Rozdział VIII

48 4 12
                                    

Jake POV:
Próbowałem myśleć trzeźwo, lecz przecież byłem pijany więc niby jak miałem to zrobić. Patrzyłem dalej wtulony w kąt jak tamci dwaj są bliscy zabicia się nawzajem, a ja jestem tu niczym piąte koło u czwartego wozu. Czułem się bezużyteczny, zagrożony i winny jednocześnie. Nie wiedziałem czy mogę zrobić coś co tylko nie pogorszy sytuacji. Odbiłem się od ziemi bo uznałem, że pierwszym lepszym krokiem będzie nie leżenie na posadzce.

Przez skedundę nie patrzyłem na nich lecz słyszałem doskonale. Usłyszałem dźwięk bolesnego uderzenia, zapewne w twarz bo na tej wykosi Heeseung miał swą dłoń. Szybko obróciłem wzrok na nich. Znów bym opadł z przerażeniem na ziemię, lecz wsprałem się opierając o ścianę.

Jay osunął się na podłogę. Jego twarz spowiła rozlewającą się krew. Zasyczał z bólu patrząc na Heeseunga, stojącego nad nim, oddychającego przez rozchylone wargi. Nachylił się nad nim szarpiąc za koszulę, przyciągając do siebie znów mierząc w niego pięścią. Jay nawet nie stawiał oporu, przymknął tylko oczy. Nie chciał już patrzeć jak ten miażdży mu czaszkę.

Wtedy ja niczym wystrzelona z łuku strzała szybko szarpnąłem Heeseunga w przeciwną stronę, tak, że ten chybił ze swoim ciosem. Spojrzał na mnie pytająco, lecz o dziwo nie z wrogością.

- Zostaw go już - wydyszałem puszczając Heeseunga - to nic nie zmieni.

- Ty...- Jay zakrztusił się, napływającą mu krwią -...chcesz mnie kurwa zabić? Pojebało cię?

- Potrzebujesz lekarzy- chłód w jego głosie sprawił, że aż mnie zrobiło się zimno - Wiesz co będzie trzeba zrobić.

Jay kiwnął głową, a ja nie wiedziałdm o co im dokładnie chodzi. Odwrócił wzrok na mnie, podchodząc bliżej. Wyciągnął dłoń chcąc sięgnąć ręką na moją pocharataną, pełną małych zacięć, twarz. Ręce też miałem poobijane lecz to było łatwiej ukryć. Pochyliłem głowę starając się nie patrzeć na niego.

- Coś ci się sta...

- Zostaw mnie - odrzuciłem jego dłoń od siebie - nie udawaj świętego, nie myśl, że mnie zwiedziesz czułymi słówkami.

To nie był najlepszy pomysł, patrząc, że pod wpływem substancji na pewno jego reakcje były mniej przemyślane, chaotyczne, nie myślał ani o zdrowiu innych, ale nawet nie o swoim. Pewnie oczekiwał, że mu podziękuję, że będzie moim wybawcą. Otóż nie, nie będę upadał przed nim na kolana, nie bed się pogrążać bardziej, bardziej niż już to zrobiłem.

- Jake! Powiedzieć...muszę Ci...coś - oparł się o bok siedzenia swoim biodrem, bo mimo iż próbował za mną biec, jakoś zaprzestał z tym.

Nie chcę jego tłumaczeń i tak nie znajdę w nich sensu. Nawet nie mam na to czasu. Przecież oni tam czekają na dole, zastanawiając się co a do cholery robię. Sam chciałbym wiedzieć. Moje działania były absolutnie głupie, właściwie co próbowałem zrobić? Ochronić go w jakiś sposób? Ale po co? Co on mnie obchodzi? Co ja jego obchodzę? Nic, no właśnie, nic.

Już miałem zjeść po tych samych schodach, po których udałem się tu lecz poczułem jak czyjaś dłoń chwytając za mój nadgarstek. Wiedziałem, że to Heeseung jednak dogonił mnie. Cały czas nie puszczał mej dłoni, więc nie mogłem dalej iść. Zablokował mi przejście opierając jedną dłoń na ścianie. Szybko spojrzałem na jego rękę na wysokości mej twarzy. Jego palce drżały, nie umiał utrzymać stabilności. Widziałem każdą jego żyłę jak wystawała nienaturalnie, wręcz sztucznie.

- Nie możesz iść.

- A to niby czemu? - skyżowałem dłonie na wysokości klatki - Nie będę spełniał twych egoistycznych zachcianek.

I Hate You I Love You || Heejake || Ramyeons  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz