Dziesięć

38 4 2
                                    

– I co z tym robimy?

– Nie wiem.

– Powinniśmy tam pójść.

– Po co?

– Nie wiem. Może czegoś się dowiemy.

Daniel wypuszcza głośno powietrze i kręci z rezygnacją głową. Jego krótko przycięte włosy ani drgną pod wpływem wiatru wiejącego znad zatoki. Siedzimy na trawie, a on skubie jej źdźbło. Ja obserwuję fale, które rozbijają się o skały. Z bliska wywierają na mnie jeszcze większe wrażenie. Te, które widzę zza szyby klubowego okna nie mogą równać się z tymi, których szumu słucham teraz. Co jakiś czas pojedyncze krople wody, niesione silniejszym podmuchem wiatru, docierają aż do nas. Osiadają na policzku, przynosząc ukojenie.

Poprzedniego wieczoru Daniel odesłał mnie do domu. Widział jak się nakręcam i skutecznie ostudził mój zapał. Niemal wypchnął mnie przez drzwi, nakazując powrót do domu.

Nie chciałam tego robić, ale tkwienie na klubowym zapleczu i dopowiadanie coraz to nowszych scenariuszy, nie rozwiałoby żadnych wątpliwości. Wyszłam więc choć w głowie wciąż odtwarzałam podsłuchaną konwersację. Jak zdartą płytę, która nie jest kompletna, ale którą włącza się w nadziei, że tym razem zadziała i zagra całość. Naiwnie sądziłam, że powielając wypowiadane przez Liberty'ego i jego rozmówcę wersy, przypomnę sobie coś, czego wcale nie słyszałam.

– Niby czego? – odpowiada z frustracją Daniel. – Liberty Chatto leje się po mordzie za pieniądze. Też mi coś!

– Nie dziwi cię to? – marszczę brwi. – Powiedział, że potrzebuje pieniędzy. On. Syn Roy'a Chatto, właściciela największego biura nieruchomości w Belfaście, który pieniędzmi podciera sobie tyłek!

– Co z tego?

– Co z tego? – powtarzam z niedowierzaniem i parskam śmiechem, choć bez krzty wesołości. – Daniel, przecież to nie ma sensu! Po co się naraża, skoro może dostać kasę od rodziców? Zapewne daliby mu ją bez mrugnięcia okiem.

– A może właśnie by nie dali! – podnosi głos, na co się wzdrygam, bo robi to naprawdę rzadko. – Może Roy Chatto to stare skąpiradło. Dobrze wiesz jak zachowuje się w klubie. Na każdym kroku próbuje wyłudzić zwrot kosztów. Nawet za cholerne whisky, w którym za dużo było lodu! – znów wypuszcza głośno powietrze. Jego ramiona opadają, a ton łagodnieje. – Może odcina Liberty'ego od pieniędzy, przez co Liberty znalazł sobie ten a nie inny sposób na ich pozyskanie. Może jego stary się o tym dowiedział. Może kompletnie mu się to nie spodobało, więc wysłał nieposłusznego smarkacza do nas, wymierzając mu w ten sposób karę. Może ot to cała historia, a ty wciąż drążysz i popadasz w pieprzoną paranoję. To się robi niezdrowe, Jem.

Spuszczam speszona wzrok. Potrafię wyczytać pomiędzy wierszami, że moje zachowanie go męczy. Z pewnością nie tylko jego i wstydzę się tego, ale nie potrafię odpuścić, bo wdepnęłam w to zbyt głęboko. Z trudem przyznaję to nawet sama przed sobą, ale Liberty Chatto mnie intryguje. Jak film sensacyjny, którego akcja zaczyna nabierać tempa. Nie sposób wyłączyć go w trakcie. Jak można żyć bez poznania zakończenia?

– Pójdźmy tam. – proszę cicho, ze skrępowaniem, ignorując wszystko co przed chwilą powiedział. Czuję na policzku jego wzrok i zbieram w sobie pokłady odwagi, by podjąć z nim kontakt wzrokowy. – To ostatnia rzecz jakiej dokonam w tej sprawie. Później odpuszczę, obiecuję, ale proszę pójdźmy tam.

– Po co? Czego niby chcesz się tam dowiedzieć?

Wzruszam ramionami, bo w gruncie rzeczy sama nie mam pojęcia.

– Może znajdziemy tam potwierdzenie twojej teorii. – wyznaję w końcu bez przekonania. – Jeśli okaże się, że masz rację, będę spokojniejsza. Przestanę podejrzewać, że knują.

Morze istnieje naprawdęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz