3. Wilk w owczej skórze

292 35 11
                                    

Wyłączył laptop i z niekłamaną ulgą skończył pracę na dziś. Od patrzenia na te wszystkie wykresy, zestawienia i planowanie budżetu zwyczajnie bolała go głowa. Tę część prowadzenia biznesu lubił najmniej. I to nie tak, że sam musiał wszystkim się zajmować. Miał mnóstwo ludzi, którzy świetnie wypełniali swoje obowiązki. Ale raz na jakiś czas musiał spojrzeć na pewne dokumenty. Lubił trzymać rękę na pulsie. Dzięki temu AFH cały czas kwitło.

Najbardziej lubił brać udział w planowaniu kampanii marketingowych i to tutaj czuł się najlepiej. Przyjemność sprawiała mu również współpraca z projektantami i omawianie z nimi różnorodnych koncepcji na pokazy mody. To nie tak, że był jakimś kreatywnym geniuszem, ale spędził lata w tej branży i miał świetny instynkt, a także dobry zmysł obserwacji. Potrafił przewidzieć, co się sprzeda, a co nie.

Gabriel byłby z niego dumny.

Adrien naprawdę robił wszystko, żeby odpokutować za to, co uczynił ojcu. Doprowadzenie firmy do świetności było jego misją i póki co radził sobie ponadprzeciętnie. Ale wiedział też, że może mu iść znacznie lepiej.

Musiał tylko zatrudnić MDC.

Nie miał pojęcia, kim jest projektant lub projektantka, posługujący się tym pseudonimem. Poświęcił miesiące na research i miał cały jeden zespół oddelegowany do śledzenia wszelkich wzmianek na jego temat. Tak właściwie, to MDC był powodem, dla którego Adrien osobiście pojawił się w Paryżu i postanowił tutaj poprowadzić biznes. Do tej pory Londyn był główną siedzibą Agreste Fashion House, ale Paryż mógł śmiało wysunąć się na prowadzenie. Mając w zespole kogoś tak utalentowanego jak MDC, Adrien był pewien, że przychody firmy wzrosną trzykrotnie.

Gdyby tylko wiedział, kim ten ktoś jest...

Przez jakiś czas podejrzewał Marinette. Była dość oczywistą kandydatką i mniej więcej znał jej styl. W MDC było coś podobnego, a jednak innego. No i Marinette podpisywała swoje projekty imieniem, nie nazwiskiem. Miał na dowód melonik z piór i niebieski szalik, który ponoć wykonał jego ojciec. Jej sygnatura była dopracowana i subtelna. A gdy projektant raz wybierał nazwę swojej marki, trzymał się jej do śmierci. MDC, pomimo zbieżności w inicjałach, nie mogło należeć do Marinette.

Nawet go to cieszyło. Współpraca z nią byłaby trudna, zważywszy na ich przeszłość i obecne stosunki.

Odruchowo pomasował się po szczęce, krzywiąc się na wspomnienie tego, jak mu przywaliła. Musiał przyznać, że na jak tak drobną osóbkę, miała naprawdę niezły prawy sierpowy. Przez tydzień chodził z siniakiem na twarzy. Na szczęście nie miał w tym czasie żadnych sesji, bo jego zespół wizażystów miałby nie lada zadanie do wykonania.

Już jutro HR zamierzał opublikować informacje o konkursie na jedno ze stanowisk projektanckich. Adrien miał cichą nadzieję, że może skusi tym samym MDC do ujawnienia się. Bo i jaki projektant chciałby przegapić taką szansę? Żaden rozsądny. Jego firma była potęgą na rynku. Projektanci, wybierani po dokładnej selekcji, mogli tu rozkwitać. Tak, tworzyli pod szyldem jego nazwiska, ale sami również byli rozpoznawalni i mogli kreować własne projekty.

Jeśli to nie zadziała, wymyśli coś innego. Grunt to skusić MDC na tyle, by wyszedł z ukrycia.

Przez te lata nauczył się walczyć o to, czego naprawdę pragnął. Nigdy nie traktował odmowy jako ostateczności. Była bardziej polem do negocjacji i już nie raz zjednywał sobie osoby, które twardo odmawiały z nim współpracy. Adrien potrafił wykorzystywać swoje atuty i był naprawdę dobry w czytaniu ludzi. Potrafił rozpoznać, kiedy odpuścić, a kiedy naciskać dalej. I na ogół wygrywał. Nie zrażał się jednak porażkami - tylko na błędach mógł się przecież czegoś nauczyć. Wyciągał wnioski i drugi raz takiego samego błędu już nie popełniał.

Miraculum: Ciemna strona światłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz