– Dokąd idziemy?
– Naprawdę się nie domyślasz?
Wzruszam ramieniem, uśmiechając się niewinnie jak dziecko. Pozwalam prowadzić się Liberty'emu za rękę. Jego skóra ogrzewa moją, bo pogoda nie jest sprzyjająca.
– Idziemy na Darwina. Myślałem, że to oczywiste.
– Na Darwina?
– Tak. Nasza łódź. Już nie pamiętasz?
Kręci z rozbawieniem głową, zerkając na mnie przez ramię.
– Nie o to chodzi. Po prostu sądziłam, że...
– Że skoro mój ojciec został zatrzymany to nie mamy na nią wstępu?
Peszę się nieco, bo w jego ustach te słowa brzmią jak coś niestosownego.
– Coś w tym rodzaju. – bełkoczę zawstydzona.
– Niedługo zabierze ją komornik. No wiesz... za te wszystkie długi.
– Przykro mi. – odpowiadam całkiem szczerze.
– Tak. Mnie trochę też. Spędziłem na tej żaglówce niemal całe życie.
Przystajemy na moment pośrodku przystani. Liberty szuka wzrokiem łodzi należącej do rodziny Chatto od lat, a ja podążam tuż za nim. Jacht kołysze się na wodzie, bo tafla jest niespokojna. Wieje dość silny, listopadowy wiatr, który nikogo nie dziwi. Dostrzegam w jego oczach nostalgię. Tęsknotę do czasów, które już nigdy nie wrócą i mnie również dopada przygnębienie. Orientuję się, że już nigdy nie będziemy dziećmi. Że pewna beztroska została gdzieś w tyle, a ostatnie wydarzenia to zaledwie preludium trudnych decyzji jakie mogą czekać na nas w dorosłości.
– Hej. – Liberty obraca mój podbródek. Zmusza mnie tym do podjęcia kontaktu wzrokowego. Dość nieporadnie wymuszam uśmiech, na który nie daje się nabrać. – Przepraszam. Nie chciałem cię zasmucać.
– Nic nie szkodzi. Smutek to naturalna emocja w życiu człowieka. Od czasu do czasu trzeba go poczuć. Wtedy łatwiej jest docenić szczęście.
Wykrzywia wargi w łagodnym uśmiechu i widzę, że podobają mu się moje słowa.
– Będzie ku temu jeszcze wiele okazji. – odpowiada. – Ale nie dziś. Proszę, nie dziś.
– To nasz ostatni wieczór. – zauważam.
– Właśnie.
– Czy to nie wystarczający powód, aby się posmucić?
– Za kilka tygodni, miesięcy czy lat będziemy sięgać do tej chwili pamięcią. Wspomnienia będą wystarczająco bolesne. Nie chcę cierpieć już teraz. Nie w chwili obecnej.
Rozważam to co mówi i po chwili wahania kiwam potakująco głową. Mięsień na jego szczęce drga. Ponownie sięga po moją dłoń, choć znacznie delikatniej niż przedtem. Ledwie czuję dotyk jego palców. Schodzimy platformą w dół przystani. Drewniane deski skrzypią pod naszym ciężarem tak jak za pierwszym razem. Echo jego słów wciąż rozbrzmiewa w mojej głowie i trudno jest skupić mi się na czymś innym.
– Dlaczego zakładasz, że to będą bolesne wspomnienia? – pytam, bo nurtuje mnie to pytanie, choć sądzę, że oboje to czujemy. Jakieś wewnętrzne przeczucie każe mi sądzić, że nigdy więcej się nie spotkamy. Że kiedy tylko Liberty wyjedzie, nasze drogi rozejdą się bezpowrotnie, a ja okażę się tylko krótkim epizodem w jego życiu. Zaczynam sądzić, że miałam odegrać w nim tylko jedną rolę. Pomóc mu wydostać się z dołka, z którego sam nie potrafił się wydrapać i na tym poprzestać. W ostatnich dniach często nad tym myślę i naprawdę zaczynam wierzyć, że nie jest nam pisane nic więcej. Tak miało być. Chwilowy huragan, jaki wywrócił nasze istnienia do góry nogami, a teraz długi okres uporządkowywania ich na nowo. Może to tylko lekcja pokory dla mnie. Nauczka, że nie wszystko złoto co się świeci, a piękne twarze to nie do końca piękne historie.
CZYTASZ
Morze istnieje naprawdę
Dla nastolatkówRoyal Bangor Yacht Club to miejsce, w którym świat bogatych wielbicieli żeglugi przenika się z szarą rzeczywistością pospolitych mieszkańców miasteczka. Pomimo to kontrast jest wyraźny, a granica pomiędzy tymi dwoma środowiskami dobitnie nakreślona...