Rozdział XXXVII

363 22 1
                                    

                                              BRYSON

    Trzydziesty raz w słuchawce mojego telefonu odzywa się poczta głosowa. Nie wiem, po co próbowałem, dodzwonić się do niego tyle razy, skoro za każdym razem kończyło to się niepowodzeniem.
Miałem głupią nadzieję, że zmięknie i w końcu odbierze, albo sam do mnie zadzwoni.

Nic z tego...

Przez pół godziny kręciłem się jak psychopata w okolicy domu Sarah. Nie natknąłem się na niego. Pytałem nawet przechodniów, ale nikt z nich nie widział Connora.
Pogoda zaczęła się psuć. Chmury na dobre pokryły niebo, stwarzając ponurą atmosferę. Chłodny wiatr zerwał się i przegonił ludzi na ulicach. Brakowało tylko tego, by zaczęło padać...
Wsiadłem do auta i pojechałem na boisko koszykówki, na którym często grał ze znajomymi. Niestety na miejscu okazało się, że brama jest zamknięta, a ochroniarz nie wyjrzał nawet do mnie przez okienko.
Wybrałem się też do jednego z lepszych kumpli Connora, ale ten powiedział, że chłopak nie kontaktował się z nim. Próbowaliśmy nawet dodzwonić się do niego z innej komórki, ale po drugiej stronie znowu odzywała się poczta głosowa.

Byłem bezsilny. Minęły trzy godziny, a on w dalszym ciągu nie dawał znaków życia. Zacząłem popadać w małą paranoję.
Przez chwilę myślałem też o zgłoszeniu się na najbliższy posterunek, ale ostatecznie wycofałem się. Minęło zbyt mało czasu, a poza tym Connor jest pełnoletni. Ot, tak nie zaczęliby go szukać.

Zresztą co miałem im powiedzieć? Że zabrałem sympatię swojemu pasierbowi?
Poczułem się zażenowany sam sobą.

Sarah: Odezwał się do ciebie?

Przeczytałem SMS-a w drodze do domu na Hill Street.
Odpisałem krótkim: NIE.

Parkuję pod dwustanowiskowym garażem. Wysiadam z auta i z nadzieją kieruję się pod drzwi. Chwytam za klamkę, ale ta ani drgnie.

Cholera

Naciskam dzwonek kilkukrotnie, ale nikt nie reaguje. Dom jest pusty, a więc Connor nie wrócił.

Wypuszczam głośno powietrze.

Podchodzę do okna i sięgam po jedną z doniczek z kwiatkiem. Pod nią dalej znajduje się zapasowy klucz do frontowych drzwi.
To w chuj nieodpowiedzialne i wiele razy robiłem, o to awanturę Megan, ale tym razem się przydał.

Sam nie wierzę w to, co mówię, alę dziękuję Megan, że go zostawiłaś.

Wkładam klucz do zamka i otwieram drzwi. Jak na zawołanie zaczyna padać deszcz.
  Wchodząc do środka mam dziwne uczucie bycia intruzem. W końcu nie mieszkam już tu jakiś czas i nie ma tu moich rzeczy. Swoje klucze oddałem już mojej EX. Mimo to próbuję rozgościć się w środku.
Dom wydaje mi się pusty. Panujący w nim spokój i cisza jest dobijająca.

   Schodami kieruję się na pierwsze piętro i wchodzę do pokoju Connora. Jego rzeczy osobiste leżą na miejscu. Wszystko wygląda tak, jakby za chwilę miał się tu zjawić.
Siadam na jego łóżku i zapalam lampkę. Odruchowo zaglądam do szuflady szafki nocnej i znajduję zdjęcie oprawione w ramkę.

Na zdjęciu jestem ja z Connorem na meczu Golden State Warrios. Ubrani jesteśmy w granatowo-żółte barwy klubu i wymachujemy do obiektywu flagą San Francisco.
To pierwszy taki mecz ze znanym zespołem, na jaki go zabrałem.
Wtedy wielokrotnie powtarzał, że w przyszłości chce być taki jak oni, a nawet jeszcze lepszy.

Wzdycham i rozsiadam się wygodniej na łóżku.

Co ja narobiłem Młody...

Sięgam po komórkę i wybieram numer do mojego najlepszego przyjaciela. Po dwóch długich sygnałach Grayson odbiera.

- Halooo? - Słyszę jego niewyraźny głos.

- Cześć, masz chwilę?

- No jasne, co tam?

Zastanawiam się nad tym, co chcę powiedzieć. Chociaż w głębi duszy wiem, że akurat Graysonowi mogę wyznać wszystko.

- No... trochę posprzeczałem się z Connorem.

Po drugiej stronie usłyszałem kobiecy jęk.

- Halo? Jesteś pewny, że możesz teraz ze mną rozmawiać? - Zastanawiam się, ściągając brwi.

- Tak, tak! Oczywiście, że tak. - Mamrocze. - Co masz na myśli z tą sprzeczką?

- Connor widział, jak całuję się z Sarah.

Wypaliłem prosto z mostu.

- Czekaj, co?! - Wzdycha z niedowierzaniem. - O kurwa, Niunia złaź ze mnie. - Mówi do kogoś obok.

Przewracam oczami.

- Widział, jak całujesz się z jego Cizią?! - Pyta zaskoczony.

- Proszę, nie mów tak o niej...

- No dobra, już dobra

- Całowałem się z nią no i może trochę ją obmacałem... - Kontynuowałem. - Wszystko na jego oczach. Zjawił się niespodziewanie.

Grayson słucha z fascynacją.

- Po wszystkim stwierdził, że brzydzi się naszą dwójką i po prostu wyszedł. Od 19 nie mam z nim kontaktu, a jest prawie północ....

- Słuchaj stary... no co ja mogę ci powiedzieć? Gdyby mój ojciec ruchał moją pannę to też nie byłbym wniebowzięty. Ba! Wkurwiłby się na niego i nie odzywał przez co najmniej miesiąc, aż w końcu znalazłbym sobie nową pociechę. - Mówił lekko rozbawiony.

- Po prostu to nie w jego stylu, że się nie odzywa.

- Dziwisz mu się?

Tym pytaniem Grayson sprowadził mnie na ziemię.
Mruknąłem coś niezrozumiałego.

- Odezwie się. Poczekaj w domu, pewnie niedługo wróci. - Próbował mnie podbudować.

- Może i masz racje... Dzięki, że odebrałeś. - Mruknąłem cicho.

- Wpadnij jutro do mnie, pogadamy twarzą w twarz.

- Dam znać, narazie.

Rozłączyłem się i upewniłem się, że mam włączony tryb dzwonka.
Kierowałem się na dół do jadalni i podszedłem do niewielkiego barku. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, sięgnąłem po pierwszą lepszą whisky.

To będzie długa noc...

Wakacyjny Age Gap [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz