Gillian
Dni mijały i mijały, zlewając się w tygodnie. Wraz z nastaniem dwudziestego trzeciego lipca, moja młodsza siostra organizowała małe przyjęcie z okazji jej siedemnastych urodzin. Postanowiła, że prócz naszej najbliższej rodziny i swojego ochroniarza, nie zaprasza nikogo więcej, czemu w sumie się nie dziwiłam. Avyanna mimo swojego dobrego charakteru, miała problemy z nawiązywaniem znajomości, gdyż ci którzy stawali na jej drodze, wykorzystywali fakt jaka miła potrafiła być, przez co później stawała się obiektem żartów i kpin. Starała się nie pokazywać po sobie, że nie było jej z tego powodu przykro, lecz jako jej siostra i przyjaciółka wiedziałam, że mocno ją to boli. W końcu czasy nastoletnie powinna wykorzystywać na zdobywaniu przyjaciół, a nie ciągłym ukrywaniu się w kącie, by nie natrafić na bandę dzieciaków, które szydzą z niej na każdym kroku.
Wspierałam ją jak tylko mogła, dlatego wraz z Francescą i Eleonorą, która wczorajszego wieczoru przyleciała do Westbury wraz z Timothym, udałyśmy się do Nowego Jorku po zakup najlepszych słodkości w całym mieście.
– Te zielone babeczki wyglądają przepysznie – powiedziała El, wpatrując się na wystawę za szklaną witryną. – Albo te różowe.
– Bierzemy wszystko, co się da więc dodaj to do naszej listy – poprosiłam o to młodszą siostrę Fran, co uczyniła bez zająknięcia, wyciągając z torebki notatnik, w którym zaczęła zapisywać wszelakie smakołyki, jakie wylądują na dzisiejszym przyjęciu.
– Wy tu ogarniajcie jedzenie, a ja pójdę po jakieś balony i inne ozdoby – pojęła Francesca, zarzucając długie brązowe włosy na jedno ramię. Nawet teraz – podczas zwykłego wyjścia na miasto – musiała ubrać na siebie czarny kombinezon od znanego projektanta, aby zwracać na siebie należytą uwagę, co jak zwykle jej się udało.
Kiwnęłam głową, a następnie odprowadziłam wzrokiem dziewczynę.
Całość zajęła nam równe cztery godziny. Dobór odpowiednich ciast, muffin i babeczek była męcząca, a już zwłaszcza dla osoby, która na co dzień nie jadła słodkiego. Avyanna w naszej rodzinie była wyjątkiem, która przepadała za smakiem cukru w buzi, dlatego chcąc widzieć na jej twarzyczce szczęście, zwłaszcza po koszmarnych miesiącach, musiałam zrobić wszystko, co zrobiłaby starsza siostra.
Oblężone zakupami i wraz z pomocą Alberta i dwóch innych ochroniarzy, którzy pracowali dla sióstr Bannermann, załadowaliśmy torby do bagażników dwóch aut. Następnie zasiadłam za kółkiem i sama wyjechałam na ulicę Nowego Jorku, widząc w lusterku kolejne dwa pojazdy. Jeden należący do bodyguardów, a drugi do Francesci.
Od dłuższego czasu wszystko wisiało na włosku. Od kiedy powiedziałam Tristanowi o rodzinie Marchetti i jego dziecięcej przyjaźni z Mateo, mężczyzna zaczął omijać mnie szerokim łukiem. Nie dziwiłam mu się. Szczerze byłam przygotowana na jego reakcję, bo w końcu byli wtedy dziećmi, których nie interesował świat zewnętrzy. Mieli wtedy po trzy, może cztery lata. To oczywiste, że nie będzie tego pamiętał zwłaszcza, że Grey postarał się, by tak było, gdy w późniejszych latach znęcał się nad swoim synem psychicznie i fizycznie.
Natomiast jeśli chodziło od kogo to wszystko wiedziałam, cóż... Mój mąż nie byłby z pewnością zadowolony z kim miałam okazję rozmawiać trzy tygodnie temu, i który wyznał mi coś, na co czekałam tak długo. Nie sądziłam, że dowiedzenie się o śmierci tej osoby wzbudzi we mnie to, że zapragnęłam odżyć na nowo. Może i wciąż nie byłam chodzącym szczęściem, ale przynajmniej mogę wreszcie żyć ze świadomość, iż pozbyłam się swojego cienia. Koszmaru, który nawiedzał mnie nocami, i który sprawił, że chciałam umrzeć.
Powróciłam na właściwe tory ze wciąż odczuwalnym bólem w sercu, który z pewnością nie zniknie do końca moich dni. Liczyłam się z tym, że już zawsze pozostawi to na mojej duszy piętno, lecz trzeba pozostawić przeszłość za sobą i żyć.