Rozdział 19

652 28 5
                                    




Rozdział 19.

Hazel

Tydzień później...

    Otwieram powoli oczy. Mój wzrok przyzwyczaja się do światła przez dłuższą chwilę. Wpatruję się tępo w białą ścianę obok łóżka. Szpitalna aparatura wydaje jakieś dźwięki.

    Bip.

    Bip.

    Bip.

- Hazel – szepcze mama.

    Nie patrzę w jej kierunku. Nic nie jestem w stanie poradzić na moją apatię. Nic nie czuję. Bardzo bym chciała, jednak z jakiegoś powodu to niemożliwe.

    Zawsze byłam uczuciową dziewczyną. Tym razem jest inaczej. Może jestem szczęśliwa, że przeżyłam ten koszmar i nie umarłam? Może jestem wdzięczna, że ci źli ludzie dotrzymali słowa i faktycznie przetransportowali mnie do Nowego Jorku? Może dziękuję Bogu, że miał mnie w swojej opiece i nie pozwolił mi tam umrzeć? Może cieszę się, że mam kochających rodziców, którzy wyrwali mnie swoimi decyzjami ze szponów mafii?

    Nie wiem. Nic nie wiem. Nie znam odpowiedzi na żadne pytanie. Od dwóch dni tak leżę i po prostu żyję. Nic więcej. Mam świadomość, oczywiście. Wiem co się wokół dzieje. Słyszę ludzi. Jednak nadludzka siła nie pozwala mi na wypowiedzenie choćby jednego słowa, na żaden ruch. Na choćby uronienie łzy. Zastanawiam się, czy aby na pewno żyję. No bo jak to jest, jesteś żywą istotą, a nic nie czujesz? Czy to możliwe? Jak to jest, że nie potrafisz się w żaden sposób komunikować, mimo, że robiłeś to przez całe swoje życie?

    Nie jestem w stanie nawiązać kontaktu wzrokowego absolutnie z nikim. Ze strachu. Boję się ich spojrzenia.

    Moje uczucia zostały wyłączone. Wszystkie bez wyjątku.

W mojej sali przez ostatnie dwa dni były już wszystkie bliskie mi osoby. Mama, tato. Harper i Emily. Max z Trisem. Przyszła nawet Mia. Wszyscy nade mną płakali. Nikomu nie spojrzałam w oczy. Do nikogo się nie odezwałam. Bo co mam mówić? Jak mam reagować?

    Bóg mi świadkiem, że naprawdę nie wiem. Pierwszy raz w życiu jestem w takiej sytuacji. Wyprana z uczuć, emocji, nie potrafiąca odnaleźć się wśród bliskich. Chciałabym, żeby przez jakiś czas tu nie przychodzili, żeby dali mi spokój. Chciałabym mieć możliwość pozbierania się w samotności, jednak bez przerwy ktoś jest w mojej sali.

    Leżąc na betonowej posadzce nie marzyłam o niczym innym, niż o ciepłych ramionach mamy i taty. Teraz nie marzę o niczym innym niż o świętym spokoju.

    To co widziałam nie nadaje się do rozmowy, do opowiadania o tym. Jak mam jednak wrócić do dawnego życia, nie opowiadając tego, z czym się zmierzyłam? Co przyszło mi przejść?

Problem w tym, że nie mogę nikomu o tym opowiedzieć. Przynajmniej nie całej prawdy.

    Na moim ciele były liczne obrażenia. Wyrzucono mnie z helikoptera, z czterech metrów prosto na trawnik. Niby nie dużo, ale w połączeniu z wcześniejszymi obrażeniami i z tym jak moje ciało było osłabione, prawie mnie to zabiło.

    Wojsko znalazło mnie, w jaki twierdzi lekarz, agonalnym stanie. Być może tak było.

    Wyrzucono mnie w lesie, w pobliżu wojskowego lotniska. Jak zwykłego śmiecia. Po prostu ktoś kopnął mnie, bym wypadła z helikoptera. Pamiętam jak moje ciało toczyło się, a później bezwładnie zostało przyciągnięte do ziemi przez grawitację. Później nastała ciemność.

All my life in hate for you (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz