Po tym gdy matka Hailie Gabriela i jej babcia giną w wypadku samochodowym, Hailie trafia do swoich braci, których znała lepiej niż ich ojciec. Gdy zginęła Gabriela Hailie przejmuje jej stanowisko w Organizacji jako szefowa.
Czy bracia dowiedzą się...
Jak wstałam spojrzałam na telefon, aby sprawdzić godzinę. Okazało się, że jest sporo przed 5:00, więc uznałam, że to idealna pora na zejście na dół i zrobienie sobie śniadania. Gdy byłam na dole to mogłam się delektować ciszą jaka się tam znajduje. Na śniadanie zrobiłam sobie owsiankę z malinami, a gdy zjadłam to weszłam do mojego pokoju i przebrałam się w mój czarny strój kąpielowy, a do tego luźną czarną sukienkę u czapkę z daszkiem. Tym razem białą. Jak byłam gotowa to wzięłam telefon, krem z filtrem i ręcznik, po czym wyszłam z domu i skierowałam się na plażę. Na początku się posmarowałam kremem i po odczekaniu 10 minut weszłam do wody zdejmując sukienkę. W wodzie siedziałam do momentu, aż nie uznałam, że pora się trochę poopalać. Po pewnym czasie gdy sobie leżałam usłyszałam, że ktoś krzyczy moje imię, a po głosie i tonie to musi być Dylan. No właśnie. Dylan. On mnie już tak doprowadza do szału z tą jego nadopiekuńczością. Z resztą nie tylko on. Wszyscy synowie Camden'a Moneta tacy są. Naprawdę mnie to wkurza, więc niech się nie dziwią, że im uciekam, bo mnie takie rzeczy wkurzają. Ale wracając, w końcu Dylan raczył przestać się drzeć i wyszedł na dwór, gdzie mnie znalazł, zaczynając rozmowę. - Dziewczynko wszyscy cię szukamy. Chodź do domu. Nie będziesz przecież siedzieć na tym słońcu. - Powiedział zdyszany. - Nie idę do żadnego domu, bo nie mam takiego tutaj w Tajlandii. - Powiedziałam dalej leżąc i nie zaszczycając go ani jednym moim spojrzeniem. - Jasne, że masz tu dom. - Powiedział zaczynając że mną kłótnie, bo widocznie ktoś tu nie wiedział co to znaczy dom. Postanowiłam mu więc to wytłumaczyć. - Słuchaj Dylan. Ja nie wiem co ty widzisz przed oczami, gdy mówię dom, ale ja widzę rodzinę i miłość. MOJĄ rodzinę i MOJĄ miłość. Ty za to jak mówie dom to przed oczami widzisz budynek za parę milionów dolarów. Ja za to mogła bym mieszkać pod mostem z moją mamą, a i tak byłabym szczęśliwa. - No i tu się mylisz dziewczynko, bo ja mówiąc dom mam na myśli ojca i chłopaków. - Powiedział. - Chce ci przypomnieć, że to nie jest mój ojciec. Ja ojca nie posiadam. - Właśnie, dlatego po ciebie tu przyszedłem. Jedziemy zrobić testy. Jeśli jednak wyjdzie negatywnie to pamiętaj, że cię z domu nie wrzucimy. - Powiedział, a mi się chciało śmiać, bo prawda jest taka, że jako swoją matkę uznaje Monetów mamę, a co za tym idzie? Ja mam swoją rodzinę, która mnie wspiera za wszelką cenę. Ale wracając, Dylan wyciągnął do mnie rękę, którą z nie miłą chęcią przyjęłam i zabierając wszystkie rzeczy zabrane na tą plażę ruszyliśmy do środka, gdzie wszyscy siedzieli przy stole. - Dzień dobry Droga Hailie. - Powiedział Vincent. - Nie taki dobry. Po co chcecie jechać na jakieś testy DNA? - Zapytałam dążąc do wyjaśnienia tej sprawy. W końcu Vincent się domyśla kim jestem. No właśnie, a skąd ja to tak właściwie wiem? Otóż kamery i podsłuchy. W tym domu istnieje takie coś. To po pierwsze, a po drugie po oczach Vincenta można rozpoznać bardzo wiele, dlatego więc nie chce jechać na tę testy. Choć nie... Jest jeden człowiek, który pracuje właśnie w takim salonie. Może mogłabym napisać do niego, żeby sfałszował moje wyniki testu? Tak to jest dobry pomysł. Wręcz bardzo dobry. W końcu, gdy byłam daleko myślami od Monetów to ktoś musiał mi to przerwać. A był to Tony we własnej osobie. - Hailie! Słuchasz nas? - Zapytał. - Przepraszam zamyśliłam się. - Powiedziałam. - Nic nie szkodzi Droga Hailie. Powiedziałem, abyś poszła się przebrać oraz prosiłbym cię, abyś napluła do tego pojemnika. - Powiedział wręczając mi pudełko, po czym się odwróciłam i ruszyłam do pokoju się przebrać. Postanowiłam założyć sukienkę, która wyglądała tak:
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
I do tego białe szpilki. Jak byłam gotowa to napisałam do tego mojego człowieka, żeby podrobił te dokumenty, po czym naplułam do pojemnika i biorąc torebkę, w której wsadziłam telefon, portfel, pomadkę i pistolet (tak na wszelki wypadek) zeszłam na dół, gdzie już wszyscy czekali. Jak mnie tylko zobaczyli to oczy im się powiększyły do wielkości 5 złotych. No w sumie to co się dziwić skoro jestem taka piękna. Ale tą ciszę ktoś musiał przerwać. A tym kimś był tym razem Dylan. - Nie za krótka ta sukienka? - Zapytał z uniesioną brwią. - Nie. Jest idealna., a nawet powiedziałabym za długa. - Odrzekłam i zeszłam na dół wymijając ich. - No przecież na miasto idziemy prawda? - Zapytałam, a co pokiwali głowami, co nie powiem, że mi się nie spodobało, bo spodobało. - To idziemy? - Tak. Chodźcie bo zamkną klinikę. - Powiedział Vincent i ruszyliśmy do helikoptera, a po około 30 minutach z niego wychodziliśmy kierując się w stronę kliniki. Jak doszliśmy na miejsce to dałam Vincentowi pudełko, po czym podał mojemu człowiekowi i zaczął wypisywać moje dane. Jak tylko skończył to wyszliśmy stamtąd i Dylan uznał, że możemy skożystać z tego, że jesteśmy w mieście i przejść się po galerii, więc tak też zrobiliśmy. Do galerii dostaliśmy się taxi.