Rozdział XXXIX

371 22 0
                                    

                                                  SARAH

- 10 dolarów za głupią kawę?! Czy oni do reszty powariowali w tym Los Angeles? - Powiedziałam do Brysona - Przecież to rozbój w biały dzień.

Usiadłam obok niego na ławce i wręczyłam mu papierowy kubek.

- Dzięki.

- A gdzie świeżo upieczony student tego przybytku? - Zapytałam.

- Poszedł podpisać papiery do akademiku.

- Wraca z nami?

Pokręcił głową.

- Chce trochę się rozerwać w LA. Nie mogę go przecież zmusić do powrotu.

- Megan nie będzie zadowolona.

- Ona nigdy nie jest zadowolona,  jeżeli coś nie idzie po jej myśli. - Zaznaczył.

Upiłam łyk kawy i skrzywiłam twarz.

- Obrzydliwa tak jak myślałam.

Sięgnęłam do kieszeni po telefon i sprawdziłam godzinę.

- Musimy się zbierać. Lot powrotny mamy za godzinę.

Bryson położył dłoń na moim udzie. Delikatnie ścisnął nagą skórę.

- Byłaś już kiedyś tutaj?

Zerknęłam na niego.

- Nie miałam okazji.

- Co byś powiedziała na szybkie zwiedzanie Los Angeles ze mną? - Zapytał.

- Nie mamy przecież czasu. Zaraz nie wpuszczą nas na pokład samolotu, a dzisiaj na 21 mam być w Blue Velvet.

- Weź urlop na żądanie. Nie proszę cię o tydzień. - Kontynuował. - Tylko jedna noc i kawałek jutrzejszego dnia. Wrócisz jak gdyby nigdy nic.

- Bryson...

- Daj się namówić. Zabierzemy ze sobą Connora na trochę, a noc spędzimy sam na sam. - Szepnął mi do ucha.

Gęsia skórka pokryła moją skórę. Jego głos był uwodzicielski.

- Nie mamy nawet ubrań na zmianę ani zarezerwowanego noclegu.

- Pod koniec tygodnia operacja twojej babci. Musimy zebrać trochę siły i pozytywnej energii. - Dodał. - To jak?

- Niech będzie. - Uległam jego namową.

Posłał mi uśmiech i cmoknął w policzek, a ja napisałam SMS-A do szefa, którego już żałuję.

Wiedziałam, że to nie będzie dla mnie łatwe. W Blue Velvet zaczynało się robić coraz bardziej nieprzyjemnie. Szef zawsze był surowy, ale od kilku tygodni jest nie do zniesienia. Moje zarobki z dnia na dzień maleją i to wcale nie przez moje nieobecności, a przez to, że Pete zabiera wszystkie pieniądze extra.
Gdybym mogła cofnąć czas, wybrałabym inny sposób na życie. Podpisałam wtedy papierek, który wiele mi oferował, ale z drugiej strony też wpadłam w sidła własnego szefa.

Młoda...
Głupia..
i niedoświadczona...

Jednak pod wpływem presji i pogarszającego się stanu zdrowia babci, zatrudniłam się w Blue Velvet. Wtedy nikt nie oczekiwał ode mnie doświadczenia, a dzięki dobrej kasie na wejście mogłam niemal natychmiast zapewnić naszej dwójce dobry byt.
  Wiele się zmieniło od tamtego momentu, a wyjazd na Dominikane był ostatnim luksusem, na jaki mogłam sobie pozwolić.
W zasadzie jestem w sytuacji, w której ledwo wiążę koniec z końcem. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby nie pomoc dla mojej babci ze strony Brysona...

Rozbrzmiał dźwięk nowej wiadomości.
Sięgam po komórkę i odczytuję wiadomość od szefa.

PETE: Jaja sobie ze mnie robisz? Jutro masz być na 20-stą. Jeżeli nie stawisz się punktualnie - jesteś skończona...

Przełknęłam gulę w gardle.

- Kto to?

- Lisa - Wypalam.

Nie chcę go denerwować i nie mówię prawdy. Byłby wściekły, gdyby tylko przeczytał wiadomość od Pete'a. Nie chcę go dodatkowo martwić. Dopiero co poprawił mu się humor i pogodził się z Connorem.

Chwytam za kubek kawy.

- Idziemy do niego? Chcę zobaczyć akademik. - Zmieniam temat.

        Mijamy park i zbliżamy się do centrum sportowego na kampusie. Jego wielkość jest wręcz przytłaczająca. Oprócz licznych bieżni do biegania nie brakuje tu boisk do gry w piłkę nożną, czy też koszykówkę. To prawdziwy raj dla sportowców. Cieszę się, że Connor będzie podążał swoją ścieżką.

- Hej, świeżynka?

Przechodząc obok boiska do koszykówki, zza siatki podbija do nas chłopak. Po barwach i stroju z logotypem domyśliłam się, że jest jednym ze studentów tej uczelni.

Spojrzałam w jego stronę i uśmiechnęłam się.

- Chętnie cię oprowadzę! - kontynuował.

Miałam wrażenie, że Bryson udaje, jakby nie widział tego koszykarza.
Szliśmy dalej, aż w końcu chłopak wybiegł z boiska i stanął na naszej drodze.

- Może dasz mi swój numer?

Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.

- A może powinienem od razu przywitać się z twoim ojcem. - Wypalił.

Zakryłam usta, by nie wybuchnąć śmiechem.

- Czy to są jakieś jaja? - Bryson powiedział pod nosem.

- Jestem Marcus i studiuję na drugim roku...

- A mnie to gówno obchodzi. - Przerwał mu i uścisnął jego dłoń.

- Auć, ktoś tu wstał lewą nogą... No nic - Przerzucił wzrok na mnie. - Znajdę cię na campusie. Trzymaj się piękna.

Pomachał mi i wrócił na boisko.
Gdy tylko oddalił się na bezpieczną odległość, wybuchłam śmiechem.

- Bezpośredni, haha.

- Za niezaprzeczenie, gdy stwierdził, że jestem twoim ojcem, należy ci się klaps.

- Nie bądź takim gburem.

- Teraz już dwa...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 16 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Wakacyjny Age Gap [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz