Rozdział III

108 42 83
                                    

Jolene obudziła się cała zlana potem po nocnych wydarzeniach. Zobaczyła, że nadal kurczowo zaciska palce na trzymanej w dłoni latarce, zupełnie jakby kawałek plastikowej obudowy i mała wiązka światła miała moc obronić ją przed duchami. Wciąż nie mogła uwierzyć, że tylko jej się śniło – a nawet jeśli, to był to sen przerażający.

Ostrożnie zeszła na dół, do pomieszczenia, które kiedyś z pewnością było kuchnią. W rogu stał wielki piec, na którym można było gotować. Z tego, co się zorientowała, jadalnia stanowiła osobną salę.

Aby zagrzać poranną kawę, musiała napalić w piecu, a tego nie zamierzała robić – z jej niezdarnością skończyłoby się to niewątpliwie wezwaniem straży pożarnej. Na szczęście po schodach powoli schodził już jej ojciec.

– Cześć, tato. – Przywitała się. Widok rodzica w szlafroku, z rozczochranymi siwymi włosami, ale podekscytowanego jak małe dziecko, rozczulił ją. – Zrobisz śniadanie? Boję się, że nas podpalę.

Pokiwał głową i cofnął się do przedpokoju, by z jednej z walizek wydobyć zapałki. O dziwo, koło drzwi zostało jeszcze kilka szczap drewna – po tylu latach było już tak wyschnięte, że zajęło się w jednej chwili.
Ogień trzaskał wesoło, a metalowy imbryk podskakiwał na płycie. Pan Whitney usiadł ciężko na taborecie.

– Nie słyszałeś nic w nocy? – Odważyła się zapytać kobieta.

– Nie, a dlaczego pytasz? – Zmrużył oczy. Bez okularów niewiele widział.

– Aaaaa... tak z ciekawości. – Zająkała się. – W takich starych domach na pewno jest głośno, prawda? Drewno trzeszczy, schody skrzypią, przeciąg hula po korytarzach... – na wspomnienie trzaśnięcia drzwi, które rzekomo wywołał przeciąg, wzdrygnęła się. – Więc myślałam, że może coś słyszałeś.

Sama nie wiedziała, dlaczego tak skłamała. Mogła powiedzieć mu, jakie ma podejrzenia, jednak wiedziała, że zbyłby ją tak samo jak matka.

Pani Heidi stanęła w kuchennych drzwiach, zupełnie jakby wyczuła, że córka o niej myśli. Rzuciła jej szybkie spojrzenie, i już wiedziała – temat nocnych wydarzeń ma pozostać między nimi.

– Jak się spało? – Spytała, gromiąc Jolene wzrokiem.

– W porządku. – Spuściła wzrok, czując, że rodzicielka nadal nie zmieniła swojego sceptycznego nastawienia.

Irytująca obecność pani Whitney nie działała dobrze na dziewczynę. Zjadła szybko przywiezione długoterminowe suchary i duszkiem wypiła kawę. Skrzywiła się – należała do osób, które nie znosiły smaku tego napoju, ale nie były w stanie funkcjonować bez jego wypicia.

Spojrzała na rodziców – matkę, która wyraźnie wstała lewą nogą i niczego nieświadomego, poczciwego ojca.

– Pójdę zwiedzić zamek. – Wymamrotała, odstawiając filiżankę na blat. Zaraz jednak zganiła się w duchu – tutaj nie było zmywarki. Wzdychając cicho, podeszła do zlewu i przekręciła kurek. Jeśli myślała, że woda się poleje, była w błędzie.

– Zostaw to, Jo, potem przyniosę wodę. – mruknął tata. – Idź.

Posłusznie więc chwyciła torbę, z którą się nie rozstawała, telefon i butelkę wody, którą na szczęście zabrała ze sobą jeszcze na podróż.
_______________________________________________
Pokoje, choć było słoneczne południe, były ciemne i wilgotne. Mimo to niewątpliwie posiadały swój urok – wręcz czuć było w nich zaklęte momenty z przeszłości.

Jedna komnata szczególnie przykuła jej uwagę. Była całkowicie opróżniona, ogołocona nawet z mebli. Tapeta na ścianie była w połowie zdarta, ale na pozostawionych fragmentach widać były niebo poznaczone małymi chmurkami, przypominającymi kłębki waty. Ostrożnie przesunęła po nich palcami i wzdrygnęła się lekko, czując pod palcami chropowatą fakturę.

Drgnęła, gdy spojrzała pod nogi i zobaczyła mały, dziecięcy bączek, który nadal wirował. Podskoczyła, i, nie oglądając się za siebie, wyszła z pokoju.

Oczywiście – uspokajała się – zabawka mogła tam leżeć od bardzo dawna, a drgania podłogi pod moimi stopami wprawiły ją w ruch. Jednak  patrząc na to, że komuś zależało nawet na wydarciu tapety, było niemal niemożliwe, by ktoś przeoczył toczącego się po ziemi bączka.

Nieco już zdenerwowana, otworzyła kolejne drzwi. Ta sypialnia z kolei została w stanie nienaruszonym.

Jak zaczarowana podeszła do pokrytej grubą warstwą kurzu toaletki w rogu pomieszczenia. Na jej blacie stały staromodne flakony z perfumami, a nawet pudernica i grzebień z pojedynczym, ciemnym włosem wplątanym w zęby. Odsunęła go czym prędzej i spojrzała w taflę zwierciadła, by skontrolować wygląd.

I tu czekało ją kolejne zaskoczenie.

Z lustra spoglądała na nią dziewczyna, której rysy różniły się nieznacznie od rysów Jolene. Wąskie usta uśmiechały się nieznacznie, a na gładkie czoło opadał niesforny kosmyk czarnych włosów. Delikatne brwi podkreślały jej wydatne kości policzkowe.

Przerażona dziewczyna mrugnęła, a iluzja znikła. Prawdopodobnie była wynikiem brudnej i poznaczonej siateczką drobnych pęknięć powierzchni.

Z mocno bijącym sercem wyszła, zabierając ze sobą buteleczkę, na której dnie spoczywały resztki ładnie pachnącej cieczy. Kolejne komnaty nie różniły się za bardzo od takich, jakich każdy by się spodziewał – zwyczajne, pełne kurzu i moli, ale też wyzute ze wszystkich indywidualnych dla pomieszczeń cech.

Szarpnęła za ostatnie na tym piętrze drzwi i zamarła. To była właściwie wnęka, o wymiarach jeden na jeden metr. Znajdowała się tu tylko jedna rzecz. Naprzeciw niej wisiał obraz, przedstawiający kobietę z zamkniętymi oczami. Kobietę z odbicia.

Nagle jej oczy rozwarły się drapieżnie, a usta rozciągnęły w uśmiechu.

Jolene krzyknęła i zemdlała. Ostatnie, co zarejestrowała, to ból skroni przy uderzeniu w próg.

Kukułcze jajoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz