Rozdział trzydziesty czwarty

241 12 0
                                    

Sophia

Czułam ból w całym ciele. Nie równał się z bólem pękniętego serca, ale był wystarczająco dokuczliwy żeby uznać go za nieznośny. Próbując przewrócić się na bok jedynie go wzmogłam. Syknęłam cicho i poczułam ciepłą dłoń ściskającą moje palce. W pierwszej sekundzie odwzajemniłam uścisk, tak jak robiłam to każdej nocy.

Później świadomość zaczęła wracać.

Byłam w szpitalnej, zimnej sali, przykryta twardą, białą pościelą, a w powietrzu unosił się zapach środków do dezynfekcji.

Mój oddech przyspieszył. Nienawidziłam szpitali.

-Oddychaj. Nie puszczam cię - szepnął do mnie męski głos.

Wierzyłam w to przez kilka miesięcy. Tak bardzo chciałam nadal to robić. Ale było za późno. Już leciałam w dół. Już mnie puścił.

Podniosłam głowę. Alexander siedział na krześle przy łóżku. Wyglądał inaczej niż zwykle. Gorzej, o ile ktoś taki jak on może wyglądać źle. I wcale nie chodziło o to, że zamiast garnituru miał na sobie jeansy i czarną bluzę z kapturem, a jego włosy były w nieładzie. Jeszcze wczoraj rano uznałabym to za seksowne, właściwie dziś też takie było. Bardziej chodziło o fakt, że jego oczy były opuchnięte i wyglądał na wyjątkowo zmęczonego.

-Nie podnoś głowy, Soph.

Patrzyłam na niego tępo. W wolnej ręce trzymał podłużny wydruk. Pierwsze zdjęcia moich dzieci. Wraz z tą myślą, pojawił się ścisk w klatce piersiowej. Powstrzymałam cisnące się pod powieki łzy. Kiedy wczoraj po wypadku odzyskałam przytomność, a lekarz poinformował mnie, że to bliźnięta, świat ponownie się zatrzymał.

Nie wiedziałam jak mam zająć się sobą, a musiałam wymyślić jak zająć się dwójką malutkich, niczemu niewinnych istnień.

-Nie utrudniaj mi tego - wychrypiałam, wysuwając dłoń z jego dłoni. Nie miałam siły na batalię z nim.

Nawet nie wiem kiedy przy mojej głowie pojawiła się głowa Storma. Oparł pysk na moim ramieniu i wbił we mnie wzrok. Nie powinno go tu być.

-Cześć, przyjacielu - szepnęłam, drapiąc go za uchem.

Personel albo nie wiedział, że pies jest w sali, albo jak przystało na Hilla postawił na swoim - bo najzwyczajniej w świecie mógł.

-Nie pozwolił Eastonowi wyjść z domu bez siebie. Jego obecność w tym miejscu sporo kosztowała. - Alex wskazał na czworonoga, a później przeniósł wzrok na mnie, wpatrując się w opatrunek na moim czole. - Skarbie, posłuchaj mnie.

Pokręciłam głową, a łupanie w mojej czaszce przybrało na sile.

-Ty mnie nie chciałeś. - Zaciskając zęby próbowałam usiąść, ale zrezygnowałam z tego pomysłu, kiedy ból stał się nie do zniesienia. - Dziś zadzwonię do prawnika w sprawie dokumentów rozwodowych. - To zdanie miało okropny smak. Zastanawiałam się, jakim cudem takie słowa przychodzą ludziom przez gardło bez wysiłku. - Jeśli chodzi o samochód, mam nadzieję, że jakoś dojdziemy do porozumienia, dzieci... - głos mi zadrżał na samą myśl o nich.

Nigdy nie byłam bardziej przerażona niż wczoraj.

-Przestań - powiedział twardo, podrywając się z krzesła. Zaczął chodzić tam i z powrotem po szpitalnej sali, nie wypuszczając z rąk wydruku z USG i jednocześnie obracając obrączkę na palcu. Automatycznie dotknęłam swojej. - Nie podpiszę papierów, więc nawet tam nie dzwoń.

Westchnęłam ciężko.

-No tak. Mogłam się spodziewać, że nie pójdzie łatwo - mruknęłam. - W końcu jesteś po prostu sobą.

Miasto złamanych serc [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz