła mnie ochota na dowiedzenie się o niej czegokolwiek. Odkrycie jakiejkolwiek jej słabości. Czy jest coś co może złamać jej nieustępliwość i twardą powłokę?
Zdjąłem na chwilę słuchawki i przystanąłem. Dobiegł mnie śpiew ptaków i szum wiatru. I cichy pisk.
Rozejrzałem się wokół, ale nie dostrzegłem nikogo, ani niczego. Potrząsnąłem głową i potarłem twarz dłońmi. Brak snu i ostatnie dni dawały mi się we znaki. Zrobiłem kilka kroków i włożyłem w ucho jedną słuchawkę, z której dobiegł mnie teraz głos Stevena Tylera. Już miałem zrobić to samo z drugą, kiedy znowu to usłyszałem. Odgłos dochodził spomiędzy drzew rosnących przy parkowej ścieżce.
Kierowany ciekawością, zboczyłem z drogi, wchodząc pomiedzy zarośla. Przebiłem się przez kilka krzaków, które nieprzyjemnie drapały moje łyki.
-Cholera - syknałem, kiedy jedna z gałęzi wbiła się w moją skórę.
Pochyliłem się i otarłem strużkę krwi. Kiedy podniosłem wzrok zobaczyłem źródło odgłosu. Westchnąłem i zrobiłem kolejne kilka powolnych kroków w przód.
Pies nie wyglądał jakby chciał mnie zaatakować. Bardziej jakby na mój widok, miał skulić się jeszcze bardziej i zniknąć. Czarny, mokry, trzęsący się z zimna obraz nędzy i rozpaczy patrzył nieufnie w moją stronę kiedy do niego podchodziłem.
-Nie bój się mały. - Wyciągnąłem w jego stronę dłoń i dałem mu ją obwąchać.
Z dozą ostrożności wysunął w moją stronę nos.
Na szyi miał brązową obrożę ze smyczą, którą jakiś sukinsyn przywiązał do drzewa. Próbowałem ją odwiązać, ale supeł okazał się niemożliwy do pokonania. W rezultacie odpiąłem obrożę.
Spodziewałem się, że ucieknie, ale nic takiego się nie stało. Drżał z zimna, a może strachu, a jego spojrzenie uległo zmianie. W dużych, brązowych oczach tliła się nadzieja, jakbym był jego jedyną deską ratunku.
Pierwszy raz od dawna ktoś patrzył na mnie w taki sposób. Jakby w mojej klatce piersiowej nadal biło serce.
To był jeszcze szczeniak, ale zdawałem sobie sprawę, że wyrośnie na dużego, silnego psa. Uszy miał spiczaste, postawione do góry. Jego sierść była krótka, kończyny zaś długie. Na pewno miał też mnóstwo zapału, który ktoś w nim na moment zgasił.
Wyglądał tak, jak pies którego mieliśmy w dzieciństwie. Jak Draco - doberman budzący grozę swoim wyglądem. Ten siedzący przede mną, jedyne co mógł wzbudzić w człowieku to litość.
Zdjąłem koszulkę i opatuliłem nią psa, a później ostrożnie wziąłem go na ręce.
-Dobra psina - podrapałem go za uchem, a on schował łeb pod moim ramieniem.
Znienawidziłem ten poranek jeszcze mocniej. Bo nie umiałem ogarnąć myśli, bo Sophia spała w moim łóżku, bo jogging okazał się jedna wielką klapą. Bo niosłem na rękach psa, którego nigdy nie planowałem mieć, a do tego jego wygląd na nowo uruchomił lawinę wspomnień.
Przebiegło mi przez myśl, żeby zadzwonić do odpowiednich służb i oddać go w ich ręce. A później oczami wyobraźni zobaczyłem matkę, na której kolanach Draco kładł głowę. Eastona rzucającego piłki w ogrodzie. Mnie i Draco, kiedy biegaliśmy po plaży. I się poddałem. Nie dlatego, że koszmarnie tęskniłem za tamtym psem. Dlatego, że jakaś część mnie tęskniła za czasem, który miał już nigdy nie wrócić.
Kiedy wszedłem do mieszkania Sophia nadal spała. Zabrałem psa do łazienki, wykąpałem. Nakarmiłem tym co udało mi się wykombinować, znalazłem koc i rozłożyłem go w kącie salonu. A później siedziałem na kanapie i przez kolejne godziny odpisywałem na maile, patrzyłem co chwilę śpiącego szczeniaka i zastanawiałem się co z nim zrobić.
Świat stanął na głowie. A to był dopiero początek.
CZYTASZ
Miasto złamanych serc [ZAKOŃCZONE]
RomantikDroga do spełnienia marzeń bywa wyboista. Sophia Rain to młoda architektka wnętrz, złamana przez życie, a raczej przez człowieka, którego uważała za cały swój świat. Ze złamanym sercem zaszywa się w Atlancie. Próbuje wrócić na właściwe tory i zawalc...