Nie śpię, kiedy słońce zaczyna nieśmiało wdzierać się do mojego pokoju. Jestem wyprana z emocji, bo cały ich natłok przygniótł mnie ubiegłej nocy. Nie mam sił, by czuć i myśleć cokolwiek. Nie ruszam się więc, kiedy drzwi do mojego pokoju się otwierają, a mama wychyla się do środka. Sprawdza czy oboje wróciliśmy bezpiecznie z naszej nocnej eskapady, choć byłaby znacznie mniej spokojna gdyby tylko miała świadomość z czym tak naprawdę się ona wiązała.
Udaję, że śpię, bo nie mam ochoty na rozmowę. Jeszcze nie. Wiem, że nie uniknę jej przy stole, kiedy zasiądziemy przy do śniadania. Odwlekam więc moment konfrontacji możliwie jak najdłużej.
Mama wychodzi, kiedy nie reaguję na jej obecność. Przewracam się na bok i wlepiam wzrok w odsłonięte okno. Obserwuję sunące po niebie chmury. Analizuję przebieg wczorajszych wydarzeń i odtwarzam w głowie krzyki Roy'a Chatto. Próbuję rozszyfrować co kryło się pomiędzy wierszami. Chcę dociec prawdy, której Liberty tak chronicznie się wstydzi. Chcę wiedzieć dlaczego.
– Jem? – drzwi znów się otwierają. – Śpisz?
Zerkam na Charliego przez ramię, kręcąc przy tym głową.
– Nie. – mam zachrypnięty głos. On wchodzi do środka, zamykając za sobą drzwi, by rodzice nie mogli nas usłyszeć.
– Jak się czujesz?
– Beznadziejnie. – mówię zgodnie z prawdą. Dźwigam się do pozycji siedzącej, a materac ugina się pod jego ciężarem, kiedy siada obok. – Nie wiem co o tym wszystkim myśleć.
– Powinnaś odpuścić. – mówi stanowczo. Widzę jak marszczy w zmartwieniu czoło, a mimo to odbieram to ofensywnie.
– Odpuścić?
– Tak. To... może być bardziej skomplikowane niż wygląda. Nie chcę żebyś wpakowała się w kłopoty.
– Już za późno, Charlie. Nie sądzisz? – jestem zniesmaczona samym faktem, że w ogóle sugeruje coś podobnego. – To okropne bagno. A ja w nie wdepnęłam.
– Tak i powinnaś się wycofać, dopóki nie wciągnęło cię całej.
– Słyszałeś ich. – mój ton jest oskarżycielski. – On go do tego zmusza. Jestem tego pewna. – tylko tyle udało mi się wywnioskować przez ostatnie godziny. Trudno było rozpętać ten kłębek myśli i faktów.
– To nie nasza sprawa. – nie patrzy mi w oczy, kiedy to mówi. Mocno zaciska zęby.
– On się nad nim znęca! Liberty potrzebuje pomocy. – wybucham z niedowierzaniem, że nic go to nie obchodzi.
– On nie chciał naszej pomocy. To wszystko jest zbyt ryzykowne. Nie do ciebie należy wymierzanie sprawiedliwości.
– Pieprz się Charlie! – odrzucam kołdrę i wstaję na proste nogi. Krążę po pokoju, przytrzymując włosy z tyłu głowy, by nie opadały na moją twarz. – Jak możesz w ogóle tak mówić!?
– Jesteś moją młodszą siostrą, Jem. Moim obowiązkiem jest dbać i martwić się o ciebie. Nie o Liberty'ego Chatto.
Atmosfera w pokoju gęstnieje. Żadne z nas się nie porusza, a ja ważę ostrożnie słowa nim pozwolę wybrzmieć im na głos. Jestem rozczulona tym co mówi. Nigdy tak bardzo się o mnie nie martwił. Choć nigdy nie miał ku temu powodów.
– Będę ostrożna, Charlie. – przykucam obok niego i chwytam go za ręce. – Będę informować cię o wszystkich moich zamiarach. Nie zrobię nic wbrew tobie. Nie narażę się na żadne niebezpieczeństwo. Tylko pozwól mi pomóc Liberty'emu.
Charlie wzdycha głośno. Widzę jak toczy wewnętrzny spór. Mija sporo czasu nim podnosi głowę i podejmuje ze mną kontakt wzrokowy. Patrzę na niego błagalnie choć przecież niezależnie od tego co powie i tak zrobię co zechcę. Wiem zbyt dużo, by odpuścić. Nie potrafiłabym patrzeć na Roy'a Chatto i udawać, że nie mam pojęcia o jego tyradzie, o tym jak krzywdzi własnego syna. Gdybym odpuściła, nigdy nie spojrzałabym na siebie w lustrze.
CZYTASZ
Morze istnieje naprawdę
Teen FictionRoyal Bangor Yacht Club to miejsce, w którym świat bogatych wielbicieli żeglugi przenika się z szarą rzeczywistością pospolitych mieszkańców miasteczka. Pomimo to kontrast jest wyraźny, a granica pomiędzy tymi dwoma środowiskami dobitnie nakreślona...