1. Uwielbiasz mnie

1.7K 39 60
                                    

* Trzy miesiące wcześniej *

Pedri obudził się nagle, gdy samolot wylądował na lotnisku w Doha, usłyszał oklaski i podekscytowane okrzyki swoich kolegów z drużyny i uśmiechnął się, gdy zdał sobie sprawę, że w końcu są w Katarze. Poczuł ciężar na ramieniu i doskonale wiedział, nie musząc się odwracać, że Gavi nadal śpi. Jego umiejętności ignorowania wszystkiego, kiedy spał, były godne podziwu. Lot trwał wieczność i obaj zasnęli wkrótce po stracie. Niektórzy z jego kolegów już chwytali swoje rzeczy i ustawiali się w kolejce do wyjścia z samolotu, jakby się spieszyli. Pedri wciąż przetwarzał informacje, że musi wstać.

- Pedri, stary, jesteśmy w Katarze! - Podskoczył, gdy usłyszał głos Ferrana, który podniósł się i stał teraz przed nimi z ogromnym uśmiechem. Nawet to nie wystarczyło, żeby obudzić Pabla, który po prostu poruszył się, aby jeszcze bardziej oprzeć się na ramieniu kanarka.

- No co ty - zaśmiał się Pedri, na co Ferran przewrócił oczami i uderzył go w czoło.

- Trochę więcej entuzjazmu, człowieku - Potrząsał głową i wskazał na śmiejącego się Gaviego - A ten? Możemy się rozbić, a on wciąż by spał, co za dzieciak.

- Tak, ja też tego nie rozumiem- uśmiechnął się - Idźcie, a ja go obudzę.

- Powodzenia stary, spotkamy się na zewnątrz- i odwrócił się, by złapać za ramiona Nico Williamsa przechodzącego obok niego, wychodząc zarówno z samolotu.

Ludzie wciąż siedzieli na swoich miejscach, zbierając rzeczy lub włączali telefony, ale większość już zniknęła. Pedri odwrócił głowę, aby spojrzeć na swojego towarzysza i zaśmiał się cicho, gdy zobaczył jego twarz przyciśniętą do ramienia.

- Gavi - powiedział, używając wolnej ręki, żeby nim lekko potrząsnąć - Hej, obudź się.

Tylko chrząknął i odepchnął rękę, która nim potrząsała, gdy się usadowił, przylgnął bliżej do Pedriego i chowając twarz w przeciwległej szyi, westchnął co rozśmieszyło kanarka który poruszył się lekko od uczucia łaskotania.

- Pablo, chodź, jestem pewien, że wszyscy na nas czekają - spróbował ponownie podnosząc rękę, by poklepać go palcami po policzku.

- Więc, niech czekają - mruknął ochrypłym, śpiącym głosem i musnął ustami jego szyję.

- Nie możemy kazać reprezentacji Hiszpanii czekać - zaśmiał się, pociągając go lekko za ucho.

- Repreze.. - w końcu wyciągnął głowę z miejsca, gdzie ukrył ją na szyi, i zmarszczył brwi, wciąż na wpół śpiący. Dopóki nie zdał sobie sprawy, co powiedział kanarek, i jego oczy się rozszerzyły - Reprezentacja Hiszpanii! Cholera, jesteśmy w Katarze.

Pedri roześmiał się, co odbiło się echem w całym samolocie, gdy zobaczył, jak zdezorientowany obudził się jego przyjaciel. Skinął głową z uśmiechem, a Gavi przetarł oczy jedną ręką, gdy w końcu się rozejrzał.

- Wszyscy już wyszli? - zapytał wciąż sennym głosem, ale teraz już bardziej rozbudzony, gdy odwrócił się, by wyjrzeć przez okno.

- Na to wygląda - odpowiedział, gdy zdał sobie sprawę, że gdy obudził Pabla, samolot był pusty - Chodźmy, zobaczymy czy pierwszego dnia będziemy się kłócić.

Gavi roześmiał się, przeciągając się, po czym oboje wstali, aby chwycić plecaki i upewnić się, że niczego nie zostawili. Podeszli do drzwi samolotu, gdzie nadal czekała stewardesa, która uśmiechnęła się do nich i życzyła powodzenia przy wyjściu. Przechodzili już przez kładkę w stronę terminala, gdy Pedri zauważył, że ramię szatyna otacza jego ramię i przyciąga do siebie.

Cafuné | Pedri & GaviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz