Przedmowa

87 19 9
                                    

Okazuje się, że nie tak łatwo odejść z Wattpada. Mimo kliknięcia odpowiednich opcji, po dłuższym czasie nieobecności otrzymałam e-mail z informacją, że w razie, gdybym chciała wrócić, moje konto będzie na mnie czekać.

Z początku sądziłam, że to tylko automatycznie generowana wiadomość, podobna do wielu innych i po z góry określonym czasie (na przykład 30 dni) moje konto, tak czy siak, zostanie zdezaktywowane.

Odczekałam miesiąc. Wpisałam dane, żeby się upewnić, że wszystko zostało poprawnie usunięte i jakież było moje zdziwienie, gdy bez problemu zalogowałam się na swoje konto. Owszem, nie było moich historii, ale zostały listy lektur, a nawet obserwujący. To był kolejny szok. Sądziłam bowiem, że po takim czasie już dawno wszyscy usuną moje konto z obserwowanych.

Z początku postanowiłam, że po prostu nie będę go używać i założyłam inne, głównie po to, by obserwować losy moich ukochanych autorów i ich historii, a w razie potrzeby skrobać coś na boku. Z jakiegoś powodu to właśnie tu, na Wattpadzie pisze mi się najlepiej. Zabijcie, ale nie mam pojęcia, na jakiej zasadzie to działa.

Premiera serialu"Fallout" przypomniała mi o historii, którą stworzyłam w głowie bardzo dawno temu, na długo przed założeniem tu konta. Uwielbiam retellingi baśni, podobnie jak same baśnie. Historia siedziała mi w głowie i nie dawała spokoju. Systematycznie wierciła dziurę w mojej czaszce. W czasie ostatniej majówki spisałam nawet kilka pierwszych rozdziałów.

Przyznam też (co na pewno nie będzie żadnym zaskoczeniem dla co poniektórych...), że zwyczajnie zatęskniłam za kontaktem z czytelnikiem. Od początku traktowałam Wattpada jak pole ćwiczeń. Cyferki nie miały dla mnie większego znaczenia. Oczywiście miło obserwować, jak rosną ale to nic, za czym jakoś szczególnie bym tęskniła. Żałuję za to, że zapomniałam zapisać sobie treść niektórych komentarzy. Na pewno byłyby miłym akcentem w trudne dni.

Postanowiłam więc dać sobie i tej platformie drugą szansę (tym bardziej, skoro tak trudno pozbyć się tu konta...) Wciąż pozostaję w sferze fantastyki, jednak tym razem postanowiłam wyruszyć w postkapitalistyczną przyszłość. Gatunek, którego paradoksalnie nigdy nie lubiłam ani czytać, ani oglądać. Absurd, prawda?

Czego możecie się tu spodziewać? Cóż, gdybym miała wymienić tytuły, które były dla mnie najważniejszą inspiracją (a było ich trochę na przestrzeni lat) byłyby to: Nausicaa z doliny wiatru, tajemniczy świat Arietty, anime "Atak Tytanów" i przede wszystkim jedna z moich ulubionych historii z dzieciństwa: Calineczka.

Tych, którzy dotrwali aż tutaj i jeszcze nie mają mnie dosyć, zapraszam gorąco do świata Irys Thumbelin, zadziornej i nierzadko złośliwej siedemnastolatki żyjącej w świecie pełnym ogromnych różowych roślin i zmutowanych zwierząt. W świecie pełnym niebezpieczeństw i tajemnic.

Dziękuję, że wciąż ze mną jesteście.

Przed Wami "Irys z różowej mgły."

Iris z różowej mgłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz