Rozdział 5

110 7 2
                                    

Adelaide

Wstałam jak co dzień rano i sobie przypomniałam, że jest poniedziałek, a co za tym idzie pierwszy dzień w mojej nowej szkole. Jednocześnie bardzo się bałam tego dnia, a jednocześnie nie mogę się doczekać.

Gdy wyciągałam mój mundurek z garderoby usłyszałam pukanie do drzwi.

- Proszę! - krzyknęłam wychodząc z garderoby z ubraniem w ręce.

- Przyszedłem zobaczyć, czy wstałaś. - powiedział, a następnie się rozejrzał. - Na szybko jakieś pytania?

- Jakiś zakaz makijażu? - spytałam szukając jakiś pasujących butów.

- Teoretycznie tak, ale w praktyce nie. Dyrektora nie musisz się obawiać, bo mamy towar, aby przekupić.

- Nawet nie chcę pytać. - stwierdziłam.

Zaraz po tym Flynn mnie zostawił, abym się przyszykowała i oznajmił, że pojadę z nim. Zresztą innej opcji nie widziałam. Tak, jak mówiłam na razie nie zamierzam pytać o ten ich ,,towar". Lecz to ,,na razie" jest kluczowe.

Po krótkim namyśle postanowiłam jednak się pomalować. W razie czego to Flynn mnie zapewnił, że sobie poradzi ze swoim hakiem. Również tak szybko, jak postanowiłam, tak to zrobiłam. Nałożyłam tylko tusz do rzęs i trochę pudru, ale to już zmienia człowieka.

Po kilku minutach zeszłam po schodach do salonu, gdzie już czekał na mnie mój brat. Trochę dziwnie się czułam, bo moja mama nigdy nie pozwoliła mi wyjść z domu bez śniadania.

- Nie jadłam śniadania. - poinformowałam mojego brata kierując się do kuchni.

Ten jednak przez to, że jest zdecydowanie ode mnie większy szybko zagrodził mi przejście i wskazał ręką na drzwi wyjściowy, gdzie stała cała reszta paczki. Szybko zrozumiałam przekaz i ruszyłam do reszty, bo przecież nie warto się kłócić z Flynnem.

Jak przedtem mówiłam, że nie stresowałam się szkołą, to teraz nie mogę powiedzieć tego samego. Tym bardziej stojąc przed bramą do wielkiego i robiącego wrażenie budynku, który od teraz będę nazywać moim liceum. Zdecydowanie nie byłam na to gotowa.

Z zamyślenia wyrwał mnie ból, za którym krył się Flynn sprzedając mi kuksańca. Zaraz po tym objął mi ramieniem, lecz ruszył dopiero gdy na niego spojrzałam i szczerze się uśmiechnęłam. Byłam jednak pewna, że zauważył w moich oczach niepewność.

Oglądałam całą czwórkę, gdy szła przez korytarze - dostojnie i z wysoko postawioną głową. Gdybym ich nie znała po ich chodzie uznałabym, że mają zawyżoną pewność siebie co najmniej sto razy.

- Tam na końcu korytarzu masz gabinet dyrektora. Większość rzeczy z ojcem załatwiliśmy, ale musisz jeszcze podpisać jakieś papiery czy coś. - powiedział wskazując na drzwi nieopodal. - Kiedy wyjdziesz to albo do mnie, lub któregoś z chłopaków napisz to po ciebie przyjdziemy, albo popytaj kogoś i podejdź na dziedziniec. Tam będziemy.

Gdy skończył swoją wypowiedź, skinęłam głową i ruszyłam przed siebie. Zamierzałam wyglądać na tak samo pewną siebie, jak mój brat, lecz bez niego u boku jest to sto razy trudniejsze.

Mimo, że nie miałam dużo do przejścia to czułam się, jakbym szła przez nieskończoność. Otaczające mnie szepty do około zdecydowanie nie pomagały, a tym bardziej badawcze spojrzenia, które im towarzyszyły. Czułam się, jakbym była tutaj sensacją. Spokojnie, Adele. Przecież w Fort Collins też byłaś popularna. Przypomniałam sobie, lecz tamta popularność miała się nijak do tej tutaj. Czemu akurat muszę być przyrodnią siostrą samego Flynna Wilsona?

It's our love story?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz