@sung.ie_han
225 polubień 17 komentarzy
________________________________HYUNJIN POV
Wtorek, godzina 9:00.
Znajdowałem się w tak łagodzącej ciszy... Felix był na spacerze z Kkami, a ja zmywałem podłogi gdyż był to najlepszy czas na wykonanie tej czynności.Muzyka w tle była mi zbędna. Był to pierwszy dzień w którym mogłem odetchnąć stojąc przy otwartym oknie i wsłuchując się w śpiewy ptaków czy szelest liści.
Oczywiście ktoś musiał to zepsuć.
Mój telefon na blacie w kuchni zaczął dzwonić.
Wziąłem komórkę do dłoni, a gdy zobaczyłem kto próbował się do mnie dodzwonić, humor mi się pogorszył.
Felix.Było tak wiele opcji... Czego właściwie ode mnie chciał? Znowu jakaś propozycja pogodzenia? A może zaproszenie do restauracji...
Wcisnąłem zielony przycisk i przyłożyłem głośnik do ucha.
— Przyjdź do parku! Kkami nam uciekła! — krzyczał z paniką w głosie, a w tle było słychać Changbina.
Przepraszam bardzo, co?
Serce miałem dosłownie w gardle. Tak bardzo chciałem sprzeklinać Lee za jego nieodpowiedzialność, jednak odrazu się rozłączyłem.
To nie był zwykły kundel. To właśnie przez tego psa musiałem mieszkać z Felixem, a jego zniknięcie wywołało by duże zamieszanie.Rzuciłem mopem, wsunąłem telefon do tylniej kieszeni w spodniach i cały rozstrzęsiony od tamtej sytuacji wybiegłem z mieszkania.
Nawet nie spojrzałem na windę, schody były o wiele szybsze. Z każdą sekundą Kkami mogła się bardziej oddalać.Tak w zasadzie to... jak oni do tego doprowadzili? Z tego co było mi wiadomo to mój współlokator przechadzał się wspólnie z Changbinem. Yongbok jest dosyć ogarniętym chłopakiem, a więc stawiałem na winę mojego kuzyna...
Wbiegłem z całą prędkością za ogrodzenie parku. Teren był ogromny. Wszędzie tylko ludzie ze swoimi pupilami... gdzie oni byli?
Nie odpuszczając sobie biegu podążałem ścieżką w przód próbując namierzyć tych debili.
Stali zmartwieni z samą smyczą pod jednym z drzew.Resztką sił do nich pobiegłem. Gdy tylko mnie zobaczyli podeszli do mnie. Seo trzymał się za głowę myśląc, że to on jest właścicielem chihuahuy, a Felix po prostu... wyglądał na mocno zasmuconego.
— Wiem co chcesz powiedzieć — Bin wystawił swój palec przed moją twarzą — większych idiotów nie widziałeś. Ale teraz musimy szukać tego psa — dokończył i natychmiast zaczął się od nas oddalać krzycząc imię naszej chihuahuy.
Blondyn spojrzał na mnie i postąpił tak samo jak Seo.
Biegliśmy w trójkę równolegle robiąc wszystko żeby pies nas usłyszał. Nic się nie zmieniało, a nadzeja zaczęła znikać...
— Changbin, zadzwoń do schroniska, może tam ją widzieli — rozkazał zmartwiony Felix, a Seo wyciągnął w pośpiechu telefon wykręcając numer.
Podczas gdy mój kuzyn usiłował dodzwonić się do adopcji, ja z blodnynem nadal biegliśmy z myślą, że to coś da... Ciągle byłem wkurzony. Jak oni do tego dopuścili...
— Nie poddawajmy się... — powiedział cicho Lee coraz wolniej przebierając nogami.
Po jego dopingujących słowach zatrzymałem go ciągnąc jego ramię.
— Nie poddawajmy się? To wszystko twoja wina! — krzyczałem na niższego trzymając z nim kontakt wzrokowy.— Niby dlaczego moja? — odparł broniąc się, a jego oczy stawały się coraz bardziej czerwone.
— To ty wyszedłeś z nim na spacer! Na dodatek z Changbinem! On jest jeszcze głupszy od ciebie — wytykałem go palcem nie mając już odwrotu od swoich nie znikających argumentów.
— Ty się w ogóle słyszysz? Nic nie rozumiesz...
— Do niczego by nie doszło gdybyś nie zamieszkał u mnie — mój głos zaczął się uciszać.
— Nie! — zaprzeczył głośno dopinając swojego — Do niczego by nie doszło gdybyś wziął innego psa!
— Nie mogłem! Bo... — zatrzymałem się. Dlaczego na niego krzyczałem... Te wrzaski nic nie dawały, a psa nadal brak. Wszyscy wiemy jak bardzo zależało mi na posiadaniu chihuahuy, jednak moje marzenie o tej rasie nie było jedynym powodem dla którego chciałem tego psa. — Miałem kiedyś psa, nazywał się Koby. Był taki słodki... Nigdy nie zrobił niczego złego, nawet na mnie nie szczekał. Jednak sytuacja zmusiła mnie do jego uśpienia... — wyjaśniłem łamiącym się głosem ze spuszczoną głową. Na beton poleciała moja łza. Wyraz twarzy Felixa rozkazał mi kontynuować swoją historię.
— Kkami wygląda identycznie jak Koby, właśnie dlatego nie mogłem go odpuścić...Nie wypadało zmieniać akcji pełnej adrenaliny przy poszukiwaniu zguby na jakiś zbiornik łez. Nie mogłem się powstrzymać, czułem się okropnie...
— P-przepraszam... — szepnął Yongbok równie załamującym się głosem.
Moja dłoń którą przecierałem oczy była cała mokra od łez.— A teraz przestań płakać... — dodał opiekuńczo Felix. Nie potrafiłem...
Nagle chłopak podszedł bliżej i objął moją szyję pozwalając mi się wypłakać w jego ramię.Dziwne uczucie po tym wszystkim co nas spotkało...
Stojąc bezruchu, blondyn nieustannie głaskał moje plecy, aż do momentu kiedy nasze ciała całkowicie do siebie przylegały. W końcu ja również go przytuliłem chcąc zapomnieć o bólu...— Tęsknię za nim... — szepnął niższy mając na myśli naszego zaginionego psa, Kkami. Może takie pozbycie się negatywnej energii mogło nam w czymś pomóc..?
Pozostając w ramionach blondyna, nagle usłyszałem znajomy mi dźwięk. Dokładniej szczeknięcie.
Oderwałem się od blondyna i spojrzałem na beton — Kkami.
CZYTASZ
ADOPTED LOVE || hyunlix
FanfictionHwang Hyunjin miał w planach zaadoptować pupila, jednak inny, nieznajomy chłopak był zainteresowany tą samą rasą psa. Kto zostanie jego właścicielem? *** wiek zmieniony