Rozdział szósty

279 15 0
                                    

Sophia

Całą noc męczyły mnie koszmary. Kiedy wydawało się, że odpuściły wracały na nowo. Nie żeby była to dla mnie nowość. Nawiedzały mnie często. Były stałym, nieodzownym elementem większości nocy. Jednak te, wydawały się bardziej rzeczywiste niż dotychczas. Jakby nie wiedzieć kiedy przeszły transformację i urosły do niewyobrażalnych rozmiarów, a ja byłam zbyt krucha, żeby je pokonać.

Wracały obrazy przeszłości. Nad szczęśliwymi chwilami za każdym razem zbierały się chmury, a później przychodził sztorm i porywał mnie w głąb oceanu.

Niespodziewanie ożył też obraz Śmierci, którą miałam okazję spotkać i choć próbowałam z nią walczyć, jedynie zbliżała się i wyciągała do mnie ręce. Chciałam uciec. I podczas ucieczki wpadałam w silne ramiona Alexandra Hilla. I znowu brakowało mi tchu. Bo we śnie uwiązałam w sytuacji bez wyjścia. Przed utonięciem broniły mnie płomienie piekła, które w sekundę mogły zwęglić moje ciało. A od ognia, uciec mogłam jedynie w sam środek szalejącego sztormu. Sytuacja była patowa.

Od koszmarów bolała mnie głowa. Albo od alkoholu. Najpewniej powodem było to drugie, ale kiepski sen wcale nie pomógł w regeneracji. Leżałam w łóżku i nie otwierałam oczu. Przez kilka chwil pragnęłam skupić się jedynie na błogiej ciszy. Naciągnęłam pościel pod samą szyję. Obrazy ze snu, przeplatały się z obrazami wczorajszego wieczoru, z którego pamiętałam zdecydowanie za mało.

Czułam się fatalnie. Miałam ochotę naciągnąć kołdrę na głowę i schować się w niej na zawsze. Przecież w tak miękkiej pościeli musiały w końcu zginąć wszystkie smutki, uduszone w warstwach jedwabiu i zapachu drogiego płynu do płukania.

Moment.

Jedwabiu i płynu do płukania, którego nigdy nie miałam w domu. Z opóźnieniem dotarło do mnie, że łóżko w którym leżałam nie należało do mnie. Było wygodniejsze i większe, niż moja kanapa w małym mieszkaniu. Otworzyłam oczy i walcząc z oślepiającą jasnością rozejrzałam się na boki.

Pomieszczenie było ogromne. Światło wpadało przez duże okno tarasowe, z którego widok rozciągał się na miasto. Szare, betonowe ściany nadawały wnętrzu surowy wygląd, a czarna jedwabna pościel, tylko to podkreślała. Przy łóżku, po obu stronach stały nakastliki z designerskimi lampkami nocnymi, a po przeciwnej stronie pomieszczenia, w ogromnej donicy rosła wielka palma sięgająca pod sam sufit.

Potarłam twarz rękami. Poczułam pod palcami drobiny kruszącego się tuszu do rzęs. Musiałam wyglądać równie źle jak się czułam. Od bólu głowy zbierało mi się na wymioty, a uczucie to potęgowała świadomość, że za cholerę nie wiem w czyim mieszkaniu się znajduję.

Nie zdarzało mi się to. Faktycznie piłam żeby się rozluźnić, poznawałam mężczyzn, ale nigdy nie lądowałam w ich mieszkaniach. Miałam na to inny sposób i w przypływie ochoty na przygodny seks, lubiłam mieć kontrolowane warunki. I zawsze wszystko pamiętałam.

Nie wiedziałam, co miałam zrobić. Zebrać swoje rzeczy i się wymknąć, czy może udawać przed nieznajomym mężczyzną, że doskonale wiem kim jest i wcale nie urwał mi się film.

Dopadnę tych, co kazali mi się zabawić - obiecałam sobie w duchu.

-Nigdy więcej nie tknę tequili - mruknęłam niezadowolona z sytuacji, w której się znalazłam.

-Już ci to wczoraj obiecałem - usłyszałam męski głos.

Kilka sekund zajęło mi przypomnienie sobie, skąd go znam. Kiedy dotarło, poderwałam się jak oparzona w górę, wywołując tym jeszcze większy ból głowy i mdłości. Miałam wrażenie, że mózg pod moją czaszką zaraz eksploduje.

Miasto złamanych serc [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz