Rozdział 14

224 14 11
                                    

Ares

— Hej, przystojniaku — odezwała się wysoka, elegancka modelka, trzymając kieliszek szampana, i uczepiła się mojego ramienia jak rzep na psim ogonie.

— Masz trzy sekundy, zanim złamię ci rękę — odparłem spokojnie, ale z pełną powagą. Na te słowa kobieta odskoczyła, rzucając mi pod nosem kilka przekleństw, a potem, potrząsając głową, ruszyła w stronę nowej ofiary.

Ostatnio nie mam najmniejszej ochoty na kobiety. Wszystkie wydają się irytujące, jakby ich jedynym celem było komplikowanie mi życia. A może to ja jestem ten problematyczny? Nie, to niemożliwe. To Jasmine sprawia problemy − ostatnio coraz częściej kręci się po mojej głowie, jakby zamierzała się tam zadomowić na stałe. Rozkłada swoje rzeczy, jakby mieszkała tam na pełnych prawach, zupełnie za darmo.

Jestem przerażony. No bo, co to, do cholery, ma być? To wszystko, co dzieje się między nami ostatnimi dniami. Co ja właściwie wyprawiam? Zachowuję się jak nastolatek, który oszalał na punkcie swojej nauczycielki od hiszpańskiego. Ale najgorsze jest to, co jej wtedy powiedziałem. „Jestem tylko maszyną. Maszyną do zabijania." Nie powinienem był tego mówić. Te słowa wypadły z moich ust, jakby ktoś inny je wypowiadał, nie ja. Co sobie teraz o mnie myśli?

Niby mnie to nie obchodzi, ale co, jeśli komuś o tym powie? Georgii albo Cadenowi? Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Zamknąłem oczy, próbując na chwilę zapomnieć o wszystkim, ale zamiast ciemności widziałem tylko Jasmine. Małą, przerażoną dziewczynkę, bezbronną wobec świata, który był przeciwko niej. Jak bardzo trzeba być zniszczonym, żeby dopuścić do czegoś takiego? Zawsze myślałem, że tylko moja matka była na tyle chora, ale teraz widzę, że się myliłem.

Może jej macocha znała moją matkę? To by wyjaśniało, dlaczego mój ojciec zna Jasmine. Za szybko ją oceniłem. Wyrobiłem sobie zdanie o niej, zanim zrozumiałem, przez co przeszła. Okazuje się, że jej przeszłość była równie pokręcona jak moja. Może wcale nie jesteśmy od siebie tak różni, jak mi się wydawało.

— Uważaj, jesteś blisko celu — wymamrotała V, przeżuwając coś po drugiej stronie słuchawki.

Aż zrobiłem się głodny.

Czułem się, jakbym stąpał po polu minowym. Gdy w końcu dostrzegłem go w tłumie, zatrzymałem się w pewnej odległości, obserwując przez chwilę. Otaczała go grupa ochroniarzy i tłum kobiet.

Czas na zabawę.

— Vittorio Martello — wymówiłem jego imię cicho, ale z determinacją. Starszy mężczyzna w śnieżnobiałym, eleganckim i z pewnością kosztownym garniturze obrócił się w moją stronę. Miał siwe, starannie ułożone włosy, a jego chłodne, oceniające spojrzenie przeszywało mnie od stóp do głów.

— Z kim mam do czynienia? — zapytał ostrym tonem.

— Ares Navarro — przedstawiłem się, lekko się kłaniając.

Na jego twarzy pojawił się cień zrozumienia, a zaraz potem bladość. Powoli ruszyłem w jego stronę, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Widziałem, jak jego mięśnie się napinają, a palce prawej ręki instynktownie zaciskają się na rękojeści pistoletu, ukrytego pod marynarką.

— Navarro? Jesteś synem Armando Navarro? — zapytał chłodno, starając się utrzymać zimną krew, mimo że w jego oczach dostrzegłem przebłysk strachu.

Pokiwałem głową w odpowiedzi gdy nagle ochrona wokół niego wyciągnęła broń, celując w moją stronę. Uśmiechnąłem się lekko, ale nie traciłem czujności.

— Poradzisz sobie? — zapytała V, a w jej głosie wyraźnie dało się słyszeć zmartwienie.

Słodko.

Healing Hearts (Tom I & II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz