Rozdział 2 (Tom II)

79 14 13
                                    

Ares

Siedziałem przy biurku w moim małym biurze, gdzie tle słychać było szum wentylacji, a na moim laptopie migały powiadomienia o nieprzeczytanych mailach. Próbowałem skupić się na dokumentach rozłożonych przede mną, ale nie było to łatwe, ponieważ dwójka moich klientów właśnie zaczęła się kłócić. Ich głosy stawały się coraz głośniejsze, a atmosfera w biurze była coraz bardziej... Nie. Do. Wytrzymania.

- Nie będziemy kupować tej starej chałupy! To wymaga zbyt wielu napraw! - krzyknął John, mężczyzna którego reprezentowałem w tej transakcji.

Jego twarz była czerwona ze złości, a dłonie zaciskały się na krawędzi stołu, gdy żona próbowała jakoś przekonać go do zakupu domu, który ją zainteresował.

- Ależ kochanie, to taka urocza nieruchomość z potencjałem! Wystarczy trochę remontów, a będzie wyglądać jak nowa!

Westchnąłem ciężko, starając się utrzymać uśmiech na ustach, choć z każdą minutą było to coraz trudniejsze. Mój długopis nerwowo stukał o blat biurka, a ja niecierpliwie zerkałem na zegarek, marząc o chwili w której stąd wyjdą.

- Nie mam czasu na to wszystko! Praca, dzieci, a teraz jeszcze te remonty! To zbyt dużo - kontynuował John, machając dłońmi dookoła, jakby odprawiał w moim gabinecie jakieś voodoo albo inne czary-mary.

- Wiem, że to dużo, ale pomyśl, jak cudownie będzie mieć własny kawałek ziemi, gdzie możemy budować wspomnienia z dziećmi - odpowiedziała Linda, próbując uspokoić męża.

Spoglądałem na ich twarze, widząc w nich tyle sprzecznych emocji - frustrację, nadzieję, złość, miłość. Byłem tu tylko po to, by pomóc im w transakcji, ale oto znalazłem się w środku rodzinnej batalii o przyszłość, którą próbowali sobie wyobrazić.

W głowie kołatały mi się słowa, które chciałem powiedzieć, by przerwać tę dyskusję, ale żadne z nich nie wydawały się odpowiednie. Zamiast tego, oparłem się wygodniej na krześle i czekałem na cud. Wiedziałem, że jej mąż prędzej czy później ustąpi.

Z kobietami nie ma sensu się kłócić, jeśli one czegoś chcą albo coś postanowią. One są zbyt uparte, mają swoje racje i będą dążyć do celu, nawet jeśli oznacza to długie dyskusje i przekonywanie.

- No dobrze - westchnął John, w końcu się poddając.

Nareszcie!

Zamieniłem z nimi jeszcze kilka uprzejmych zdań, starając się utrzymać profesjonalny ton, choć w rzeczywistości marzyłem o tym, aby jak najszybciej opuścili moje biuro.

Przede mną piętrzył się stos papierkowej roboty, która była o wiele ważniejsza niż ich niezdecydowanie i niekończące się kłótnie. Gdy wreszcie wyszli, odetchnąłem głęboko i zamknąłem za nimi drzwi.

Usiadłem z powrotem przy biurku, gdzie stos dokumentów czekał na moją uwagę. Terminy były coraz bliżej, a mój grafik pękał w szwach. Oparłem się wygodnie na krześle, sięgnąłem po pierwszą teczkę i zacząłem przeglądać papiery, wprowadzając niezbędne poprawki i notatki.

Po dobrych trzech godzinach pracy, literki zaczęły zamazywać mi się przed oczami. Oczy piekły od wpatrywania się w dokumenty. Przetarłem twarz dłonią, próbując się rozbudzić. Rozejrzałem się po biurze i wzrok zatrzymał się na małym ekspresie do kawy stojącym w kącie. Westchnąłem ciężko, podnosząc się z krzesła, i ruszyłem w jego kierunku.

Podczas gdy ekspres cicho brzęczał, przygotowując moją kawę, moje myśli krążyły wokół Jasmine. Zastanawiałem się, jak się teraz czuje, czy jej stan się poprawił, albo czy może już się obudziła? W szpitalu spędzałem z nią każdą wolną chwilę, a jednak wydawało się, że to nigdy nie wystarczało.

Healing Hearts (Tom I & II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz