Rozdział dwudziesty trzeci

230 10 2
                                    


Sophia

Ostatniego dnia naszego urlopu nie spędziliśmy na wyspie. To był obiecany mi przez Zoe, babski dzień, który miałyśmy spędzić na zakupach, obiedzie w restauracji mojego ojca, wizycie w gabinecie kosmetycznym, a wieczorem wybrać się na karaoke, do znanego mi od dawna lokalu.

Spełnienie kobiecych marzeń.

Chyba, że na ich drodze stanie dziecko.

-Emily, mama wróci wieczorem, nie obrażaj się. Spędzisz super dzień z tatą i wujkiem. - Zoe klęczała przy drzwiach wyjściowych i przytulała córkę.

-Nie chcę! Chcę z tobą! - krzyczała mała.

-Byłam z tobą każdego dnia wyjazdu. Dzisiaj chciałabym spędzić czas z ciocią Sophie.

-Też chce czas z tobą i ciocia!

Trwało już to dobre dwadzieścia minut. Kiedy Easton próbował zabrać Em, ta przyczepiała się żelaznym chwytem do mamy i nie było mowy o jakimkolwiek ich rozdzieleniu. Tłumaczenia i prośby też nic nie dawały, a żadne przekupstwo nie zadziałało, nawet to o ponownym wybraniu się do wesołego miasteczka.

-Emmy - westchnęła Zoe, po czym użyła stanowczego tonu nie znoszącego sprzeciwu. - Zostajesz z tatą i koniec.

-Nie!

Krzyk Emily był tak głośny, że Storm popatrzył na mnie przerażony, po czym zacząć wyć. Złapałam się za głowę przytłoczona tą sytuacją. Opcja posiadania w przyszłości dzieci pozostawała do poważnego rozważenia. Szczególnie po tym, jak Emily rzuciła się na podłogę i zaczęła kopać nogami, a z jej oczu leciały wielkie łzy.

-Torturujecie to dziecko? - Głęboki głos przebił się przez hałas. - Storm! Cisza!

Pies zamilkł w sekundę, a płacz Em stał się cichszy.

Alexander stanął w korytarzu z kubkiem kawy w ręce. Ubrany w czarną koszulkę, jeansy i czapkę z prostym daszkiem, który dał do tyłu wyglądał świetnie. Na ręce miał drogi zegarek, a całość stylizacji dopełniały białe, sportowe buty z limitowanej kolekcji. Zaczynałam przyzwyczajać się do tej nieformalnej wersji tego człowieka i musiałam przyznać, że we wszystkim co założył wyglądał dobrze.

-Nie chce z wami zostać. - Zoe spojrzała na niego błagalnym wzrokiem, niemo prosząc o pomoc.

-W takim razie niech jedzie z wami. Mając dziecko pod opieką nie narobicie głupot - odparł swobodnym tonem.

Zastanawiałam się czy na pewno widzieliśmy ten sam wzrok Zoe, czy może Alexander ma problemy z odczytywaniem emocji.

-Czyś ty zwariował?! - Zoe podniosła głos poddenerwowana.

-Dobra! Dosyć. Wszyscy zbierać się. Jedziemy wspólnie - zarządził Easton.

- A ty rozumiesz pojęcie babskiego wyjścia? - Odezwałam się po raz pierwszy. - Babskiego. Czyli takiego bez facetów. I dzieci - doprecyznowałam zanim Alexander wychwycił tę małą lukę.

-Bawcie się wszyscy dobrze, ja odpadam. - Alex zdawał się być mocno znudzony.

-Widzisz! On rozumie. Wy nawet nie chodzicie do takich miejsc jak centra handlowe. Wasze ciuchy osobiście szyją projektanci - protestowałam próbując do zmiany zdania przekonać jeszcze Eastona.

-Nie wszystkie - wyjaśnił Easton.

-Ale dziewięćdziesiąt procent tak. Więc miłej zabawy. Mam lepsze rzeczy do roboty. A jak mi się znudzi, pójdę przypilnować pracowników na budowie. - Alexander uniósł kubek z kawą i odwrócił się na pięcie.

Miasto złamanych serc [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz