– Jeszcze raz. – prosi Liberty. Spoglądam na niego powątpiewająco, ale on nie zwraca na mnie uwagi. Wpatruje się w ekran komputera jak zahipnotyzowany, choć niczego nie może na nim dostrzec. Marszczy brwi, a w jego tęczówkach skrzy się coś na rodzaj strachu. Jakby obawiał się, że nagranie zaraz zniknie i nie będzie żadnego śladu po słowach w nim zawartych.
– Dobrze. – odpieram spokojnie i znów wciskam spację.
Jesteśmy w pokoju Charliego. Wszyscy trzej słuchamy zarejestrowanej rozmowy po raz kolejny z rzędu. Prawdopodobnie siódmy. Może ósmy. Już tracę rachubę.
Niewiele widać na obrazie. W korytarzu panował mrok i tylko co jakiś czas możliwe jest, by dostrzec kontury poruszających się postaci.
– Jesteś pewna, że to wystarczy? – pyta, a ja zerkam na Charliego, szukając w nim oparcia.
– Tak, Liberty. Wystarczy.
– To nagranie jest naprawdę mocne. – wtrąca mój brat. – Obrzucasz go wszystkimi zarzutami, a on wybucha, wyraźnie sygnalizując, że mówisz prawdę. Przyznaje się do zmuszania cię do walk. Grozi ci pobiciem. I co najważniejsze wyraźnie słychać jak cię uderza. Nie wywinie się. Tylko głupi miałby jakiekolwiek wątpliwości.
– Cóż... ma ogromne poparcie członków klubu, więc...
– Po tym wszystkim je straci. Wierz mi. Jestem tego pewna. – uśmiecham się do niego zachęcająco i mam nieodpartą chęć złapania go za rękę. Powstrzymuje mnie tylko obecność Charliego, który zdaje się obserwować każdy nasz ruch.
– Obyś miała rację.
– Royalsi nie mogą być aż takimi egoistami, prawda? – komentuje beztrosko Charlie. Razem z Liberty'm rzucamy mu równocześnie pobłażliwe spojrzenia.
– No wiesz. Kwestia sporna. – mówię.
– Zdarzają się i takie przypadki.
– W porządku, ale to mniejszość. Prawda?
– Mam taką nadzieję. – mruczę pod nosem i z powrotem przysuwam się bliżej biurka. – Zgram to na pulpit. I zrobię kopię. Tak na wszelki wypadek.
– Powinienem przynieść płytę, na której wypaliłem audio kłótni moich rodziców. – odzywa się nieco rozżalony.
– I zdjęcia. – uprzytamniam sobie.
– Właśnie. Są jeszcze zdjęcia.
– Jakie zdjęcia? – Charlie przeskakuje spojrzeniem pomiędzy naszą dwójką. Prawdopodobnie nie pamiętałam, by opowiedzieć mu o wszystkim.
– Obrażeń Liberty'ego. Po poprzedniej walce.
– Okej.
– Wszystko się przyda. – wzruszam ramieniem, choć on nie wygląda na przekonanego.
– I co dalej? – pyta.
– Zrobimy z tego film. – decyduję nim Liberty zdąży otworzyć usta. – I puścimy go na rozdaniu nagród.
– Jakich nagród? – Charlie nie ma zielonego pojęcia o funkcjonowaniu instytucji jaką jest klub żeglarski. Wznoszę oczy ku niebu, znużona faktem, że muszę mu wszystko tłumaczyć.
– Każdego roku na zakończenie sezonu klub przyznaje nagrody dla najlepszych żeglarzy. – wtrąca się w końcu Liberty, za co jestem mu wdzięczna.
– I niemal każdego roku nagrodę za najwybitniejszy rejs jachtem żaglowym otrzymuje jego ojciec. – dopowiadam. – Zwykle rozstawiamy duży ekran i rzutnik, by wyświetlać nazwiska laureatów wraz z ich fotografiami. Tak na wypadek gdyby ktoś nie dosłyszał. – wywracam oczami.
CZYTASZ
Morze istnieje naprawdę
Roman pour AdolescentsRoyal Bangor Yacht Club to miejsce, w którym świat bogatych wielbicieli żeglugi przenika się z szarą rzeczywistością pospolitych mieszkańców miasteczka. Pomimo to kontrast jest wyraźny, a granica pomiędzy tymi dwoma środowiskami dobitnie nakreślona...