Biorąc pod uwagę fakt, że niemal całe swoje dotychczasowe życie spędziłam na regularnych kontrolach i wymyślnych badaniach, drogę do sekcji medycznej znałam praktycznie na pamięć. Jeśli zaraz za prysznicami na moim piętrze skręciło się w lewo, a potem po prostu przeskoczyło przez barierki ogromnej klatki schodowej, lot na miejsce zajmował niecałe trzy minuty. Nie miałam jednak pojęcia, ile czasu potrzebowałam aby dotrzeć tam pieszo, co gorsza — z nogą, która wciąż mnie bolała.
Parłam naprzód, dysząc z nerwów, co rusz uskakując przed biegającymi w te i wewte strażnikami. Reprezentujący sekcję ciężkozbrojnych, odziani w szare kombinezony pełne kieszonek i pasów z amunicją — wartownicy i wartowniczki, przeczesywali korytarze. Szumiało mi w uszach, a wbudowany ciśnieniomierz wciąż wyrzucał komunikaty o przekroczonej normie. Ze wszystkich sił unikałam strażników i korzystałam z każdego filaru, z każdej ścianki działowej i automatu z napojami, jednym słowem ze wszystkiego — co mogło stanowić jakąkolwiek zaporę i ukryć mnie przed detektorem termowizyjnym, który podobno posiadał każdy ciężkozbrojny w swoim kasku. Nathaniel przyjaźnił się z jednym z nich, nie ukrywając przy tym swojej fascynacji technologią, do której ciężkozbrojni mieli wyłączny dostęp.
Byłam tak spanikowana, że niemal widziałam przed oczami czerwone wiązki światła, układające się w dziwnie foremny trójkąt, skanujące wszystko, co tylko znalazło się w ich zasięgu. Zasięgu, którego za wszelką cenę musiałam unikać.
Najpierw przewidzenia w oranżerii, wywołane toksycznymi oparami, teraz omamy w trakcie ucieczki. Ciekawe, co będzie później? Zacznę słyszeć głosy? A może wyrośnie mi trzecia ręka?
Od windy dzieliło mnie już zaledwie kilka stóp, a w jej pobliżu kręcił się tylko jeden strażnik. Jeśli będę ostrożna i dobrze to rozegram, powinnam bez problemu go ominąć, musiałam tylko czymś odwrócić jego uwagę, bo skubaniec, (w dodatku szeroki jak szafa dwudrzwiowa) niemal całkowicie zasłaniał sobą drzwi.
Rozejrzałam się, szukałam czegoś, co pomogłoby mi w tym zadaniu, ale jedyne co mnie otaczało to szerokie, puste korytarze, pojedyncze maszyny wydające napoje i kilka krzeseł, przytwierdzonych do podłogi grubymi śrubami. Poza tym kilka ozdobnych ścianek działowych, złożonych z kolorowych, szklanych heksagonalnych płytek i aż jeden kamienny wazon ze sztucznym kwiatem orchidei.
Zerknęłam na strażnika. Wciąż stał na swoim miejscu, niewzruszony z posępną miną. Napięta postawa i ściągnięte w wąską linię usta wydały mi się wręcz komiczne. Jak gdyby nawet odrobina luzu była dla niego bardziej śmiercionośna niż najgorsza trucizna.
Potem wróciłam wzrokiem do wazonu, znajdującego się po drugiej stronie korytarza, sprawiał wrażenie solidnego i... Ciężkiego.
Uśmiechnęłam się, obserwując, jak zaalarmowany hałasem wartownik opuszcza swój posterunek, żeby zbadać źródło niepokojącego dźwięku. Na moje szczęście odgłos tłuczonego szkła wystarczył, abym olbrzym odblokował mi dostęp do windy.
Wbiegłam do środka dźwigu, wcisnęłam guzik i zamarłam, modląc się w duchu, aby nikt nie pojawił się w pobliżu, zaalarmowany widokiem "samoczynnie" otwierających się drzwi. Uspokoiłam się dopiero wtedy, gdy wejście do windy zamknęło się, coś kliknęło, coś trzasnęło, a ja ruszyłam na dół.
Czas wyświetlany przez timer na moim rękawie nieubłaganie kurczył się z każdą chwilą. Wysiadając z windy miałam zaledwie czternaście minut na dobiegnięcie do pokoju koronera, odblokowanie go i znalezienie odpowiedniej fiolki. Potem musiałam przebiec przez skrzydło zwiadowców i wydostać się na zewnątrz, a następnie dotrzeć do Bryzy. Wątpiłam w to, by starczyło mi czasu. Może, gdyby nie wizyta Lany pod moim pokojem, miałabym go dosyć, ale teraz powoli uświadamiałam sobie, że potrzebowałam cudu.
Siedem, sześć, pięć — Odliczał wyświetlacz ponad moją głową. Byłam w połowie drogi, bo sekcja medyczna znajdowała się na drugim piętrze.
Wtem dźwig zatrzymał się z cichym łoskotem, a drzwi otworzyły się i do środka weszły dwie ciężkozbrojne reproduktorki. Naparłam na ścianę za moimi plecami, jak gdybym chciała się z nią zespolić, bo o mały włos a zetknęłabym się z nimi ramieniem. Miałam szczerą nadzieję, że tryb kamuflażu wycisza również wszystkie dźwięki i ciężkozbrojne wartowniczki nie słyszą jak wali mi serce.
— To gdzie teraz? — podjęła jedna z nich.
— Na czerwone — odpowiedziała druga.
— A skąd wiedzą, że będzie akurat tam?
— Królowa uważa, że młodej odbiło i wszędzie węszy jakieś spiski. Obawia się, że pobiegnie do koronera.
— Po cholerę miałaby chcieć włazić do tej trupiarni?
— Przyjaźniła się z tą, co skoczyła z wieży.
— Jasna dupa, z Forscherówną?
— Mhm, dlatego musimy sprawdzić, czy nasza fasolka nie wpadła na żaden głupi pomysł, rozumiesz?
— A co ona mogłaby niby tam robić? Buzi dać na pożegnanie? — zarechotała. — Swoją drogą, obrzydliwe, wiesz, zimne zwłoki całować, fuj!
— Opanuj się, Mira! — warknęła kobieta i zdzieliła towarzyszkę w głowę, otwartą dłonią. — Po pierwsze, jesteś na warcie, a nie w kantynie a po drugie, o zmarłych źle się nie mówi.
— Dobra, dobra, kumam — żachnęła się pierwsza. — Ty widziałaś, co oni im dali w tym tygodniu na deser? Lukrecję! Też bym ześwirowała, gdybym musiała żreć takie gówno!
— Jeszcze raz, kto cię wyznaczył na mojego towarzysza do tej misji?
— Podporucznik drugiej generacji, Bernard.
— Będziesz się z nim później widzieć?
— Oczywiście, przecież muszę zdać raport.
— W takim razie, jak już będziesz pisać ten raport, nie zapomnij napomknąć, że starszy chorąży trzeciej generacji, Claudia Dubois informuje go, że w przypadku ponowienia takiego przydziału przypomni majorowi naszej jednostki, kto komu uratował dupę podczas ostatniego najazdu na wioskę pełnowymiarowych — rzuciła kobieta, akurat w chwili, w której otworzyły się drzwi i obie ciężkozbrojne wysiadły z windy, kierując się wgłąb czerwonego korytarza.
Odczekałam, aż kobiety znikną z mojego pola widzenia i wcisnęłam przycisk, oznaczony kolorem pomarańczowym. Mój plan właśnie spalił na panewce. Jedyne co mi teraz przychodziło do głowy, to zjechanie poziom niżej, do sekcji inżynierów. Piętro medyczne opanowała straż, a o powrocie na górę nie miałam co marzyć. Musiałam szybko wymyślić coś innego. Zawsze mogłam wrócić na wyższe piętro schodami, pytanie tylko, czy wystarczy mi czasu. Poza tym pozostawała jeszcze kwestia apteczki.
CZYTASZ
Iris z różowej mgły
Science FictionJako córka głównodowodzącej w Ogrodzie 519 - będącego zarazem pierwszą i najważniejszą oazą ludzkości od czasu detonacji "Calineczki", bomby zawierającej specjalny gaz mający ocalić ludzkość od zagłady wywołanej szkodliwymi działaniami człowieka, si...