Rozdział 24

96 8 2
                                    

Anna pov
Od tygodni nie miałam kontaktu z Y/n. To znaczy oczywiście pisałam z nią, ale nie widziałyśmy się na żywo od incydentu ze wstrząsem mózgu. Głównym powodem były częste dyżury, które wlepiał nam Bieliński, a także brak czasu Y/n. Minęło już kilka tygodni szkoły, więc dziewczyna była bardzo zajęta nauką. Przynajmniej miałam taką nadzieję. Za każdym razem, jak proponowałam spotkanie, Y/n mówiła, że nie ma czasu. Widziałam ją tylko raz przez chwilę, jak przyszliśmy na szkolenie. Jednak ona nas nie widziała. Albo nie chciała nas widzieć, bo od razu uciekła do swojego pokoju. Próbowałam porozmawiać o tym z opiekunką, ale powiedziała, że u Y/n wszystko w porządku.

Dzisiaj przyszliśmy do ośrodka, ponieważ specjalnie powołana komisja kwalifikacyjna ośrodka miała sporządzić opinie potrzebną do złożenia w sądzie rodzinnym oraz mieliśmy kilka innych spraw do omówienia.

Na spotkaniu oczywiście nie było Y/n, jednak miałam nadzieję, że ją zobaczymy. Oficjalnie nie powinniśmy się z nią spotykać, jednak nikt tak na prawdę się tym nie przejmował. Po sporządzeniu opinii komisja wyszła i została tylko psycholog I opiekunka, aby omówić szczegółowo sytuację rodzinną oraz stan zdrowia dziecka.

-Żadnych chorób przewlekłych. Jednak po wiadomym wydarzeniu podejrzewam u Y/n zespół stresu pourazowego i depresję. Ale ten temat już dokładnie umówiliśmy na ostatnim spotkaniu - powiedziała psycholog chyba zauważając, jaki stosunek do tego ma opiekunka. Też nie chciałam rozmawiać w jej obecności na ten temat - A co do sytuacji rodzinnej... - przerwała psycholog szukając czegoś w papierach - To Y/n właściwie ma rodzinę. I to całkiem sporą

-Jak to? - spytałam zdezorientowana. Nigdy nic nie mówiła o rodzinie. Nie widziałam też, żeby ktokolwiek poza nami ją odwiedzał

-Y/n ma ciotki, wujków, babcię, kilku kuzynów, ma też matkę.

Patrzyłam na psycholog niedowierzając

-A-ale jak to?

-Matka ją oddała do domu dziecka, kiedy Y/n miała kilka miesięcy. Od tego czasu ani razu się z nią nie kontaktowała.

-A Y/n w ogóle o tym wie, że ma matkę? Nigdy o niej nie mówiła. Ani o żadnym innym członku rodziny

-Tak, wie, że ma matkę. Ale widocznie uznała, że nie ma o czym mówić, jeśli ani razu nie chciała się z nią skontaktować.

Rozmawialiśmy jeszcze chwilę o Y/n, a potem zakończyliśmy spotkanie. W końcu mogliśmy złożyć wniosek do sądu o adopcję. Niestety na rozpatrzenie tego wniosku czekało się bardzo długo, ale nie zamierzałam się poddawać. Kiedy wychodziliśmy, w korytarzu zauważyłam Y/n, która wracała szybko do swojego pokoju. Chyba podsłuchiwała i chciała zostać niezauważona. Kiedy opiekunka odeszła w tylko sobie znanym kierunku, postanowiłam zaczepić psycholog

-Przepraszam -podbiegłam do psycholog. Kobieta się zatrzymała i spojrzała na mnie

-Tak?

-Wie pani coś może o Y/n? Przez ostatnie kilka tygodni cały czas unika spotkań z nami. Martwimy się

-Niestety, nic nie wiem. Nie rozmawiała ze mną od dawna

-A myśli pani, że możemy z nią porozmawiać?

Psycholog odwróciła się szukając wzrokiem opiekunki

-Ale szybko. Macie pięć minut

Podziękowałam psycholog i od razu z Wiktorem ruszyłam w stronę pokoju Y/n. Kiedy weszliśmy, dziewczyna była bardzo zaskoczona naszym widokiem, a wręcz... przerażona?

-Cześć Y/n - powiedziałam. Dziewczyna odłożyła telefon i osunęła rękawy bluzy. Zanotowałam tą informację

-Cześć. Co wy tu robicie? - Spytała wyraźnie zdenerwowana. Nie wiedziałam, o co chodzi, ale jej zachowanie było bardzo dziwne

-Nie widzieliśmy się miesiąc. A dzisiaj byliśmy załatwić papiery potrzebne w procesie adopcji. Postanowiliśmy, że cię odwiedzimy. Nie cieszysz się?

-Nie no jasne, cieszę się - odpowiedziała niepewnie Y/n. Nie wiedziałam, co robić

-To może pójdziemy na lody, albo na ciastko? Na co masz ochotę?

-Jasne, na lody - odpowiedziała po chwili - Ale opiekunka się nie zgodzi

Westchnęłam. Zapomniałam o tym, że Y/n musiała spytać opiekunki o zdanie

-Lepiej już idźcie, zanim was tu zobaczy

Powiedziała Y/n wycierając spocone dłonie o spodnie. Spojrzałam na Wiktora, który patrzył na Y/n podejrzanym wzrokiem. Postanowiłam odpuścić

-No dobrze. Idziemy już. Spotkamy się niedługo?

-Jak będę mieć czas. Mam teraz dużo nauki

Westchnęłam I wyszłam. Nie wiedziałam, o co chodzi. Nie rozumiałam zachowania Y/n. Wróciliśmy z Wiktorem do domu. Usiadłam na krześle i wpatrywałam się w jeden punkt.

-Jak myślisz, o co chodzi z Y/n? - Spytał Wiktor odgadując moje myśli

-Nie wiem. Nie mam pojęcia, o co chodzi. Chyba nic złego nie zrobiliśmy?

-Nie, na pewno nie. Nic nie zrobiliśmy

-Nie wierzę, że ma tyle nauki, że nie może do nas zajrzeć. Zwłaszcza, że zawsze przechodziła do nas się uczyć - dodał po chwili mężczyzna

-Wiktor, a jak ona się rozmyśliła? - zapytałam łamiącym wzrokiem - Co, jeśli ona już nie chce, żebyśmy ją adoptowali, tylko nie umie tego powiedzieć?

-Anka, Uspokój się. Y/n była przecież przeszczęśliwa, jak się dowiedziała, że chcemy ją adoptować. To na pewno nie o to chodzi. Może tak na prawdę opiekunka zabrania jej wychodzić. Na pewno jest na to jakieś normalne wytłumaczenie.

Patrzyłam na męża nie będąc przekonana, że miał rację. Otarłam łzę, która nie wiadomo kiedy uciekła z mojego oka i westchnęłam. Kiwnęłam lekko głową I poszłam na górę. Chciałam iść do sypialni, jednak zatrzymałam się przed pokojem Y/n. A raczej przed pokojem, który miał być jej. Weszłam do środka i patrzyłam na pokój, który wyglądał, jakby już ktoś tu mieszkał. Postanowiłam napisać SMS-a do Y/n po raz kolejny próbując umówić się na spotkanie.

Anna: Hej, masz czas w przyszły weekend? Możemy pójść na lody, a potem pomożemy Ci z nauką. Co ty na to? 🙂

Usiadłam na łóżku I wpatrywałam się w ekran. Zastanawiałam się chwilę nad wysłaniem wiadomości, ale ostatecznie to zrobiłam. Nie musiałam czekać długo na odpowiedź

Y/n: Przepraszam, ale mam teraz na prawdę dużo nauki. Opiekunka też mnie pewnie nie puści. Może innym razem 🫤

Takie wiadomości Y/n wysyłała już od kilku tygodni. Za każdym razem było to samo. Że nie ma teraz czasu i może umówimy się innym razem. A potem znowu, że nie ma czasu. Na prawdę martwiłam się

Anna: Wszystko w porządku?

Wysłałam wiadomość po chwili namysłu. Nie wiem, na co liczyłam. Y/n już po chwili odpisała

Y/n: Jasne, nie martw się o mnie 🫠

Nawet nie wiedziała, że tak odpowiadając zaczynała mnie martwić jeszcze bardziej.

____
O co chodzi Y/n? 😱
Ps. Czekacie tak jak ja na prapremiery? To dosłownie jedyne, co mnie trzyma przy życiu w środku tygodnia 😛

Anna, Wiktor i...?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz