7

1 0 0
                                    

Wstałam jeszcze przed budzikiem. Ubrałam się wygodnie. Dresy to był najlepszy pomysł na takie wyjście. Zeszłam do lobby i napisałam do Roberta, że już jestem. Po chwili przyszedł ze swoją walizką.

-Dziękuję, że się zgodziłaś. Dziwnie mi trochę było by jechać samemu na lotnisko. Po za tym Ty lepiej znasz angielski, żeby się dogadać w razie potrzeby.- stwierdził nieśmiało.

-Nie ma sprawy- więc o to chodziło. Tyle mogę dla niego zrobić.

-Taksówka już czeka. Chodźmy.

Złapaliśmy się rękę i zaczęliśmy iść w stronę drzwi. Po chwili uwolniłam się z uścisku.

-Przepraszam- powiedziałam zawstydzona- przyzwyczajenie- uśmiechnęłam się krzywo.

-Tak myślałem, chociaż przez chwilę miałem nadzieję.- zapadła niezręczna cisza. Wsiedliśmy do taksówki. Przez większość trasy milczeliśmy.

-Może wrócisz ze mną?- spojrzałam na niego- wiem, że schrzaniłem, przepraszam, daj mi jeszcze jedną szansę. Proszę.- patrzył na mnie jak dziecko, które wie, że źle zrobiło. Ale przecież on nie był dzieckiem.

-Wiesz ile miałeś szans? Ja od roku to ratuje. Urlop miał być ostateczną próbą ratowania naszego związku. Wyszło jak wyszło- odwróciłam wzrok, patrzyłam na nogi- wyszło, że nie wyszło.- dodałam w momencie, w którym samochód zatrzymał się pod terminalem. Wysiedliśmy. Poszliśmy w kierunku odprawy.

-Dalej i tak nie wejdę. Myślę, że sobie poradzisz. Zawsze możesz skorzystać z tłumacza w telefonie.- przypomniałam

-Tak, umm, wiem, dziękuje. Przepraszam. Będę czekał na Ciebie w naszym domu. Baw się dobrze.- uśmiechnął się krzywo.

-Bezpiecznej podróży, pa.- Odwróciłam się i poszłam w kierunku wyjścia. Z kieszeni wyjęłam telefon. Kilka nieodebranych wiadomości i połączeń.

-Co znowu- pomyślałam, ale zanim zdążyłam sprawdzić kto to telefon znowu zaczął dzwonić. Adam.- No tak zakupy.

-Halo- odebrałam

-Wszystko dobrze? Gdzie jesteś?- zapytał wyraźnie zaspany.

-Umm... na lotnisku- zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć Adam wyszeptał -Lecisz do Polski?

-Nie. Zostaje. Odwoziłam Roberta.

-Co? Czekaj jak to?

-Poprosił mnie, żebym mu pomogła, właśnie się odprawia, a ja wracam do hotelu.

-Poczekaj. Nigdzie nie wychodź. Zaraz tam będę. Mam coś dla Ciebie.-rozłączył się. Skoro i tak mieliśmy się spotkać to poczekam. Może zjem jakieś śniadanie. Usiadłam w lotniskowej restauracji dostępnej dla wszystkich. Zamówiłam tosty francuskie i cappuccino. Adam pojawił się szybciej niż moje śniadanie. Podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek.

-Zjesz ze mną?- zapytałam.

-Oczywiście- po chwili powiedział coś po hiszpańsku do kelnerki i usiadł obok.- Twój mąż wyleciał?

-Odprawił się na pewno. Niedługo ma samolot. A właśnie, przepraszam- wzięłam swój telefon i napisałam SMS do j e s z c z e teściowej.

"Robert właśnie wsiada do samolotu,

będzie w Polsce za kilka godzin"

Schowałam telefon i w tym momencie przyszła kelnerka z naszym zamówieniem szczerząc się do Adama jakby nigdy nie widziała mężczyzny. Widząc to Adam złapał moją dłoń i powiedział coś jak sądze po Hiszpańsku w moim kierunku. Kelnerka spojrzała na mnie uśmiechnęła się znacznie mniej przyjaźnie i odeszła.

-Co powiedziałeś?

-Smacznego najdroższa.

-Biedna kelnerka, już pewnie miała nadzieję- wymieszałam swoja kawę.

-Nikt nie ma już szans- szepnął, a ja znieruchomiałam. Zaraz zabrał się za jedzenie. Jedliśmy rozmawiając, śmiejąc się, czując się nad wyraz swobodnie w swoim towarzystwie. Znamy się trzy dni, ale tyle się wydarzyło. Zatrważające. Chociaż dobrze mi z tym. Dobrze mi przy nim. Bezpiecznie, przyjemnie, atrakcyjnie.

-Chodź, odwiozę Cię do hotelu, pewnie potrzebujesz chwili, żeby się ogarnąć- powiedział po tym jak zjedliśmy.

-A dress code?- zapytałam wstając z krzesła, które mi odsunął.

-Dress code- powiedział przeciągając- czeka na Ciebie w samochodzie.-wyciągnął dłoń w moją stronę. Podałam mu swoją. Po chwili przyłożył swoją dłoń na moje plecy i tak prowadził mnie w stronę parkingu. Otworzył mi drzwi do samochodu, sam wsiadł za kierownicę i ruszył. Po chwili jego ręka powędrowała na moje udo i tam została. Było to bardzo przyjemne i pociągające.

-Na którą ma być gotowa?

- Przyjadę po Ciebie o siedemnastej- właśnie zatrzymaliśmy się pod hotelem. Spojrzał na mnie i wysiadł z samochodu. Podszedł i otworzył mi drzwi. Robił to tak naturalnie, bez żadnego zastanowienia. Pomógł mi wysiąść.

-Poczekaj chwilę- otworzył bagażnik i wyjął z niego piękne jasne pudło.- To Twój dres- powiedział- pozwól, że pomogę Ci go zanieść.

-A czy Ty jesteś z tej epoki?- zapytałam - podróżujesz w czasie i czy masz 200 lat?- uniosłam jedną brew.

-Ani jedno ani drugie. Zapytaj moich rodziców.- znowu położył rękę na moje plecy- Idziemy?- pokiwałam głową i ruszyliśmy w stronę windy. Trochę dziwnie musieliśmy wyglądać. Ja w dresie, a on mimo wakacyjnego looku był bardzo elegancki. Dotarło to do mnie dopiero w windzie jak stanęliśmy obok siebie a dokoła były lustra. Piękna i bestia- pomyślałam, tylko raczej piękny i bestia. Uśmiechnęłam się na porównanie, które podsunęła mi moja wyobraźnia. Adam położył sukienkę na stoliku w moim apartamencie, pocałował w policzek i wyszedł. Zajrzałam do pudełka. Wzięłam wieszak do ręki. Wisiała na nim długa, biała kopertowa sukienka, z długim rozporkiem po lewej stronie, warstwy materiału delikatnie na siebie zachodziły, przy chodzeniu z pewnością widać było prawie całą nogę. Krótki ręka, dość głęboki dekolt z przodu i z tyłu. W pudełku znajdowały się również złote sandałki na szpilce. - Gustownie- pomyślałam i poszłam wziąć kąpiel. Postawiłam na delikatne loki i lekki makijaż, zważywszy na pogodę i kolor przewodni. Wyszłam z łazienki w białych koronkowych figach. Sukienka miała zbyt duży dekolt na biustonosz. Założyłam buty i sukienkę. W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Nie zdążyłam zobaczyć jak wyglądam. Otworzyłam drzwi. Na hol stał Adam. Ubrany w świetnie skrojony biały garnitur, beżowa, jasna kamizelka pod marynarką. Miał ogoloną brodę. Wyglądał jak grecki bóg, a może hiszpański.


Piękne WakacjeWhere stories live. Discover now