Rozdział 1

13.7K 782 539
                                    

MIESIĄC PÓŹNIEJ

Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, że będę uciekać z domu przez okno w sypialni, w życiu bym mu, kurwa, nie uwierzyła.

Przerzuciłam nogę przez parapet i obejrzałam się na zamknięte drzwi od pokoju. W domu panowała cisza, dlatego podejrzewałam, że wszyscy już spali. Spędziłam dobre dwie godziny na czekaniu, aż moja ciotka i kuzynka położą się do łóżek.

Dopiero wtedy wygramoliłam się z pościeli, ubrałam czarny dres i schowałam telefon do kieszeni. Dochodziła dwudziesta trzecia, gdy usiadłam okrakiem na parapecie i wyjrzałam przez okno. Od ziemi dzieliły mnie jakieś dwa metry. Wielokrotnie przekonałam się, że wahanie się przy niektórych sytuacjach działało na moją niekorzyść, dlatego czym prędzej przerzuciłam również drugą nogę i usiadłam na parapecie. Sięgnęłam do okna, by je przymknąć i w końcu zeskoczyłam na ziemię.

Pierwszy etap zaliczony. Światła w domu były zgaszone, więc wszyscy już spali.

Wyprostowałam się i przedostałam się z ogródka na chodnik. Osiedle domków jednorodzinnych było naprawdę duże, dlatego dobre dziesięć minut zajęło mi wydostanie się z niego. W czasie szybkiego spaceru wyciągnęłam telefon. Miałam kilka nieodczytanych powiadomień i wiadomości, na które nie odpisałam od kilku tygodni.

Szczerze nienawidziłam Londynu. Kontakt ze wszystkimi miałam utrudniony, a i utrzymywanie go na odległość było problemem. W przeciągu kilku dni musiałam oswoić się z otoczeniem i zrozumieć pewne zasady, którymi kierowali się Brytyjczycy.

Na moje szczęście szybko nauczyłam się tutaj żyć. Choć może „nauczyć" to zbyt duże słowo.

Potrafiłam przetrwać.

Zatrzymałam się na przystanku autobusowym. Za każdym razem o tej samej godzinie podjeżdżał tutaj nocny autobus, którym transportowałam się na obrzeża miasta. Tym razem nie było inaczej i już po kilku minutach pojazd podjechał, a ja wsiadłam do środka.

Był pusty. Usiadłam na samym początku, by mieć dobry widok na pokonywaną przez kierowcę trasę, ale instynktownie obejrzałam się przez ramię. Przeszedł mnie dreszcz, gdy na tylnym siedzeniu dostrzegłam zakapturzonego mężczyznę.

Nigdy nie byłam sama. Ta myśl ciążyła mi dniami i nocami, kiedy w końcu zrozumiałam, że nieznajomy śledził każdy mój ruch. Nie wiedziałam, kim był, za to z łatwością przypisywałam mu cechy, które posiadali kompletnie obcy dla mnie ludzie.

Teraz było tak samo. Wcisnęłam się w ścianę autobusu, poprawiłam kaptur i resztę drogi pokonałam sztywna i spięta.

Autobus zatrzymał się na ostatnim przystanku, z dala od bogatych osiedli i cywilizacji. Wysiadłam tylko ja i nieznajomy, który kilka metrów później skręcił w ślepą uliczkę i zniknął w ciemności.

Dla bezpieczeństwa, pokonując tę trasę, zawsze trzymałam w kieszeni mały scyzoryk. Przydał mi się tylko raz, kiedy odganiałam od siebie natrętnych, pijanych typów podczas pracy w barze, ale wolałam nie ryzykować. Ta dzielnica nie należała do najprzyjemniejszych.

Uniosłam głowę, gdy usłyszałam pisk opon i zapach benzyny. Za małym lasem, który teraz pokonywałam, krył się dużych rozmiarów teren idealny pod nielegalne wyścigi.

Nie cieszyły się one tutaj tak dużą popularnością jak w Filadelfii, ale zawsze ktoś się na nich pojawiał. Samochód na jeden wyścig można było wypożyczyć, a ja chętnie z tego korzystałam, bo nie miałam swojego. Matka skutecznie doprowadziła do tego, bym nie miała żadnej styczności z życiem, które prowadziłam w rodzinnym mieście.

Elita 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz