Prolog

187 41 44
                                    

Kilkanaście lat temu…


Patryk

Wszedłem do domu i rzuciłem torbę na podłogę w przedpokoju. Szybko przerzuciłem w dłoniach koperty, które wyjąłem ze skrzynki wiszącej na ogrodzeniu i wybrałem te zaadresowane do mnie. Wszystkie były ostemplowane tak, że nie było wątpliwości skąd są i dlaczego zostały do mnie wysłane. Trzymałem w dłoni moją przeszłość i kiedy zobaczyłem ten najważniejszy list otworzyłem go od razu.

Po słowach „Z przyjemnością zawiadamiamy pana… „Już nie czytałem dalej podskoczyłem z radości na schodach i wpadłem do swojego pokoju.
Dostałem się tam, gdzie chciałem, Akademia Sztuk pięknych w Krakowie.

Moje marzenie!

Pozostałe koperty otworzyłem dla formalności. Historia sztuki na UW i najbardziej znienawidzona architektura na Politechnice Warszawskiej. Rozerwałem kopertę nadrywając odrobinę kartkę, którą wyjąłem z koperty. Prześlizgnąłem wzrokiem po tekście „Pragniemy serdecznie powitać…” też się dostałem.

Cholera!

Nie planowałem tego, byłem pewny, że mnie nie przyjmą z powodu czwórki z egzaminu maturalnego, ale jak widać nie udało się oszukać ani ich ani ojca. Ocena celująca na świadectwie z tego przedmiotu kłuła mnie w oczy od zawsze, ale była mi potrzebna także na kierunek, który chciałem się dostać. Wyłożyłem się na łóżku i spojrzałem w sufit.

Ojciec mi teraz nie da żyć.

- Patryku jesteś już? - usłyszałam gromki ton ojca dochodzący zza drzwi.

Zerwałem się z łóżka i schowałem listy pod poduszkę, a potem podszedłem do drzwi. Jedną z zalet wysokiej kultury osobistej mojego taty było to, że nie wchodził mi do pokoju „ad hoc”. Czekał aż ja mu je otworzę.

- Dzień dobry, widziałem pocztę na komodzie w holu, nic więcej nie było? – zapytał patrząc na mnie podejrzliwie.

Popatrzyłem mu w oczy i …

- Było. Dostałem się do Krakowa. – powiedziałem – odwróciłem się, aby sprytnie wyciągnąć kopertę spod poduszki. – Oraz na Historię sztuki.

- No brawo! – powiedział radośnie i poklepał mnie po ramieniu. – Jednak wiesz na jaki list czekam i pamiętasz naszą umowę? – dopytał i od razu popsuł mi tym humor. – Jeśli nic nie pojawi się do końca tygodnia, to uruchomię swoje znajomości, żeby się dowiedzieć co z twoim listem. W końcu mój geniusz może sobie wybierać na jaką uczelnię pójdzie, prawda?

- Tak tato. – przyznałem. – Ale poczekajmy, przecież list może jeszcze przyjść. – uspokoiłem go.

- No to poczekajmy, a teraz zjemy obiad, bo mama dzisiaj miała wolne i czułem na dole, że coś ładnie pachnie. – uśmiechnął się do mnie i zagarnął mnie, kładąc mi ręce na ramionach.

Weszliśmy do wielkiej jadalni naszego domu, który był dość mały, jak na standardy okolicy w jakiej mieszaliśmy. Konstancin, czyli znienawidzony przeze mnie skrawek ziemi pod Warszawą jawiący się jako przyczółek bogaczy i warszawskich elit. Dla mnie był grajdołem dla ludzi, których nie obchodziło nic oprócz czubka ich własnego nosa i ewentualnie tego, ile kasy mają w sejfie.

- Dzień dobry mamo. – przywitałem się pocałunkiem w policzek.

- Ninko, Patryk dostał się na ASP w Krakowie i UW, teraz czekamy już tylko na wynik z Politechniki. – powiedział dumnie tata. – trzeba to uczcić.

- Jeszcze nie ma czego, będę świętował, jak będę mógł wybrać kierunek, na którym chcę studiować.

- Ależ możesz i wybierzesz sam. Umówiliśmy się, że jeśli dostaniesz się na wszystkie trzy uczelnie, to z dwojga złego będziesz mógł wybrać historię sztuki, czyż nie obiecałem ci tego? - powiedział ojciec jakby miał dla mnie niechcianą przez mnie gwiazdkę z nieba, a ja mam się cieszyć, że ją dla mnie zdobył.

Sztuka RomansuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz