Rozdział piętnasty

230 14 1
                                    

Alexander

-Wsadziłeś mnie do samochodu, porwałeś i wywiozłeś nie wiadomo gdzie - Sophia skrzyżowała ręce na piersi. - Gdzie my tak właściwie jesteśmy?

Staliśmy przed małą kawiarenką, która swoje lata świetności miała dawno za sobą. Zdarty szyld zapraszał do środka ale wcale nie zachęcał żeby tam wejść. Białe litery na na szklanych drzwiach informowały o godzinach otwarcia, a na chodniku wzdłuż okien stały różnokolorowe doniczki wypełnione po brzegi kwiatami. Przez duże okna było widać starodawne wnętrze lokalu.

Ogólnie rzecz ujmując miejsce to było koszmarem architekta, albo dla tych bardzo ambitnych - mokrym snem. Ja dawno przestałem się łudzić, że dotknę choć jedną ścianę. A wypadałoby - najlepiej młotem.

Widziałem jak Sophia z przekrzywioną głową i zaciekawieniem przygląda się każdemu szczegółowi. Ja nie potrafiłem oderwać wzroku od niej. Przywykłem do jej eleganckich ubrań, które odsłaniały tyle ile powinny i ani centymetra więcej. W krótkiej spódniczce, moim t-shircie i białych trampkach wyglądała inaczej. Seksowniej niż w szpilkach. I byłem wściekły, że pojawiła się tak w biurze, bo dziesiątki mężczyzn mogły oglądać ten widok.

-Nie ujmowałbym tego w ten sposób. Nie jestem psychopatą - odpowiedziałem w końcu. Spojrzała na mnie z przekąsem. - Witam w Darien.

Coś poszło nie tak. Zamiast siedzieć w Atlancie i załatwiać sprawy biznesowe, kazałem odwołać wszystkie spotkania zaplanowane na ten tydzień, spakowałem się i postanowiłem spędzić urlop z Eastonem. Może urlop to dużo powiedziane, miałam zamiar zacząć projektować dom, przypilnować fachowców i odbyć kilka wideorozmów, ale mimo wszystko miał to być luźniejszy czas niż dotychczas. I pomimo tego, co powiedziała Sophia - potrafiłem się dobrze bawić. Przynajmniej kiedyś.

Potrzebowałem zbliżyć się do Rain. Ta potrzeba zaczynała wynikać nie z planu jaki ułożyłem w głowie, a z własnych egoistycznych pobudek. Nie mogłem przestać o niej myśleć. O czwartkowej nocy kiedy przyłapałem ją w restauracji z jakimś Włochem, o naszej rozmowie, o jej ustach zaledwie kilka centymetrów od moich i urywanym oddechu, który świadczył o tym jak bardzo oboje chcieliśmy więcej. Na samo wspomnienie miałem ciasno w spodniach. Zbliżyłem się za mocno. Spodziewałem się takiej reakcji już pół roku temu, kiedy ją zobaczyłem. Dlatego trzymałem ją na dystans. Teraz musiałem ciągle sobie przypominać o tym, jak bardzo złym pomysłem jest wpuszczanie kogokolwiek do swojego życia, żeby zachować resztki rozumu.

-Nie chcę być niemiła. - Akurat. Może i wyglądała niewinnie, ale kiedy otwierała usta to złudzenie parowało, jak kropla wody w gorącej pustyni. - Nie jestem też wybredna, nie wychowałam się w ekstra bogatej rodzinie, ale nie sądziłam, że ty gustujesz w miejscach takich jak to. Takich... - Bawiło mnie jak szukała odpowiedniego słowa, ale nie dałem nic po sobie poznać. Ja na jej miejscu bym się nie szczypał, a powiedział wprost co myślę. - Takich starodawnych?

-Skoro nie pochodzisz z bogatej rodziny, co robiłaś w dziewięćset jedenaście? - Ruchem ręki pokazałem, żeby szła przodem. - A co do klimatu kawiarni. Przekonaj właścicielkę do remontu to zapłacę ci za projekt potrójnie. Powodzenia.

-Poszłam tam, bo Olivia załatwiła nam wejście. A ściślej mówiąc jej narzeczony - odpowiedziała. - Chcesz mi dać kolejny projekt? No proszę. Ciekawe gdzie jest haczyk.

-Narzeczony? - zainteresowałem się. - Haczyk nie istnieje, bo to z góry przegrana sprawa.

-Will Howard. Więc jeśli chcesz mnie tu zamordować wierz mi, że znam prawników, którzy na pewno wsadzą cię do więzienia - zagroziła patrząc na mnie groźnie.

No proszę, znała Howardów. Ja również. Więc w sprawach karnych mieliśmy mały konflikt interesów. Założę się, że kancelaria wolałaby reprezentować miliardera niż nieznaną nikomu architekt. Ale kto wie, Sophia była jak pudełko z niespodzianką, w którym kryło się kolejne mniejsze pudełeczko, i kolejne, i kolejne. Miała warstwy. Wiele warstw. Była trójwymiarowa i barwna jak fale z jej rysunku. I ku mojemu zdziwieniu chciałem rozebrać ją z każdej z nich. Dostać się, aż do nagich kości, do samego wnętrza. Bo zastanawiało mnie, czym może mnie jeszcze zaskoczyć.

Miasto złamanych serc [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz