24. Mroźny Książę

286 25 3
                                    

Bycie w świetle reflektorów było nużące i Marinette potrzebowała chwili oddechu. Dla uczestników konkursu i jurorów zorganizowano niewielkie przyjęcie. Wymieniła mnóstwo uwag z niektórymi projektantami, ale głównie odpowiadała na pytania dotyczące MDC oraz Lili. W końcu tak ją to zmęczyło, że zapragnęła wrócić do domu.

Kątem oka dostrzegła, że Adrien rozmawia z Sophie. Przez większą część wieczoru trzymał się od niej z daleka, pozwalając jej błyszczeć. Miała już szczerze dość tego dystansu, dlatego uprzejmie zakończyła rozmowę z Vincentem i skierowała się w stronę swojego przystojnego blondyna.

Jej obawy malały z dnia na dzień. Spędzali razem mnóstwo czasu, poznając się od nowa. Adrien zmieniał się dosłownie na jej oczach. Częściej się uśmiechał, żartował i otwarcie okazywał jej uczucia. Już nie był taki zamknięty w sobie i wycofany. Nawet dla swoich pracowników i ludzi z zewnątrz stał się bardziej przystępny. Powoli wychodził z tej swojej grubej skorupy i Marinette była z niego dumna, że próbował. Ale chciała też, żeby wiedział, że akceptuje także tę jego nieco mroczniejszą naturę. Nie zamierzała od niego uciekać, gdyby nagle miał gorszy nastrój i zaczął się z nią kłócić.

Ufała mu. W końcu, po tych wszystkich miesiącach, mogła to powiedzieć z całą pewnością.

Obawiała się jednak, że Adrien w głębi duszy wciąż najbardziej boi się odrzucenia. Teraz, gdy pozwolił jej się zbliżyć, gdy otworzył się na nią, pewnie na każdym kroku spodziewał się, że zostanie przez nią zraniony. Ona w końcu bała się dokładnie tego samego. Byli dwojgiem ludzi po przejściach, z problemami i skomplikowaną przeszłością. Wiedziała, że nie będzie im łatwo. Ale póki co świetnie dawali sobie radę. I oby tak dalej.

- Hej - powiedziała, stając u jego boku i uśmiechając się szybko do Sophie.

- Wszystko w porządku? - zapytał natychmiast, lustrując ją wzrokiem od góry do dołu.

- Tak - uspokoiła go. - Po prostu jestem już zmęczona. Wracajmy, dobrze?

- Jasne. Już się zbieramy. Tylko skoczę do swojego gabinetu po rzeczy. Sophie... - zaczął.

- Wszystkiego tu dopilnuję - obiecała. - Mogą państwo spokojnie wracać do domu.

- Znakomicie - skinął jej głową Adrien, po czym otoczył ramieniem talię Marinette i pociągnął ją do wyjścia.

- Nie pożegnasz się z nikim? - spytała.

- Gdybym to zrobił, stracilibyśmy jeszcze godzinę - odparł. - A gdybym trafił na Audrey, stracilibyśmy dwie.

Zaśmiała się cicho.

- Daj mi jeszcze minutę - poprosiła, gdy już ruszył w stronę windy. - Muszę zabrać swoje rzeczy.

Umknęła mu, nim zdążył zaprotestować. Usłyszała tylko jego ciężkie westchnienie, a potem już znikała w przydzielonym jej pokoiku. Szybko zebrała swoje rzeczy i upewniła, że niczego nie zapomniała. Tikki wreszcie mogła opuścić kieszeń w jej sukience, w której się ukrywała przez cały ten czas.

- Gratulacje, Marinette - pisnęła, przytulając się opiekunce do policzka.

- Dzięki, Tikki - uśmiechnęła się. - Przykro mi, że musiałaś się tak cały czas ukrywać - dodała.

- To nic takiego. I tak dużo widziałam. A teraz wracaj do Adriena, pewnie umiera z niecierpliwości, żeby też pogratulować ci jak trzeba - zachichotała.

- Tikki! - zaczerwieniła się Marinette, ale kwami tylko roześmiała się głośniej i zamiast ukryć się w torebce, gdzieś odleciała. - No i zostałam bez kwami - westchnęła, zabierając swoje rzeczy i wychodząc.

Miraculum: Ciemna strona światłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz