ROZDZIAŁ 20

402 15 2
                                    

Tristan

– Tylko uważaj tam na siebie, dobrze? – poprosiła, choć dla mnie to zdanie brzmiało niemal jak błaganie. Zresztą, wszystko co mówiła, bądź pisała Gillian, nie było prośbą, a wręcz rozkazem.

Uwielbiałem to w niej. Szczególnie gdy aktualnie dzieliła nas dość spora odległość i tylko mogłem sobie wyobrażać, jaką minę mogła przybierać, gdy mówiła do mnie takie rzeczy. Na samą myśl chciało mi się uśmiechać.

– Przecież ci obiecałem, że będę – odparłem, przewracając oczami, lecz przez mój głos i tak wybrzmiewał spokój. – Nie martw się o mnie.

– I tak będę – westchnęła ciężej, a moja głowa automatycznie zaczęło sobie wyobrażać, że najprawdopodobniej wstawała albo zasiadała na kanapie.

Zerknąłem w boczne lusterko sprawdzając, czy po ulicy nie jedzie żaden samochód. Wyjechałam z parkingu z piskiem opon, trzymając telefon między uchem a barkiem, obracając kierownicę jedną dłonią, włączając się do korku i kolejnych zamieszek.

Nie było dobrze. Rzekłbym nawet, że obecna sytuacja w Nowym Jorku była bardziej niż chujowa i znacznie gorsza od tego, jak opisywały ją media i telewizja. Działo się tak głównie dlatego, że ojciec Gillian, prócz bycia mafiozą robił też parę legalnych rzeczy, aby utrzymać swój status w USA. Między innymi angażuję się mocno w akcję charytatywne, przez co ma ogromny wpływ na to, co może trafić do sieci. Za jego postawą poszło wielu polityków i szefów firm, dlatego ograniczenie dawanych informacji do mediów było dziecinne proste.

To co się tutaj działo miało pozostać tylko w Nowym Jorku. Gillian nie mogła się o tym dowiedzieć, ponieważ bałbym się o nią i nasze dziecko. Lepiej dla niej i naszego maleństwa, by żyła w niewiedzy, przynajmniej do czasu narodzin.

Później niech pozna prawdę.

– Kocham cię – wyznałem, co podpowiadało mi zgubne serce, akurat gdy na chodniku po prawej stronie trójka mężczyzn z gangu West Eye wyciągnęła broń i skierował ją do matki z trzymanym w ramionach dzieckiem.

Kurwa...

– Też cię kocham – odpowiedziała ciepło i pewnie, po czym przerwałem połączenie, wychodząc z samochodu.

Otrzymałem w zamian trąbienia wkurwionych kierowców, lecz mało mnie teraz obchodziło, że zostawiłem auto na środku drogi. Liczyło się teraz życie tej kobiety i dziewczynki, której twarz była schowana w zgłębieniu szyi matki.

Wyciągnąłem z kabury broń, przeładowując ją. Szybkim krokiem zmierzyłem ulicę, a następnie chodnik, by następnie stanąć po środku nadchodzącej strzelaniny, która za pewne miałaby tutaj miejsce.

– Odsuńcie się – rozkazałem, patrząc na dilerów z wymalowanym na twarzy wkurwieniem. – Natychmiast. – dodałem, gdy nie otrzymałem odpowiedzi zwrotnej.

Dopiero po chwili jeden z nich roześmiał się głośno, klepiąc tego drugiego po ramieniu. Najwidoczniej musieli mnie rozpoznać, bo dość prędko schowali broń w gacie.

– Jasna sprawa, szefie. Nie chcemy problemów – cała trójka uniosła ręce do góry, zaczynając się powoli wycofywać.

Lecz zdradziecki, łaknący krwi uśmiech, wciąż nie schodził im z warg.

– No ja myślę – odprowadziłem ich wzrokiem, aż nie zniknęli za zakrętem. Dopiero wtedy schowałem pistolet do kabury i odwróciłem się do przerażonej kobiety i dziewczynki.

Matka była dość młoda. Mogłem rzec, że ledwo co przekroczyła wiek nastoletni, a dziecko w jej ramionach mogło mieć niecałe dwa latka. Obie posiadały bujne blond loki i duże, niebieskie oczy, z których strach wręcz uderzał do mojej piersi. Wnet sobie przypomniałem, jak tego jednego dnia znalazłem przy śmietnikach martwą dziewczynkę. Jak wiele musiała wycierpieć nim ostatnie tchnienie zostało jej odebrane.

Complicated Marriage [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz