W sali rozbrzmiewa aplauz, ale dźwięk braw jest przygłuszony. Czuję się jakbym znalazła się pod wodą, a hałas dobiega znad jej tafli. Głębia morskiej otchłani skutecznie tłumi wszelkie odgłosy i słyszę tylko echo tętniącej w uszach krwi.
Długo wstrzymuję oddech, bo rzeczywiście zaczynam wierzyć, że nabranie wdechu poskutkuje zalaniem moich płuc i doprowadzi do utonięcia. Nie mogę zmusić się, by uderzyć dłonią o dłoń, więc tylko wyginam nerwowo palce i obserwuję jak sylwetka Roy'a Chatto podnosi się z krzesła i prostuje wyniośle. Poprawia klapy smokingu i z sztucznie przyklejonym uśmiechem podąża w stronę podestu, skinając co kilka kroków głową. Zerkam przelotnie na Liberty'ego, bo nie chcę przeoczyć ani chwili z rozgrywającej się właśnie akcji, ale ten ułamek sekundy wystarcza, abym wiedziała, że on także jest przerażony.
Roy Chatto staje na środku sali i wymienia uścisk dłoni z panem Reillym. Wszystkie pary oczu są skupione tylko i wyłącznie na nim, a on cieszy się tym momentem chwały zupełnie nieświadomy, że ktoś czyha na jego reputację.
I myśl, że nie uśmiechałby się w podobny sposób, gdyby tylko miał pojęcie, że wystarczy jedno kliknięcie na klawiaturze komputera, aby jego życie legło w gruzach, przyprawia mnie o cień satysfakcji. Jesteśmy o jeden krok do przodu. Element zaskoczenia jest po naszej stronie, bo Chatto nie ma zielonego pojęcia, że właśnie toczy z kimś wojnę.
– Wspaniały to był sezon w pańskim wykonaniu, panie Chatto. – Reilly przebija się do mojej świadomości. – Nie zawiódł pan naszych oczekiwań i cieszył pan nasze oczy znakomitą żeglugą. Z przyjemnością więc wręczam panu nagrodę za najwybitniejszy rejs jachtem żaglowym tak jak każdego poprzedniego roku. I myślę, że wszyscy zebrani tutaj zgodzą się, że jest to nagroda w pełni zasłużona.
Przebiega wzrokiem po sali i kilkanaście głów kiwa przytakująco głową. Inne nachylają się w swoim kierunku i szepczą coś pomiędzy sobą.
Widzę jak Roy Chatto odbiera swoją statuetkę z rąk Reilly'ego. Wymieniają między sobą uprzejmości, przeznaczone tylko i wyłącznie dla własnych par uszu, a ja przestępuję gorączkowo z nogi na nogę. Wpatruję się w ekran za ich plecami. Czarne litery wykrzykują nazwisko laureata i nie wygląda na to, by cokolwiek miało się zmienić.
Przełykam nerwowo ślinę i zerkam na Daniela. Trudno jest dostrzec wyraz jego twarzy z takiej odległości. Widzę tylko, że siedzi sztywno na swoim krześle. Zupełnie się nie porusza. Jestem niemal pewna, że czuje na sobie ciężar mojego spojrzenia, bo przyglądam mu się uparcie i wszystkimi siłami staram się zwrócić na siebie jego uwagę. Błagam go w ten sposób o zaufanie. Błagam, żeby zrobił to o co go prosiłam, żeby wyświadczył mi tą jedną jedyną przysługę. Ale on nie odwraca głowy. Z równą zawziętością ignoruje mnie i moje naiwne nadzieje. Przez moment zapominam, że wokół są inni ludzie. Ktokolwiek inny oprócz mnie, Daniela i rodziny Chatto, której losy spoczywają teraz w jego rękach.
– Jestem ogromnie zaszczycony, że kolejny rok z rzędu mogę stać na tej scenie i słyszeć swoje nazwisko w głośnikach. To dla mnie spore wyróżnienie, choć nieskromnie mówiąc, liczyłem, że wy również, tak jak i ja, dostrzeżecie państwo znakomitość mojej żeglugi. – ojciec Liberty'ego rozpoczyna swoją przemowę. Patrzę na niego, jak w obrzydliwy sposób wykrzywia wargi w zarozumiałym uśmiechu. Publiczność odbiera jego słowa jako dowcip, ale ja dobrze wiem, że wcale nie żartował, bo przecież jest święcie przekonany o własnej doskonałości.
– Dziękuję Wam za ten sezon. Czerpałem z niego naprawdę nieskrywaną przyjemność. Po raz kolejny udowodniliście mi, że jako członkowie Royal Bangor Yacht Clubu, jesteśmy jedną wielką rodziną.
Nie potrafię słuchać kłamstw tak gładko wydobywających się z jego ust. Mam ochotę roześmiać się na głos. Wykpić każde wypowiedziane słowo.
CZYTASZ
Morze istnieje naprawdę
Ficção AdolescenteRoyal Bangor Yacht Club to miejsce, w którym świat bogatych wielbicieli żeglugi przenika się z szarą rzeczywistością pospolitych mieszkańców miasteczka. Pomimo to kontrast jest wyraźny, a granica pomiędzy tymi dwoma środowiskami dobitnie nakreślona...