ROZDZIAŁ 18

384 17 4
                                    

Gillian

Pokręciłam przecząco głową, nie zgadzając się ze słowami, które przed chwilą opuściły jego usta.

– Nie, Tristan – odparłam, gdy głos przestał mi drżeć z nadmiaru emocji. W tej chwili musiałam być opanowana. – Nie mówisz tego poważnie.

Właśnie zaczęła się wojna.

To zdanie brzmiało tak abstrakcyjne i nierealnie, że ilekroć odtwarzałam je w głowie, prawie wyśmiewałam samo brzmienie tego absurdalnego wymysłu. Wojna? Teraz? To nie było możliwe. Według Amber, Cedricka i ich informacji zdobytych we Włoszech, rodzina Marchetti planowała zamach na USA dopiero w przeciągu kilku miesięcy. Nie dni, ani tygodni. Miesięcy! A teraz się okazuję, że krótko po ich powrocie, zaczęła się rzeź, której wszyscy chcieliśmy uniknąć.

– Gillian, kochanie... – westchnął, a w jego oczach wciąż lśniły łzy. Mimo to pozostawał w pełnym profesjonalizmie, odganiając od siebie świadomość, że mężczyzna, który był przy nim przez ostatnie lata, nie żyję. – Spakuj najpotrzebniejsze rzeczy. Wyjeżdżamy. – dodał na odchodne, kierując się w stronę wyjścia z salonu.

– Zaczekaj – dogoniłam go, gdy odkładał pustą szklankę na stół. Nie spojrzał na mnie, ani nijak zareagował na moją obecność. Po prostu szedł dalej, unikając mojego wzroku. – Dokąd my niby wyjedziemy?

– Kupiłaś dom w Red Creek. Tam pojedziemy.

No tak. Przez to wszystko prawie zapomniałam o miejscu, w którym najprawdopodobniej będziemy bezpieczniejsi niż tutaj. A raczej byłam tego pewna, bo wieś, w której kupiłam dom była mała, jak i zaludnienie nie przekraczało pół tysiąca mieszkańców. Sam dom jest odosobniony i nie rzuca się w oczy, dlatego wyjazd tam nie jest głupim pomysłu, ale...

– Ty chyba nie myślisz o uciecze, prawda? – zapytałam, kiedy stopy wylądowały na schodkach i oboje wspinaliśmy się na piętro. Stąpałam tuż za nim, a wyraźnie napięta sylwetka się nie poruszała. Nie obrócił głowy, nie zatrzymałam się, nie zrobił nic. Szedł dalej, wymigując się od odpowiedzi, co było znaczyło, że właśnie podał mi ją na tacy. – Tristan, do cholery, nie sądzisz chyba, że od tak uciekniemy? Nie możemy tego zrobić! Kurwa! – uniosłam swój ton o parę cali wyżej, lecz nawet przemawiająca przeze mnie nadciągająca złość, nie wywołała w moim mężu żadnej reakcji.

Weszliśmy do sypialni, a Tristan bezzwłocznie udał się do garderoby. Z szuflad zaczął wyciągać torby, po czym w szaleństwie dobrał się do ubrań, które wpakowywał do ich środka. Stanęłam jak wryta patrząc, jak Tristan bez mrugnięcia okiem nas pakował, nie skupiając się zbytnio na dokładnym układaniu ubrań. On wrzucał je z siłą, nie bacząc na to, ze niepokoił mnie swoim zachowaniem. Że z każdą rzeczą trzymaną w jego dłoniach przerażał mnie bardziej, bo mój mąż się tak przecież nie zachowuję. Rzadko kiedy przemawiała przez niego desperacja, a jeśli już ją czuł, to nie pokazywał tego po sobie.

Wyrwałam się z transu dopiero wtedy, gdy jedna z toreb została rzucona mi prosto pod nogi. Była rozpięta, a z jej środka wylewały się grube swetry. Widząc to dopiero zrozumiałam, że mój mąż naprawdę planował ucieczkę. Do zimy brakowało jeszcze kilku miesięcy. Mieliśmy teraz sierpień, który w tym roku był szczególnie upalny, a Tristan właśnie spakował rzeczy, jakby nasz pobyt w Red Creek miałby się przedłużyć.

Przygotowywaliśmy się do starcia z wrogiem zbyt długo, bym teraz pozwoliła od tak się wywieść na wieś i wyprzeć z pamięci fakt, że Stany zostaną staranowane przez Sycylijczyków. Okej, kupiłam ten dom dla nas, ale nie dlatego, żeby się w nim ukrywać. Miał on być dla naszej rodziny, żebyśmy wyrwali się z Westbury i zamieszkali gdzieś indziej, lecz w razie, gdy zacznie robić się gorąco pomiędzy nami, a rodziną Marchetti, wyruszamy na front i nie pozwalamy, by przejęli nasze tereny.

Complicated Marriage [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz