19.Bez ciebie

1.1K 39 11
                                    

Jak wruciłam była godzina 1:00, czyli Moneci powinni już spać. No i tu się zdziwiłam, gdyż wszyscy byli na nogach i się pakowali. Jako pierwszy zobaczył mnie Will.
- WRÓCIŁA!!! - Po jego słowach nagle wszyscy zeszli. Jako ostatni zszedł Vincent, który nie wyglądał na zadowolonego.
- Witaj Droga Hailie. Masz nam coś do powiedzenia? - Zapytał.
- Właściwie to nie. Nie mam wam nic do powiedzenia. Jednak obawiam się, że możecie jutro nie wstać.
- O to się nie powinnaś martwić skoro nie należysz do naszej rodziny i wiesz co? Tak naprawdę to powinienem cię zabić za to, że wiesz o naszym ojcu. Nie twoim, a naszym!!!
- Wiesz Vincent? Sama tak uważam. Nie jesteśmy rodziną. Jednak zauważyłam, że wy wogóle nie umiecie się zachować, bo to jest po prostu koszmar, gdy ktoś na ciebie krzyczy, a ty nic nie możesz z tym zrobić, bo tą osoba i tak cię nie posłucha. Nie widzę więc powodu, dla którego mielibyście mnie trzymać pod swoim dachem. - Powiedziałam spokojniej niż Vincent.
- Ja nie mam problemu z tym, że z nami mieszkasz. - Powiedział Will.
- Ja tak samo. - Tym razem odezwał się Dylan.
- Popieramy. - Powiedział Shane i Tony w tym samym czasie jak na bliźniaków przystało. Gdy Vincent tylko to usłyszał automatycznie zrobił się bardziej czerwony co oznaczało, że był wkurwiony, a to może się źle skończyć. Ale nie tylko dla chłopaków, bo dla mnie też. W pewnym momencie zobaczyłam, że Vincent zaczął się do mnie zbliżać, więc przyłożyłam rękę do mojej torebki. Na szczęście nikt tego nie zauważył. Na szczęście.
- Idź się pakować. Jutro lecimy najpierw do Londynu potem wracamy do Stanów. Już bez ciebie Droga Hailie. - Powiedział, a ja byłam po prostu w raju. W końcu zobaczę mamę. Jednak musiał to przerwać Dylan.
- NIE!!! ONA LECI Z NAMI DO PENSYLWANII!!! - Stwierdził.
- Nie. - Warknął Vincent, a ja ich wyminęłam i poszłam się pakować. Jutro w końcu wielki dzień.

Perspektywa Dylana

Gdy Vincent wypowiedział to ostatnie słowo to nasza mała dziewczynka go wyminęła i poszła do pokoju. Byłem wkurwiony. Najpierw ją bierze, a teraz z niej rezygnuje. No co za człowiek. Jeszcze stwierdził, że powinien ją zabić. Nawet nie chce wiedzieć co ta dziewczyna czuje, bo nie dość, że straciła matkę i babcię to jeszcze mój najstarszy brat chce ją oddać. A ja jej obiecałem, że nie pójdzie do sierocińca. Muszę coś z tym zrobić. Najpierw spojrzałem jednak na Will' a, Shane' a i Tony' ego, którzy chyba pomyśleli o tym samym co ja i pokiwali głowami. Teraz już nie patrząc na Vince' a skierowaliśmy się do pokoju naszej siostry, a zapujać postanowił Shane.
- Proszę. - Usłyszeliśmy jej cichy głos, po czym weszliśmy, a ona na nas spojrzała. - Po co do mnie przyszliście? - Zapytała tym razem wrednie.
- Słuchaj malutka. Nie chcemy cię oddawać. Nie zasługujesz na takie coś. Vincent się po prostu wkurzył, bo poszło coś po nie jego myśli. Nie pozwolimy ci odejść, bo straciłaś matkę, a my znamy to uczucie, dlatego jeśli chcesz to możemy nawet teraz wylecieć? - Zapytał Will.
- Nie. Przeżyje. Dałam sobie radę ze śmiercią matki, to z tym także sobie poradzę. Nie musicie się martwić. - Powiedziała, a ja na nikogo nie patrząc po prostu do niej podszedłem i objąłem na co się spieła. Znowu. Nie rozumiem o co jej chodzi czasami. Ale wracając, zaraz potem podeszli reszta braci i zrobili to samo co ja przed chwilą. Hailie za to jeszcze bardziej się spieła i w końcu nie wytrzymała.
- Puśćcie mnie. - Warknęła, a my się od niej automatycznie odsunęliśmy. - Dziękuje. - Powiedziała. - I dobranoc. - Zakończyła, a my wyszliśmy poniekąd zadowoleni. Po tym zdarzeniu, każdy ruszył do swojego pokoju, aby się na jutro wyspać.

Perspektywa Vincenta

Po tej kłótni miałem lekkie wyrzuty sumienia, bo to co powiedziałem było nie prawdą i wcale tak nie myśle. Byłem po prostu wkurzony, bo moi bracia nie potrafią mi się sprzeciwić, a ona to robi na każdym kroku bez problemu. Aż się dziwię, bo nawet członkowie Organizacji nie potrafią mi się sprzeciwić. Nie wiem więc jak ona to robi. Po tych przemyśleniach uznałem, że ja bez niej długo nie wytrzymam, więc postanowiłem do niej pójść i ją przeprosić. Jak podszedłem do jej pokoju to chwilę się wachałem czy zapukać, ale uznałem, że jestem jej to winien, dlatego zapukałem.
- Proszę. - Usłyszałem jej cichy głos, więc wszedłem. - Po co przyszedłeś Vincencie? - Zapytała, a mnie zamurowało.
- Skąd wiedziałaś, że to ja?
- Uznasz mnie za psychopatkę, ale umiem to rozpoznać. - Powiedziała, a ja do niej podszedłem.
- Nie. Nie uważam cię za psychopatkę. - Odpowiedziałem jej.
- Więc po co przyszedłeś?
- Przyszedłem cię przeprosić. Wiem, że nie powinienem się tak zachować. Nie chce cię oddawać do domu dziecka, bo ja sobie bez ciebie nie poradzę. Jesteś jedyną osobą, która potrafi mi się sprzeciwić. Nawet ludzie z mojej pracy nie potrafią mi się sprzeciwić. Jesteś wyjątkowa i powinnaś o tym wiedzieć, dlatego cię przepraszam. Byłem wkurzony. Nie wiedziałrm co mówie. - Powiedziałem z wyżutem.
- Spokojnie. Wybaczę ci. Jednak jeżeli masz zamiar mnie oddać to ja cię zrozumiem. W końcu nie jestem waszą rodziną.
- Hailie oczywiście, że jesteś częścią naszej rodziny. Jak widzisz zaufaliśmy ci na tyle, że wiesz o naszym ojcu, który został i tak zamknięty w więzieniu. - Powiedziałem, a ona nawet na mnie nie spojrzała, tylko zamknęła walizkę i odłożyła ją na ziemię, po czym usiadła na swoim łóżku, co uczyniłem zaraz po niej.
- Nie jestem waszą rodziną. Gdybym nią była, to nie byłabym taka jak teraz. - Powiedziała, a ja nie spodziewałem się takiego zwrotu akcji, że nagle będę ją przekonywać do tego, że jest naszą rodziną.
- Posłuchaj mnie Hailie. Jesteś naszą rodziną i to się nigdy nie zmieni. Uwież mi. Proszę. - Odparłem, a ona na mnie spojrzała, po czym pokiwała głową, a ja postanowiłem już wyjść z jej pokoju, dlatego dałem jej szybkiego buziaka w czółko i wyszedłem z jej tymczasowego miejsca do spania sam kierując się do swojego.

Hailie Monet - Szefowa OrganizacjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz