Rozdział 3

11.9K 691 245
                                    

Nie sądziłam, że powrót do szkoły będzie tak trudny.

Kiedy z samego rana zadzwonił budzik, z ciężkim westchnieniem go wyłączyłam. Przez moment nie ruszałam się z łóżka, uważnie nasłuchując, czy ktoś kręcił się po domu. Słysząc kroki i stukanie talerzy w kuchni, przymknęłam na moment powieki. Nie chciałam mierzyć się z tym dniem, choć wiedziałam, że nie miałam wyboru.

Wstałam i odsunęłam zasłony, by wpuścić do pokoju trochę światła. Zapowiadał się kolejny gorący dzień, dlatego wyciągnęłam z szafy koszulę z myślą, że muszę podwinąć białe rękawy, by zbytnio się nie zgrzać. Wygrzebałam również granatową spódniczkę i w szufladzie znalazłam broszkę z herbem szkoły, którą zamierzałam przyczepić do materiału.

Weszłam do łazienki, umyłam zęby i twarz, po czym powoli ubrałam mundurek. Znajomy materiał wręcz drapał mnie w skórę i znów poczułam się tak, jakby brakowało mi w płucach powietrza. Pomalowałam się, ukryłam cienie pod oczami grubą warstwą korektora i wyprostowałam włosy.

Dopiero tak gotowa zeszłam na dół, gdzie krzątała się już moja matka. Zerknęła na mnie i cmoknęła z irytacją.

– Mogłabyś się bardziej postarać.

Mogłabyś być lepszą matką, ale to nie koncert życzeń, pomyślałam ponuro i włączyłam ekspres, by rozbudzić się dawką kofeiny. Usiadłam przy wyspie kuchennej i bez słowa wyglądałam przez okno na wypielęgnowany ogródek. Czułam znajomy ucisk w piersi, bo kompletnie nie wiedziałam, czego spodziewać się po powrocie do szkoły. Wiedziałam, że uczniowie zauważą mój powrót i miałam w głowie fakt, że na szkolnych korytarzach zapewne będzie kręcić się Brooke i Dean. Z żadnym z nich nie rozmawiałam, odkąd wyjechałam do Londynu, a podejrzewałam, że oczekiwali ode mnie wyjaśnień. Nie chciałam, żeby było między nami wiele niedomówień, dlatego zamierzałam opowiedzieć im choć część historii, która wydarzyła się w obcym kraju.

Nie wszystko jednak było skierowane do nich i wiedziałam, że tym razem wiele słów również będzie miało smak kłamstwa.

Wypiłam kawę i już miałam skierować się do garażu, gdy zatrzymał mnie głos matki:

– Joseph, nasz szofer, cię podwiezie – powiedziała zimno, nawet na mnie nie patrząc. Obejrzałam się na nią przez ramię.

– Co się stało z moim samochodem? – zapytałam ostro, ostrzej niż bym chciała. Sylvia z brzękiem odłożyła filiżankę na spodek i obdarzyła mnie wyniosłym spojrzeniem.

– Nie powinno cię to interesować – ucięła.

– A jednak interesuje.

– Naprawdę chcesz rozpocząć dzień w taki sposób?

– Tym razem powiesz, że jacyś obcy ludzie zaatakowali mnie w domu? – dopytałam z cichym prychnięciem. Zacisnęła szczękę.

– Ruszaj do szkoły – wycedziła przez zęby. – Natychmiast.

Obdarzyłam ją jeszcze jednym, głośnym prychnięciem i nim zdołała mnie zatrzymać, ruszyłam do wyjścia.

Joseph stał już przy wyjeździe i na mój widok delikatnie się uśmiechnął. Odwzajemniłam uśmiech, bo akurat on w tej sytuacji niczym nie zawinił i nie zamierzałam być dla niego niemiła. Przywitałam się cicho i wsiadłam do środka, nim złość wzięła górę i zawróciłam do garażu.

Dojazd do szkoły minął mi w całkowitej ciszy. Joseph nie zapytał mnie, o której kończę, więc najprawdopodobniej matka kazała mu zapamiętać cały mój plan, aby wiedział, o której po mnie przyjechać.

Elita 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz