Prolog

16.9K 981 404
                                    

Więzienie było obskurne i... ponure.

Weszłam do środka, gdzie jeden z pracujących tam mężczyzn poprowadził mnie korytarzem w nieznanym kierunku. Trzymałam się blisko niego. Powieka nawet mi nie drgnęła, gdy z przeciwległego końca wyszło dwóch mundurowych prowadzących jednego więźnia. Mimo że był zakuty, trzymali go mocno, jakby bali się, że ucieknie.

            Błysnął zębami w uśmiechu, jakby zaciekawiła go obecność tak młodej dziewczyny w tym miejscu.

            – Też kogoś zabiłaś? – zaśmiał się szyderczo i puścił mi oko. Może pomyślał, że trafiłam tutaj z tego samego powodu co on.

            Że naprawdę kogoś zabiłam.

            – Nie słuchaj go – mruknął jedynie towarzyszący mi mundurowy i odblokował wejście do kolejnego pomieszczenia. Wzięłam wdech, nim przekroczyłam próg. Oddałam wszystkie swoje rzeczy w wejściu, więc mogłam jedynie wbijać paznokcie we wnętrze rąk, by dać upust własnym emocjom.

            – Rozmowa ma być krótka – przestrzegł mnie, gdy przywitał się z dwójką siedzących tam pracowników. Pomimo jego ostrzeżenia wiedziałam, że siedziałabym w środku dopóty, dopóki nie uzyskałabym prawdziwej odpowiedzi. – Proszę za mną.

            Choć nie byłam gotowa na to spotkanie, posłusznie za nim ruszyłam. Wpuścił mnie do kolejnego pokoju. Z zadartą wysoko głową zajęłam miejsce na plastikowym krześle i spojrzałam przez szybę.

            Po drugiej stronie jeszcze nikogo nie było.

            Serce waliło mi jak młotem, ale utrzymywałam na swojej twarzy nieprzeniknioną maskę. Siedziałam nieruchomo, aż w końcu wprowadzili go do środka.

            Remo Howard był moim przekleństwem. Od początku uważałam go za drania, choć to jego brak jakichkolwiek granic mnie kupił. Stał się definicją, której pragnęłam.

            Człowiekiem, który niepozornie wkradł się do mojego serca...

            Tylko po to, by równie szybko wyrwać mi je z piersi i pozostawić mnie z ziejącą w klatce piersiowej dziurą.

            Pomarańczowy kombinezon nie pasował do niego. Wydawał się przez ten kolor bledszy, może bardziej zmęczony. Patrzyłam, jak mundurowi przykuli jego kajdanki do stołu. Na moim blacie, tak jak i na jego leżał telefon.

            Spojrzał na mnie dopiero, kiedy wyszli, jakby potrzebował czasu, by po raz ostatni skonfrontować się ze swoją ofiarą.

            Miałam wrażenie, że przestałam oddychać. Żadne z nas jeszcze nie sięgnęło po słuchawkę. Zamarliśmy, wpatrując się w siebie przez szklaną szybę.

            Obdarci z kłamstw i sekretów.

            Remo wyglądał, jakby szukał czegoś w moich oczach. Jakby liczył, że znajdzie w nich choć namiastkę niewinności, którą kiedyś pozwoliłam mu dostrzec. Byłabym głupia, gdybym zachowała w swoim organizmie jakiekolwiek pokłady dobra. Po wszystkim, co się stało, przestałam kierować się emocjami.

            Dlatego jako pierwsza sięgnęłam po słuchawkę. Dłoń mi nie drżała, bo moje ciało było zbyt zmęczone, by okazać jakiekolwiek skutki zniszczenia. Od wiosennego balu nie przespałam ani jednej nocy.

            Dziś również miałam nie zmrużyć oka.

            Remo uniósł dłoń, ale jego ręka zatrzymała się w powietrzu, gdy zorientował się, że przez kajdanki nie może zrobić większego ruchu. Wypuścił wydech, doskonale widziałam, jak jego ramiona się napięły. Sięgnął po słuchawkę, przycisnął ją do ucha i znów skrzyżował ze mną spojrzenie.

            Patrzyliśmy na siebie, jak na obcych ludzi. On nie poznawał mnie, ja nie poznawałam jego.

            A mimo to... przecież łączyło nas tak wiele.

            Wiedziałam, że nie mieliśmy czasu, dlatego w przypływie odwagi mocniej ścisnęłam słuchawkę. Przyszłam tutaj po jedną odpowiedź. Odpowiedź, która jeszcze mogła nas uratować.

            Tamtego feralnego wieczoru, kiedy oskarżyli go o morderstwo, nawet na mnie nie spojrzał. Nie odwrócił się, by zapewnić mnie, że to wszystko było jednym wielkim kłamstwem ukartowanym może przez jego ojca, może przez moich rodziców, przez kogokolwiek, kto życzył mu źle.

            – Lucy.

            Drgnęłam, gdy odezwał się jako pierwszy. Moje imię w jego ustach zabrzmiało znajomo. Ile to razy zachwycałam się tym, w jaki sposób wymawiał moje imię i nazwisko? Jakby smakowało słodyczą i ryzykiem jednocześnie, jakby za każdym razem próbował się nim nasycić.

            Ale teraz... coś się zmieniło. Na jego twarzy nie było żadnych emocji. Była wręcz odbiciem mojej własnej, jakbyśmy stworzyli te same maski.

            Piękni kłamcy w zabójczej sztuce, która miała tylko jedno zakończenie.

            – Po prostu powiedz, że to nie ty.

            Moja prośba zawisła w powietrzu. Głos miałam zdarty od krzyku, ale powiedziałam to szeptem, wyraźnie ważąc każde słowo. Ani na moment nie oderwałam wzroku od jego oczu.

            Wiedziałam, że mnie usłyszał. W jego oczach pojawił się błysk, który ułamek sekundy później zniknął, zastąpiony przez mrok, zniszczenie tak duże, że czułam je na własnej skórze.

            Patrzyłam na niego, cierpliwie czekając. Sekundy mijały.

            Jedna za drugą. Zbyt szybko, bym mogła je kontrolować.

            Nie oddychałam. Czekałam, aż się poruszy, aż otworzy usta i wypowie trzy słowa, które tak bardzo chciałam od niego usłyszeć. W mojej głowie był już ułożony plan, wiedziałam, jak go stąd wyciągnąć, do kogo się udać.

            Musiał tylko przyznać, że to nie on był zabójcą.

            Ale Remo milczał. Minęła kolejna minuta, a ja nie dostałam od niego żadnej odpowiedzi.

            Właśnie w tamtym momencie poczułam, że patrzyłam na kompletnie obcego człowieka. Człowieka, którego już nie znałam.

            Zacisnęłam zęby i przełknęłam ból, który rozpalił się w moim gardle.

            Remo odsunął słuchawkę od ucha jako pierwszy. Odłożył ją na blat. Ja dalej swoją trzymałam kurczowo w palcach. Patrzyłam na niego, błagając spojrzeniem, by w końcu się, do cholery, odezwał.

            Po kolejnej minucie do środka wszedł mundurowy. Powiedział, że wizyta dobiegła końca.

            Wstałam dopiero, kiedy upomniał się po raz trzeci, że czas minął. Gestem pokazał, abym wyszła. Nie zdradziłam się ani jedną emocją. Ani jedną.

            Remo patrzył na mnie przez cały ten czas. Odprowadził mnie wzrokiem do drzwi.

            Tym razem to ja się nie odwróciłam.

***

Oficjalnie ruszamy z drugą częścią Elity! Do końca tego tygodnia dam wam znać, w jakie dokładnie dni będą wlatywać rozdziały. Nie wykluczam, że jeśli będziecie aktywni pod hashtagiem i w komentarzach, to będą wpadać również bonusy. Standardowo zapraszam was na mojego Instagrama i Twittera. Nie mogę się doczekać, aż poznacie dalsze losy Lucy i Remo <3

#elitaNA

Elita 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz