PROLOG

199 1 0
                                    

Willow

Ten dzień zaczął się koszmarnie.

Najpierw samochód nie chciał mi odpalić i spóźniłam się przez to pięć minut do pracy, z której właśnie mnie wylali.

Wkurzona wpadam do szatni dla pracowników i rozwiązuję fartuszek, praktycznie go z siebie zrywając. Otwieram swoją szafkę i wrzucam go do środka. Ściągam również koszulkę polo z wyszytą nazwą knajpy – w której już nie pracowałam – i wyjmuję sweter. Wciągam go przez głowę, przy okazji rozwalając kitkę, którą robiłam dziś rano w pośpiechu. Zirytowana gwałtownym ruchem pociągnęłam za gumkę, rozpuszczając włosy. Przeczesuję je byle jak palcami i wygładzam, bo się nieco naelektryzowały.

Był początek października co oznaczało, że była jesień. Nie cierpiałam jesieni. Ciągle padało i wiało, a ja nienawidziłam takiej niezdecydowanej pogody.

Wyciągnęłam torebkę, do której powrzucałam wszystkie moje bibeloty, znajdujące się w szafce. Założyłam kurtkę i czapkę, po czym zapięłam się pod samą szyję. Zarzuciłam torbę na ramię i zatrzasnęłam metalowe drzwiczki od szafki. Wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się do wyjścia. Z nikim się nie żegnałam, bo nikogo tu nie lubiłam. Mój szef był‚ kutasem, a druga kelnerka dwulicową szują. Pracowałam tu tylko z powodu pieniędzy, chociaż i tak nie płacili tu zbyt wiele. W końcu była to tylko jakaś podrzędna knajpka, gdzie w czasie przerwy wpadali studenci na burgery i colę. Plus jest taki, że nie będę już śmierdziała tłustym jedzeniem.

Wyszłam przed lokal, gdzie owiał mnie podmuch zimnego wiatru i do tego właśnie pierwsze krople deszczu zaczęły spadać na moją twarz.

Cudownie. Przysięgam, że jesień to najgorsza pora roku.

Skierowałam się na parking, gdzie stała moja przestarzała Skoda. Gdy tylko robiło się zimnej, ta kupa złomu nie chciała odpalać, przez co czasami spóźniałam się do pracy. To był jedyny prawdziwy powód, przez który mnie zwolnili, bo reszta to była kupa nieprawdy. Ale nie zamierzałam się kłócić ze starym Jones'em. Po prostu w milczeniu przyjęłam to, co miał mi do powiedzenia i opuściłam jego mikroskopijny gabinet.

W końcu dotarłam do auta i otworzyłam je kluczykiem. Wsiadłam do środka, rzucając torbę na siedzenie pasażera i zapinając pas bezpieczeństwa. Włożyłam kluczyk do stacyjki i przekręciłam go, ale samochód wydał‚ tylko dźwięk, który już tak dobrze znałam. Przekręciłam drugi raz, ale na nic się to zdało. Walnęłam rękoma w kierownice i oparłam na niej czoło, wzdychając ciężko.

– Nie rób mi tego, złomku – powiedziałam sama do siebie. – Musisz odpalić, błagam cię.

Wyprostowałam się w fotelu i przetarłam zmęczoną twarz dłonią. Odmówiłam w myślach wszelkie modlitwy przekręciłam kluczyk po raz trzeci, aż samochód w końcu odpalił.

– Jak to się mówi? – mruknęłam. – Do trzech razy sztuka, co?

Całe szczęście, że jako tako działało ogrzewanie w tym samochodzie, bo inaczej bym chyba zamarzła. Skierowałam ciepły nawiewy w moją stronę i wbiłam wsteczny bieg, wyjeżdżając z parkingu na drogę główną. W radiu mówili coś o ulewach przez najbliższe kilka dni. Iście depresyjna pogoda, świetnie. Lepiej być nie mogło.

Naprawdę miałam już po dziurki w nosie tego dnia. Chciałam tylko w spokoju dojechać do mieszkania i zaszyć się w swoim pokoju pod kołdrą z ciepłą herbatą w dłoni. Byłam aktualnie bezrobotna, ale miałam na tyle oleju w głowie, by odkładać sobie pieniądze na czarną godzinę, więc nie musiałam się jeszcze martwić o kasę. Mieszkam z przyjaciółką, więc płaciłam tylko za połowę czynszu. Nie była to aż tak wysoka kwota, ale nie należała też do najniższych. Nagle szarpnięcie sprowadziło mnie na ziemię.

Byłam tak zaaferowana tym wszystkim i pochłonięta swoimi myślami, że właśnie wjechałam w tył jakiegoś drogiego Mercedesa, bo nie zauważyłam czerwonego światła.

– Kurwa mać – sapnęłam.

Gorzej być chyba nie mogło.

Cofnęłam trochę do tyłu, włączyłam awaryjne i wysiadłam z samochodu. Stanęłam na ulicy i podziwiałam swoje dzieło. Samochód był‚ trochę zarysowany, ale nie było tak źle, jak myślałam, że będzie. Mój zdecydowanie bardziej oberwał. Miał połamany zderzak i zbitą lampę. Kątem oka zauważyłam jak ktoś wysiada z tego drogiego auta. Odwróciłam się w stronę właściciela pojazdu i spojrzałam na niego.

Był‚ to wysoki, czarnowłosy mężczyzna. Miał‚ na sobie garnitur i czarny płaszcz. Uniosłam wzrok wyżej, gdzie napotkałam jego oczy. Pięknie zielone oczy. Co z tego, że były piękne, skoro nie pokazywały zupełnie nic? Nic oprócz pustki i przeraźliwego zimna. Nie byłam w stanie ocenić, czy mężczyzna był‚ wkurwiony, czy nie.

Po dłuższej chwili przyglądania się mu zorientowałam się, że to przecież był‚ ten facet z gazet. Rhysand Lauder. Wszędzie o nim pisali. Był‚ właścicielem tego wielkiego biurowca w centrum miasta.

Przełknęłam ciężko ślinę i spojrzałam jeszcze raz na uszkodzenia. Ten Mercedes musiał‚ kosztować fortunę, przecież ja się nigdy nie wypłacę.

– Boże, bardzo Pana przepraszam – zaczęłam spanikowanym tonem. – Zamyśliłam się i nie zauważyłam czerwonego światła. To moja wina. Pokryję wszelkie koszta naprawy.

Czułam na sobie jego wzrok, który po chwili również skierował w stronę stłuczki. Milczał, ale wiedziałam, że musiał oceniać straty.

– Proszę podać mi swój numer telefonu, a skontaktuję się z Panem w sprawie zapłaty.

– Nie będzie takiej konieczności – powiedział beznamiętnie.

– S-słucham? – wyjąkałam.

Spojrzał wymownie w stronę mojego samochodu i wskazał na niego dłonią.

– Proszę się martwić o własne koszta naprawy. A poza tym myślę, że nie byłoby Pani stać, by zapłacić za uszkodzenia mojego samochodu.

Ja się chyba przesłyszałam. Co on właśnie do mnie powiedział? Co za bogaty, nadęty dupek. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem i prychnęłam.

– Że co, przepraszam bardzo?

Jego lodowate spojrzenie znów wróciło do mnie, aż przeszły mnie od tego ciarki. Przyglądał mi się świdrującym wzrokiem, pod którym poczułam się nieswojo.

– Chyba mnie Pani słyszała – odparł‚ niewzruszony moim atakiem.

Po prostu, kurwa, nie wierzę.

– Wypraszam sobie takie insynuacje. To, że jeżdżę samochodem niższej klasy nie oznacza, że nie stać mnie na naprawę – wysyczałam i spojrzałam mu hardo w oczy.

Może i faktycznie nie było mnie stać na naprawę jego drogiego cacka, ale nie musiał o tym wiedzieć. I zdecydowanie nie musiał obrażać mnie i mojego złomka.

Mężczyzna wciąż patrzył na mnie chłodnymi tęczówkami, z których aż buchało opanowanie.

– Tak, jak mówiłem wcześniej, nie będzie to konieczne.

Tembr jego głosu był głęboki i pewny siebie, ale co się dziwić. Ludzie z takich kręgów byli, aż nazbyt pewni siebie. Myśleli, że skoro mają kasy jak lodu to mogą wszystko. Niektórym naprawdę dużo uchodziło na sucho, i to tylko dlatego, że mieli znajomości i kupę pieniędzy.

Za nami już ustawiła się kolejka samochodów, których zniecierpliwieni kierowcy zaczęli na nas trąbić.

– Cóż, w takim razie dziękuję za Pana hojność. Życzę miłego dnia – powiedziałam sarkastycznie.

Odwróciłam się na pięcie i wsiadłam do swojego samochodu. Poczekałam, aż on również wsiądzie i, gdy ruszył‚ ja także odjechałam.

Już nie mogłam się doczekać, ile wyjdzie za naprawę mojego auta. Chyba nici będzie z moich oszczędności na czarną godzinę.

Miałam dość tego fatalnego dnia. Chciało mi się płakać. Błagam, niech on już się skończy.

Flame Of Desire [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz