Rozdział 24

709 25 0
                                    




Rozdział 24.

Aleksiej

- Zaczekaj.

Staje jak wryty. Przesłyszało mi się? Odwracam się powoli ku niej.

Ma łzy w oczach. Jest jeszcze piękniejsza niż przed laty, choć z jej oczu biją ogromne pokłady smutku. Mam wrażenie, że mogłaby obdzielić nim całą planetę i jeszcze by zostało.

Hazel Callan to najpiękniejsza kobieta jaką w życiu widziałem.

- Tak?

Podchodzi w moją stronę, stając dwa metry przede mną. Przełykam ślinę.

- Czy to dlatego tamtego dnia kazałeś mi wracać? Wiedziałeś że dokładnie to mnie spotka?

- Tak.

- Dlaczego to zrobiłeś?

- A jak myślisz, Hazel?

- Nie rozumiem – ramiona jej opadają – my nie znaliśmy się zbyt długo.

- Wystarczająco bym wiedział, że muszę cię przed tym ochronić.

Spuszcza głowę.

- Mogli cię zabić – szepcze.

Nie odpowiadam. Mogli. Niemal im się udało.

Podnosi na mnie swoje zielone oczy.

- Ma na imię Ryan. Ma rok i cztery miesiące.

Skracam dzielący nas dystans i biorę ją w ramiona. Zastyga. Po chwili jej dłonie nieśmiało dotykają moich pleców.

- Dziękuję, że dałaś mu prawdziwy dom, Hazel. Nie mógłbym wymarzyć sobie cudowniejszej matki dla swojego dziecka. Żałuję, że tak to wygląda.

Z jej piersi wyrywa się szloch. Przywiera do mnie mocniej. Całuję czubek jej głowy.

- Mam nadzieję, że pozwolisz mi go niebawem zobaczyć. Nie skrzywdzę go. Odszedłem od mafii. Jestem wolnym człowiekiem.

- Jakim cudem?

- Andrej mnie wypuścił. Rozpocząłem nowe życie w Miami. Pod nowym nazwiskiem.

- Jak mnie znalazłeś?

- Mam jeszcze kilku znajomych ale bez obaw. Nic wam nie grozi.

Hazel odsuwa się ode mnie, wyraźnie zawstydzona bliskością która przed chwilą miała miejsce.

- Jest tyle pytań, które chciałabym zadać.

Możesz je zadać.

- Może... napijesz się kawy? – ucieka wzrokiem w kąt pokoju.

- Nie, Hazel.

Marszczy brwi.

- Herbaty?

- Nie o to mi chodziło – kącik moich ust lekko drga. – Wystarczy nam emocji na dziś. Chciałbym żebyś przemyślała to wszystko i odezwała się do mnie, kiedy naprawdę będziesz gotowa by odbyć tę rozmowę.

Spuszcza wzrok i potakuje.

- Jak mam się z tobą skontaktować? – jej głos przypomina szept.

- Kiedy będziesz gotowa, przylecisz do Miami. Porozmawiamy w cztery oczy. Jeżeli uznasz że to odpowiedni moment by Ryan mnie poznał, zabierzesz go ze sobą. Jeżeli nie, przylecisz sama.

- Nie polecę do Miami – kręci głową i zakłada ramiona na piersi. – Jeżeli mamy rozmawiać to tylko tutaj.

- Dobrze, wobec tego ja przylecę.

Jej twarz na sekundę łagodnieje.

- Daj mi trochę czasu.

- Dam, tylko pamiętaj, że to też mój syn. Chcę go poznać. Wyślę ci mój adres w Miami. Jesteście tam mile widziani w każdym momencie.

Ucieka wzrokiem i krzyżuje ręce na ramionach. Jest roztrzęsiona. Mój umysł manipulanta podpowiada mi, że powinienem jeszcze z tego skorzystać ale serce mówi co innego. Nie wiem dokładnie przez co przeszła. To, że powitała mnie z bronią w ręku oznacza tylko tyle, że to mogło być więcej niż się spodziewam.

- W takim razie wyślij mi adres a ja... nie wiem, dam znać. To wszystko jest trudne i właściwie nie wiem czemu z tobą rozmawiam. Powinnam zadzwonić na policję.

- Hazel, w świetle prawa ja nie istnieje. Nie żyje. Policja niczego nie zrobi.

Podrywa głowę i wpatruje się we mnie. Mam wrażenie, że wszystko zaczyna do niej docierać a pierwszy szok mija.

- Więc nie mam wyboru, co? Jak zawsze pojawiasz się w moim życiu z planem a ja nie mam nic do gadania? – śmieje się ale w jej głosie nie ma rozbawienia. – Wyjdź stąd. Nienawidzę cię.

Czy te słowa mnie uderzyły? Spodziewałem się gorszych. Spodziewałem się, że mimo wszystko jej reakcja na mnie będzie gorsza. W sumie bardziej zaskakuje mnie to, że nie strzeliła do mnie niż to, że mówi mi że mnie nienawidzi.

- Nie próbuj żadnych sztuczek, Hazel. Znajdę was wszędzie. Nie uciekniesz przede mną. Mam prawo do kontaktów z synem. Z nową tożsamością jestem w stanie to załatwić nawet legalnie.

- Ułożyłam nam już życie. Odejdź. Nie mieszaj się w to. Proszę – jej głos jest drżący, pełen lęku.

- Nie zrezygnuję z własnego syna.

    Ze mnie zrezygnowano, ale ja nie jestem taki sam.

Zerkam na nią ostatni raz i wychodzę. Jest wstrząśnięta moimi słowami. Wdycham tlen do płuc i odjeżdżam.

Nie ucieknie przede mną. Znajdę ją choćby na końcu świata, ma moje dziecko.

Faktycznie dom był pusty, widziałem, że jest sama. Nie kłamała. Dzieciak mógł być ukryty w jakimś pokoju ale wtedy nie byłaby tak spokojna.

W drodze przypominam sobie o wysłaniu jej mojego adresu. Robię to. Nie otrzymuje odpowiedzi, choć jestem pewien, że adres wysłałem na dobry numer. Numer załatwił Nicolas.

Obyś podjęła odpowiednie decyzje, Hazel. Nie zmuszaj mnie do użycia siły.

Wiem, że zniszczyłem jej życie, ale tym razem się mnie nie pozbędzie. Chce odzyskać syna i stracony czas.

All my life in hate for you (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz