Rozdział 7

10.2K 739 234
                                    

Dalej mam sporo zaliczeń na studiach, dlatego ten rozdział nie wyszedł tak długi, jakbym chciała, ale myślę, że sporo się w nim wyjaśnia. Miłego czytania i do następnego <3

***

Wiedziałam, że przyjedzie po mnie tego samego dnia.

Spodziewałam się także, że nie odpuści. W końcu nigdy tego nie robił – tak przynajmniej sądziłam do momentu, w którym nie dostałam od niego odpowiedzi w więzieniu. Do tej pory ten dzień wspominałam z nieprzyjemnym dreszczem wzdłuż kręgosłupa. Nie byłam bliska łez, ale nie byłam też w stanie zwyczajnie sobie z tym poradzić. To doświadczenie wyryło w mojej pamięci znamię, przez które za każdym razem, gdy na niego patrzyłam, nie potrafiłam poczuć już tego, co kiedyś.

Jeszcze przez moment wyglądałam przez okno w salonie i w końcu gwałtownym ruchem szarpnęłam za zasłonę. Nie miałam omamów. Czarny samochód stał przy krawężniku, gdy chwilę później wyszłam na zewnątrz i w grubej bluzie przebiegłam dystans oddzielający mnie od bramy prowadzącej do rezydencji. Szyby auta były przyciemniane, więc nie mogłam go dostrzec, ale kiedy obeszłam pojazd i wsiadłam do środka... Wszystkie wspomnienia zaatakowały mnie ze zdwojoną siłą.

Remo miał kaptur na głowie i zaciskał palce na kierownicy. Zerknął na mnie, kiedy tylko zajęłam miejsce. Zapięłam pas i z mocno bijącym sercem oparłam się plecami o fotel.

– Cześć, Lucy.

Przełknęłam ciężko ślinę na dźwięk jego głosu. Był niski i cichy, wręcz specjalnie łagodny, jakby chłopak bał się, że mnie przestraszy. Nie mogłam jednak dać się omamić. Obiecałam sobie, że poprowadzę tę rozmowę z emocjami na wodzy, a już szczególnie nie pozwolę, by cokolwiek wytrąciło mnie z równowagi. Dopóki nie dostanę od niego wyjaśnień, nie może liczyć na cokolwiek ode mnie.

– Remo – mruknęłam jedynie obojętnie i wbiłam wzrok w drogę przed nami. Palce zaciskałam na czarnym materiale bluzy i nawet starałam się oddychać jak najciszej. Mięśnie miałam spięte i byłam gotowa do ucieczki.

W więzieniu wspominałam, że Remo nie przypominał człowieka, którego znałam. Cóż, prawda była taka, że ja też byłam już kompletnie inna. Nie przypominałam dawnej Lucy Graves, która komfortowo czuła się w jego towarzystwie. Nie przypominałam Lucy, która mu ufała.

– Gdzie jedziemy? – zapytałam, kiedy cisza między nami stawała się coraz bardziej napięta.

– W miejsce, gdzie nikt nie będzie mógł nas zobaczyć i podsłuchiwać – odpowiedział cicho, ale przez całą podróż nie spojrzał na mnie ani razu. Może to i lepiej, nie wiedziałam, czy zniosłabym jego palące spojrzenie.

Z każdym kolejnym kilometrem byłam coraz bardziej czujna. Remo wyjechał z centrum miasta, ale nie zatrzymał się, nawet kiedy wjechaliśmy w środek gęstych lasów. Skręcił w boczną, leśną uliczkę po kolejnych dziesięciu minutach i teraz widok przed nami rozświetlał jedynie samochodowymi reflektorami. Zaczęłam wbijać paznokcie we wnętrze rąk, a gdy nagle się zatrzymał i zgasił silnik, krew zaczęła krążyć w moich żyłach dwa razy szybciej.

Nie poprosił mnie, żebym wysiadła, ale kiedy sam to zrobił, poszłam w jego ślady. Chłodne powietrze sprawiło, że zadrżałam.

– Gdzie jesteśmy? – zapytałam. Wziął wdech. Wokół nie było nikogo. Przeraźliwa cisza sprawiła, że przestąpiłam z nogi na nogę. W tym momencie Remo obszedł samochód i oparł się o maskę. Zgasił światła, by nie zwracać na siebie uwagi, dlatego z trudem go dostrzegałam. Niepewna, co zamierzał, ruszyłam za nim i zatrzymałam się przy masce samochodu, o którą się opierał. Spojrzał na mnie i skinął lekko głową, bym usiadła obok niego.

Elita 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz