Obudź się, proszę.
Wpuść światło do swoich pięknych oczu i spójrz.
Na mnie.
Znajomy głos odbijał się echem w mojej głowie. Może nie dosłownie, ale właśnie takie miałam teraz wrażenie. Był pełen sprzeczności. Z jednej strony wiedziałam, że znam go bardzo dobrze, ale z drugiej nie potrafiłam określić, do kogo należał. Niemal czułam łaskotanie wywołane ekscytacją, na samą myśl, że najbliższa memu sercu osoba jest gdzieś w pobliżu. Prawie że na wyciągnięcie ręki.
Czułam żal i wstyd, że ten ktoś musi się o mnie martwić. Słyszałam przyjemny, kojący tembr. Bardzo pragnęłam otworzyć oczy, ale moje powieki ani drgnęły. Jak gdyby znudzone posłuszeństwem postanowiły nagle same podejmować decyzje, kiedy się uniosą.
W końcu jednak posłuchały, a moje źrenice zalało łagodne, bladoróżowe światło padające z wiszącej nad moją głową, płaskiej lampy. Zamrugałam kilka razy i dopiero wtedy niewyraźny jaskrawy kształt majaczący przed moją twarzą nabrał ostrości.
Bufao Thumbelin, samozwańcza królowa ogrodu numer pięćset dziewiętnaście, głównodowodząca badaczka, przewodnicząca rady nadzorczej i przede wszystkim — moja matka, siedziała na taborecie i wpatrywała się w moją twarz, jak zawsze, z ogromną troską. Jej dwukolorowe oczy rozwarły się szeroko, gdy tylko uniosłam głowę. Zerwała się z miejsca, wprawiając w ruch frędzelki staroświeckich epoletów, którymi z jakiegoś powodu uwielbiała ozdabiać ramiona, swojego żółtego kombinezonu. Plątanina przewodów i szklanych kwiatów oraz rozmaitych, powykręcanych drucików zabrzęczała na jej głowie, gdy kobieta pochylała się nad moim łóżkiem. Ozdoba przypominała zaplątane w trawie słoneczniki, rozświetlone blaskiem zachodzącego słońca. Wiedziałam, że były to jej ulubione kwiaty. Podobno przed pomniejszeniem hodowała je w małym przydomowym ogródku.
— Iris, wszystko w porządku? — zapytała łagodnie. To jej głos musiałam słyszeć na chwilę przed przebudzeniem.
Nie za bardzo wiedziałam co mam jej odpowiedzieć. Oczami umysłu widziałam przed sobą trzy opcje, a przynajmniej tylko tyle byłam w stanie wykrzesać z siebie w tej chwili. Chciałam zapytać ją, czy wie o sabotażu w oranżerii albo o co chodzi z tym hałasem w mojej głowie, który słyszałam, zanim straciłam przytomność.
— Amber nie żyje — wyrzuciłam z siebie nagle. Koniec końców żadna z pozostałych kwestii nie była dla mnie aż tak ważna, jak tajemnicza śmierć mojej przyjaciółki.
— Wiem. Jak się z tym czujesz?
— Przytłaczająco neutralnie — odparłam zadziwiająco łagodnie. Zacisnęłam palce na cienkim materiale koca. — Powinnam wypłakiwać sobie oczy, rzucać wszystkim, co wpadnie mi w ręce i nienawidzić całego świata, a tymczasem nie potrafię nawet uronić łzy. Co jest ze mną nie tak?
— Wszystko z tobą w porządku, Iris — uspokoiła mnie. Uśmiechnęła się blado i uniosła dłoń, by pogładzić mnie po włosach.
— Nie jestem pewna — burknęłam. — Wydaję mi się, że jej śmierć powinna mną wstrząsnąć, a tymczasem moje ciało w ogóle nie reaguje na to, co myślę tak, jak bym się tego spodziewała.
— Cieszę się, że zachowujesz spokój nawet w obliczu takiej tragedii. To wiele dla mnie znaczy.
Zamilkłam na moment. Musiałam zebrać myśli, choć w pokoju pełnym migoczących ekranów, wypełnionym zapachem sterylności wymieszanego z wonią wiosennych kwiatów, było to bardzo trudne.
— To nie jest wyłącznie moja zasługa, prawda? — zapytałam, zbierając się na odwagę i spojrzałam matce w oczy. Nie była ani zła, ani nawet zaskoczona moją podejrzliwością. Uśmiechała się ciepło, jak gdybym wcale nie zasugerowała właśnie, że namieszała mi w głowie. Dosłownie.
— Pewnie tego nie pamiętasz, ale podczas ostatniej operacji zainstalowaliśmy w twojej głowie chip regulujący intensywność odczuć. Zawsze łatwo ulegałaś emocjom. Wiesz, że potrafią źle wpłynąć na wyniki badań. Na szczęście nie musisz się już o to martwić. Mama o wszystko zadbała — dodała i przytuliła mnie do swojej piersi.
Kolorowe wstążki przypominające te noszone kiedyś przez generałów, załaskotały mnie w nos.
— Jakiej operacji? — zapytałam, nie potrafiąc sobie przypomnieć niczego, co by pasowało do jej słów.
— Po wypadku, który zaliczyłaś po tym, jak próbowałaś przebić się przez mgłę... — urwała i spojrzała na mnie znacząco. Wiedziałam, że nie lubi wracać do tego tematu.
Pokiwałam głową na znak, że wiem, o czym teraz mówi.
— Miałaś kilka złamań — kontynuowała.
— To było wtedy? — Zmarszczyłam brwi. Problem z nieumiejętnością odczuwania rozpaczy czy nienawiści zauważyłam niemal natychmiast. Nie ma możliwości, abym żyła w nieświadomości przez tak długi czas.
— Wtedy go zainstalowaliśmy, aczkolwiek aktywowałam chip dopiero niedawno. Kiedy dowiedziałam się o śmierci Amber. Wiedziałam, że jej odejście tobą wstrząśnie. Nie chciałam, żebyś cierpiała.
— Chyba raczej nie chciałaś pozwolić, aby cokolwiek zakłóciło twój wielki eksperyment — mruknęłam, na tyle oburzona na ile pozwalał mi jakiś głupi wszczep.
— Córeczko — westchnęła ciężko, złapała mnie za ramiona i spojrzała głęboko w moje oczy. — Doskonale wiesz, że jesteś dla mnie całym światem i jednocześnie nadzieją na lepsze jutro dla wszystkich pomniejszonych. Wiem, że to bardzo duże brzemię i chętnie bym je z ciebie zdjęła, gdybym tylko miała jakąkolwiek alternatywę.
— Mimo wszystko uważam, że odarcie mnie z możliwości opłakania bliskiej osoby to gruba przesada — wymamrotałam z wyraźną pretensją. Jak ona mogła mi to zrobić? Owszem, od małego byłam przyzwyczajana do kontroli, jaką nade mną miała, ale mimo to uważałam, że instalowanie czegoś w mojej głowie bez mojej wiedzy, jest ciosem poniżej pasa.
— Masz pełne prawo do swoich emocji — skwitowała i wstała powoli.
— W takim razie mi je oddaj — odcięłam się i usiadłam, zwieszając nogi z krawędzi łóżka. Na moment zakręciło mi się w głowie, ale na szczęście, nie trwało to zbyt długo.
— Kiedy poczujesz się lepiej, odwiedź Hansa w jego laboratorium. Musisz wymienić plastry filtrujące. Nathaniel upewni się, żebyś to zrobiła. Czeka za drzwiami — zbyła moją prośbę. Nie był to pierwszy raz.
— W oczach pozostałych mieszkańców muszę uchodzić za nieczułą. Co sobie pomyśli o mnie pan Forsher, widząc mnie ze spokojnym wyrazem twarzy?
— Cóż, wkrótce będziesz miała okazję go o to zapytać, skoro ta kwestia tak bardzo frapuje twój umysł. O innych się nie martw. Wiedzą, że wymagam od ciebie pełnego opanowania, dlatego twoją jak to nazwałaś "nieczułość" odbiorą jako zasługę i poświęcenie dla przyszłych pokoleń.
Pokręciłam głową i prychnęłam.
— Jak już uporasz się z plastrami, odwiedź mnie w mojej komnacie. Mam dla ciebie zadanie, inne niż wszystkie, które otrzymywałaś do tej pory — rzuciła tajemniczo i zniknęła za ciężkimi, rozsuwanymi drzwiami.
Odprowadziłam ją wzrokiem i chwilę później wyszłam z pokoju. Wiedziałam, że jest gotowa postawić na nogi cały ogród, bylebym tylko zrobiła to, czego ode mnie oczekiwała. Nagle mnie olśniło. Pamiętam, że Nathaniel wspominał coś o specjalnie oznaczonym pudełku. Podobno Amber upierała się, żebym to właśnie z niego wzięła swój następny plaster. Musiałam też spróbować wypytać jej ojca o szczegóły jej śmierci.
Miałam ochotę stanąć i zacząć wrzeszczeć z poczucia beznadziei. Problem był w tym, że nie mogłam.
CZYTASZ
Iris z różowej mgły
Science FictionJako córka głównodowodzącej w Ogrodzie 519 - będącego zarazem pierwszą i najważniejszą oazą ludzkości od czasu detonacji "Calineczki", bomby zawierającej specjalny gaz mający ocalić ludzkość od zagłady wywołanej szkodliwymi działaniami człowieka, si...