Rozdział 17

261 53 52
                                    

3/4

Bianka

Światło zalało salę kinową. Film był świetny i mogłam dzięki temu nabrać dystansu do zachowania moich towarzyszy. Kucnęłam, że pozbierać popcorn, który gdzieś tam wpadał nam pod nogi, czując za plecami Daniela. Kuba zrobił to samo, co ja.
– Po co to zbierasz? – spytał Daniel.

– Nabrudziliśmy – odpowiedziałam pewnie, bo dla mnie takie zachowanie było oczywiste. – Wypadałoby po sobie posprzątać.

– Ale oni i tak tu sprzątają.

Westchnęłam, a później spotkałam się spojrzeniem z Kubą. Wstał i podał mi rękę, żebym i ja wstała. W naszych opakowaniach mieliśmy pozbierane resztki.

– Wiem. – Odwróciłam się do Daniela. – Ale tak mnie wychowano. Sprzątam po sobie.

Wzruszył na to ramionami.
– Okej, jak chcesz.

W końcu wyszliśmy na świeże powietrze. Nabrałam go głęboko w płuca, postanawiając po raz ostatni uratować ten wieczór, mimo że odrobinę irytował mnie fakt, że tylko mi na tym zależy. Uśmiechnęłam się do pozostałych.

– My – wskazałam na Daniela – mamy jeszcze w planie krótki spacer. Kuba, odprowadzisz Elizę bezpiecznie do domu?

Eliza się uśmiechnęła i puściła mi oczko. Podobał jej ten pomysł, chętnie zostałaby sama z moim przyjacielem. Kuba za to nie okazywał radości. Przejechał językiem po wnętrzu policzka.

– A gdzie idziecie?

– Do parku chyba? – Spojrzałam na Daniela, a on mi przytaknął.

– Chyba.

– Okej. – Przyjaciel spojrzał wprost w moje oczy. – To baw się dobrze i do zobaczenia w domu.

– Pa. – Machnęłam im ręką, nie chcąc drążyć, co miało oznaczać „do zobaczenia w domu". Przecież nie mieszkaliśmy razem, a meldować się Kubie również nie zamierzałam. Wolałam już jednak nie zaogniać sytuacji. To nieprawdopodobne jak coś, co z założenia miało być mile spędzonym czasem, wymęczyło mnie psychicznie.

Poszliśmy w dwie różne strony.

Będąc w parku, w końcu zwolniliśmy kroku. Zrobiło się spokojniej i jakoś lżej na duszy. Daniel złapał mnie za rękę, a ja jej nie wyrwałam, mimo że nadal byłam odrobinę zła na jego zachowanie.

– Mogę cię o coś zapytać? – Spojrzał na mnie z ciepłem, dzięki czemu zrobiło mi się lżej.

– Pewnie.

– Jak długo znasz Kubę?

– Odkąd pamiętam. Jak widziałeś, dzielimy ze sobą podwórko.

– Nie dzielicie. Macie płot.

– Tak. – Zaśmiałam się. – Ale w płocie jest bramka. Nasi rodzice chodzą do siebie, kiedy chcą, nasze psy kiedyś razem biegały, więc i my. Ta furtka rzadko kiedy jest w ogóle zamykana. Zazwyczaj albo przez wiatr, albo to odruch. Nigdy celowo. My nawet nie wchodzimy do swoich domów w normalny sposób, a pukamy w wyjścia na werandę.

– W sumie dlaczego tak? Nie jesteście rodziną.

– Nie, ale nasi rodzice też się znają od dzieciństwa, przyjaźnią się i zamieszkali obok siebie.

Pokiwał głową na boki, nadal rozmawiając ze mną miło.
– Wybacz moje słowa, ale to trochę dziwne. W sensie chyba nie znam nikogo, kto aż tak by się ze sobą przyjaźnił, żeby nie mieć prywatności.

Wspólnota IV - Nowe pokolenie (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz