- Jay! Oddawaj! - Jak co rozpoczęcie turnieju gier, do całego wnętrza budynku docierały wrzaski z pokoju z konsolą. - Teraz moja kolej!
- Ty grałeś przed chwilą!
- Potwierdzam. - Wtrącił się niski, metalowy głos.
Zwykły normalny dzień w klasztorze spinjitzu. Jak co rano dochodziło do sprzeczek, kłótni, awantur, bijatyk a co nawet gorsza do budzenia współlokatorów. W tym mnie.
- Na serio? Nie dacie mi się wyspać!? - Spytałem zirytowany przekraczając próg pola bitwy.
Miałem ostatnio problemy ze spaniem, właściwie byłem wykończony po wczorajszej a nawet można powiedzieć dzisiejszej akcji w mieście. Wróciliśmy nad ranem, obecnie zegar wskazywał kwadrans po 9. Normalnie chłopaki a zwłaszcza Cole i Kai spali by do dwunastej gdyby nie fakt, że postanowili nie spać do rana bo im się to 'nie opłacało'. Ja z ulgą wymalowaną na twarzy poszedłem do swojego łóżka. Zwykle jestem rannym ptaszkiem, jednak nie ostatnio.
- Luzik młody, będziemy cicho. Idź puki Wu nie ma. - Na pewno będą cicho, na pewno...
Nic nie mówiąc udałem się w kierunku z którego przyszedłem. Walnąłem się na łóżko i momentalnie zasnąłem twarzą do poduszki.
***
- Nie zaczynaj znowu! - Dobiegł mnie już kolejny zgłuszony krzyk.
- Z kim ja mieszkam? - Westchnąłem ledwo przytomnie z nadal zamkniętymi oczami.
- Też się zastanawiam. - Dobiegł mnie dziwnie znajomy głos. Nie kojarzył mi się dobrze.
Bałem się poruszyć, przez panujący w pokoju mrok nic nie widziałem. Że też musiałem zasłonić wczoraj rolety. Nikogo nie widziałem, ale czułem czyjąś obecność. Przyprawiała mnie o dreszcze.
Panikowałem.
Mogłem się przesłyszeć? Jest to możliwe, prawda?
- Kim jesteś?
Panowała przerażająca cisza. Nie wytrzymywałem ze swoimi teoriami.
- Kai! Kai! Chodź tu!
Zawołałem swojego najlepszego przyjaciela tylko po to by wparował tu przejęty zapalając przy tym dynamicznie światło. Zmrużyłem oczy, nie. Ja je wręcz zamknąłem i rzuciłem się w poduszkę by ochronić je przed nadwrażliwością. Rozglądając się niczego ani nikogo nie dostrzegłem. Cała ulga spłynęła po mnie.
-O co chodzi? - Spytał że zmartwioną miną i podszedł do okna by je odsłonić. Słońce znajdowało się po środku nieba co wskazywało na południe.
- Ja-a em... Chyba miałem koszmar. Znów... - Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, bo chyba tak było skoro było to strasznie realistyczne lecz nie prawdziwe. - Eh... Jesteśmy w klasztorze, nikt nie atakuje i wszyscy żyją, tak?
- Tak, Lloyd. Spokojnie, wszystko jest tak jak powinno być. - Uspokoił mnie tymi słowami. - Może przyjdziesz na późne śniadanie?
Trochę burczało mi w brzuchu, ale odnosiłem jakieś dziwne wrażenie że nie powinienem tam iść. W dodatku po dramacie z przed chwili odczuwałem lekki niepokój i nie byłbym w stanie nic przełknąć.
- Trochę źle się czuję. Może przyjdę na obiad, najwyraźniej misje nad ranem mi nie służą.
- No zgoda, zajrzę do ciebie po, dobra? W razie czego wołaj. Przynieść Ci coś? - Podkręciłem przecząco głową na co ten wyszedł. Zostałem sam, chyba.
------
Ten rozdział taki trochę wprowadzający jakby drugi epilog.
Pomysł na tą książkę wpadł mi podczas zwiedzania obozów koncentracyjnych...

CZYTASZ
Fantasma / Lloyd Garmadon
Teen FictionWszyscy znamy uroki świata Ninjago. Ale czy znamy jego przenikliwość do Ziemi? Co jeśli dalszy los bohatera nie potoczy się tradycyjnie, jego problemy nie będą związane z nowymi wrogami a towarzysze zauważą problem pod koniec stadium? Co jeśli chłop...