Gillian
Nie przemyślałam tego. Po prostu go pocałowałam.
Czując smak jego ust na swoich, nie pomyślałam, jak mogło mi ich rzeczywiście brakować w codziennym funkcjonowaniu. Przez ostatnie tygodnie wzbraniałam się przed najmniejszym dotykaniem, aż ostatecznie nie otworzyłam się na Tristana, pozwalając mu się do siebie zbliżyć. Powiedziałabym nawet, że nie robiłam tego dla niego, tylko dla siebie. Wyłącznie dla siebie, ponieważ gdy mój mąż był w pobliżu, moja głowa w pewnym stopniu odpoczywała od ganiących za mną koszmarów. A kiedy nasze ciała się ze sobą łączyły w uścisku, czułam się jak w domu.
Nie pogłębiłam pocałunku, czekając jak Tristan zareaguję. Wyczuwałam jak jego ciało niemiłosiernie się spięło na mój ruch, lecz nie odsunął mnie od siebie, co uznałam za dobry znak. Czekałam zatem, mocniej się do niego zbliżając. Chwyciłam kruchymi dłoni poły czarnej koszuli, gdzie pierwsze trzy guziki miał zawsze rozpięte. Brunet stale podtrzymywałam mnie jedną ręką za talię, by druga swobodnie zwisała wzdłuż jego ciała.
Trwaliśmy w tej chwili, w tym bezruchu, z dobre sekundy, aż mąż się ode mnie nie oderwał, aby głęboko spojrzeć mi w oczy. Przeskanował każdy ich cal, co po chwilę zjeżdżając na moje wargi, by znów zaczepić ze sobą nasz wzrok.
Oddychaliśmy szybko, stykając się nosami. Nie odsunęliśmy się od siebie, chwytając się każdego wspólnego momentu. Mój głos rwał się do tego, by wymówić to jedno zdanie. Błagalną prośbę, która chodziła za mną już od dłuższego czasu.
Tylko, czy mój mąż zechce mnie w ten sposób, w jaki ja pragnę jego?
Nie wiedziałam tego. Zwłaszcza, że nie byłam pewna, czy będę w stanie się przy nim odezwać. I to nie tak, że robię to specjalnie, bo nie robię. Ja po prostu nie umiem przy moich bliskich się na tyle otworzyć. Jeszcze nie.
– Gillian... – wychrypiał niskim tembrem, na co moje kolana niegdyś by się pod sobą ugięły. Chciałabym znów poczuć to cholerne pożądanie ciałem, a nie tylko uczucie pragnienia krążące w mojej głowie.
Bo prawda była taka, że wszystkie emocje, cała otoczka jaką wytworzyłam wokół siebie, miała swoje podłoże tutaj. W mojej głowie, czego nie umiałam zmieniać od tak. Oczywiście chciałam, żeby moja rzeczywistość była inna. Taka jak kiedyś. Przed porwaniem, lecz zbyt wiele sprzeczności we mnie tkwi, abym mogła to w stu procentach zrozumieć.
– Kochanie, czy ty mnie właśnie pocałowałaś?
Nie zastanawiając się długo, kiwnęłam twierdząco głową i utrzymując kontakt wzrokowy, chciałam mu przekazać, że nie uczyniłam tego, aby stłumić jego słowa. Spodziewałam się, że prędzej czy później zapyta mnie o wydarzenia z Rio. Że je przywoła i będzie chciał wiedzieć, co mi tam zrobili. I Bóg mi świadkiem, chcę mu to opowiedzieć. Tylko jemu. Aczkolwiek jak miałam to zrobić?
Tristan delikatnie uniósł kąciki ust do góry, po czym połaskotał mnie za uchem. Moja mimika twarzy rwała się, by uśmiech ten odwzajemnić, natomiast i tak tego nie zrobiłam.
– Brakowało mi tego, wiesz? – czule pieszcząc mą brodę, ponownie zahaczył o moje usta, składając na nich soczystego całusa.
Westchnęłam.
– Ciebie w tej odsłonie, Gill.
Kolejny pocałunek, lecz tym razem żeby chwila ta trwała dłużej, postanowiłam mocniej na niego naprzeć. Pojęłam w posiadanie jego dolną wargę i objęłam go rękoma za kark. Prosiłam całym ciałem, by pogłębił pieszczotę i na całe szczęście, nie musiałam długo na to czekać. Tristan był tak spragniony, jak nigdy wcześniej. Sycił się każdym naszym dotykiem, aż do pocałunku nie wkroczyła wymiana języków.