12. it's all your fault!

249 27 21
                                    

@sung

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

@sung.ie_han
225 polubień 17 komentarzy
________________________________

HYUNJIN POV

Wtorek, godzina 9:00.
Znajdowałem się w tak łagodzącej ciszy... Felix był na spacerze z Kkami, a ja zmywałem podłogi gdyż był to najlepszy czas na wykonanie tej czynności.

Muzyka w tle była mi zbędna. Był to pierwszy dzień w którym mogłem odetchnąć stojąc przy otwartym oknie i wsłuchując się w śpiewy ptaków czy szelest liści.

Oczywiście ktoś musiał to zepsuć.

Mój telefon na blacie w kuchni zaczął dzwonić.
Wziąłem komórkę do dłoni, a gdy zobaczyłem kto próbował się do mnie dodzwonić, humor mi się pogorszył.
Felix.

Było tak wiele opcji... Czego właściwie ode mnie chciał? Znowu jakaś propozycja pogodzenia? A może zaproszenie do restauracji...

Wcisnąłem zielony przycisk i przyłożyłem głośnik do ucha.

— Przyjdź do parku! Kkami nam uciekła! — krzyczał z paniką w głosie, a w tle było słychać Changbina.

Przepraszam bardzo, co?
Serce miałem dosłownie w gardle. Tak bardzo chciałem sprzeklinać Lee za jego nieodpowiedzialność, jednak odrazu się rozłączyłem.
To nie był zwykły kundel. To właśnie przez tego psa musiałem mieszkać z Felixem, a jego zniknięcie wywołało by duże zamieszanie.

Rzuciłem mopem, wsunąłem telefon do tylniej kieszeni w spodniach i cały rozstrzęsiony od tamtej sytuacji wybiegłem z mieszkania.
Nawet nie spojrzałem na windę, schody były o wiele szybsze. Z każdą sekundą Kkami mogła się bardziej oddalać.

Tak w zasadzie to... jak oni do tego doprowadzili? Z tego co było mi wiadomo to mój współlokator przechadzał się wspólnie z Changbinem. Yongbok jest dosyć ogarniętym chłopakiem, a więc stawiałem na winę mojego kuzyna...

Wbiegłem z całą prędkością za ogrodzenie parku. Teren był ogromny. Wszędzie tylko ludzie ze swoimi pupilami... gdzie oni byli?
Nie odpuszczając sobie biegu podążałem ścieżką w przód próbując namierzyć tych debili.
Stali zmartwieni z samą smyczą pod jednym z drzew.

Resztką sił do nich pobiegłem. Gdy tylko mnie zobaczyli podeszli do mnie. Seo trzymał się za głowę myśląc, że to on jest właścicielem chihuahuy, a Felix po prostu... wyglądał na mocno zasmuconego.

— Wiem co chcesz powiedzieć — Bin wystawił swój palec przed moją twarzą — większych idiotów nie widziałeś. Ale teraz musimy szukać tego psa — dokończył i natychmiast zaczął się od nas oddalać krzycząc imię naszej chihuahuy.

Blondyn spojrzał na mnie i postąpił tak samo jak Seo.

Biegliśmy w trójkę równolegle robiąc wszystko żeby pies nas usłyszał. Nic się nie zmieniało, a nadzeja zaczęła znikać...

— Changbin, zadzwoń do schroniska, może tam ją widzieli — rozkazał zmartwiony Felix, a Seo wyciągnął w pośpiechu telefon wykręcając numer.

Podczas gdy mój kuzyn usiłował dodzwonić się do adopcji, ja z blodnynem nadal biegliśmy z myślą, że to coś da... Ciągle byłem wkurzony. Jak oni do tego dopuścili...

— Nie poddawajmy się... — powiedział cicho Lee coraz wolniej przebierając nogami.

Po jego dopingujących słowach zatrzymałem go ciągnąc jego ramię.
— Nie poddawajmy się? To wszystko twoja wina! — krzyczałem na niższego trzymając z nim kontakt wzrokowy.

— Niby dlaczego moja? — odparł broniąc się, a jego oczy stawały się coraz bardziej czerwone.

— To ty wyszedłeś z nim na spacer! Na dodatek z Changbinem! On jest jeszcze głupszy od ciebie — wytykałem go palcem nie mając już odwrotu od swoich nie znikających argumentów.

— Ty się w ogóle słyszysz? Nic nie rozumiesz...

— Do niczego by nie doszło gdybyś nie zamieszkał u mnie — mój głos zaczął się uciszać.

— Nie! — zaprzeczył głośno dopinając swojego — Do niczego by nie doszło gdybyś wziął innego psa!

— Nie mogłem! Bo... — zatrzymałem się. Dlaczego na niego krzyczałem... Te wrzaski nic nie dawały, a psa nadal brak. Wszyscy wiemy jak bardzo zależało mi na posiadaniu chihuahuy, jednak moje marzenie o tej rasie nie było jedynym powodem dla którego chciałem tego psa. — Miałem kiedyś psa, nazywał się Koby. Był taki słodki... Nigdy nie zrobił niczego złego, nawet na mnie nie szczekał. Jednak sytuacja zmusiła mnie do jego uśpienia... — wyjaśniłem łamiącym się głosem ze spuszczoną głową. Na beton poleciała moja łza. Wyraz twarzy Felixa rozkazał mi kontynuować swoją historię.
— Kkami wygląda identycznie jak Koby, właśnie dlatego nie mogłem go odpuścić...

Nie wypadało zmieniać akcji pełnej adrenaliny przy poszukiwaniu zguby na jakiś zbiornik łez. Nie mogłem się powstrzymać, czułem się okropnie...

— P-przepraszam... — szepnął Yongbok równie załamującym się głosem.
Moja dłoń którą przecierałem oczy była cała mokra od łez.

— A teraz przestań płakać... — dodał opiekuńczo Felix. Nie potrafiłem...
Nagle chłopak podszedł bliżej i objął moją szyję pozwalając mi się wypłakać w jego ramię.

Dziwne uczucie po tym wszystkim co nas spotkało...
Stojąc bezruchu, blondyn nieustannie głaskał moje plecy, aż do momentu kiedy nasze ciała całkowicie do siebie przylegały. W końcu ja również go przytuliłem chcąc zapomnieć o bólu...

— Tęsknię za nim... — szepnął niższy mając na myśli naszego zaginionego psa, Kkami. Może takie pozbycie się negatywnej energii mogło nam w czymś pomóc..?

Pozostając w ramionach blondyna, nagle usłyszałem znajomy mi dźwięk. Dokładniej szczeknięcie.
Oderwałem się od blondyna i spojrzałem na beton — Kkami.

ADOPTED LOVE || hyunlix Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz