Rozdział 33

275 59 65
                                    

2/3

Bianka

Zuza zasnęła w foteliku i nie ruszały jej nawet nasze wybuchy śmiechów, gdy w drodze powrotnej, opowiadaliśmy sobie jakieś sytuacje z imprezy dziadków. Zniknięcie chłopaków obeszło się bez echa, a nawet jeśli ktoś wiedział, gdzie zniknęli i po co, to nie rozpowiedział tego dalej.

– Chyba nawet Kinga nie zalazła ci aż tak za skórę, jak się spodziewałaś, co? – zażartował tata, a mama westchnęła.

– Zalazła, ale faktycznie, mogło być gorzej. A może po prostu już dorosłam i aż tak mnie nie rusza. – Zaśmiała się.

– Dziwna z niej babka – wtrącił Dominik, przeglądając telefon.

– Na drugi raz się aż tak nie nakręcaj – mówił dalej ojciec, prowadząc auto. – Jak widzisz, nie było czym.

– Ty mnie lepiej nie nakręcaj, Kwiatkowski, bo miałam dobry humor.

Atmosfera w aucie się zmieniła, a brat zerknął na mnie porozumiewawczo.
– Ale... ja nie mam nic złego na myśli. Nie musisz się wkurzać. – Zatrzymał się na skrzyżowaniu i rozejrzał. – Po prostu chciałbym, żebyś była pewna tego, że Kinga jest jaka jest i tak naprawdę jest nic nieznacząca. Nie ma wpływu na nasze życie, więc szkoda, żeby miała wpływ na twój humor.

– Ja nie zapominam – zagrzmiała mama złowrogo, a ja miałam wrażenie, że pogodna noc zaraz zamieni się w burzę. – Nie zapomniałam nigdy nikomu. Jasne?

– Jasne. – Westchnął tata, wbijając bieg zbyt mocno.

Znów zerknęliśmy na siebie z bratem, czując, że ta historia ma ukryte dno.

Zaparkowaliśmy pod domem, gdzie czekali już na nas wujek Marek z Emilką. Pietruszewscy spali dziś u Matrysów, ale Emilka wolała ze mną niż z chłopakami, a moi rodzice oczywiście się zgodzili. Wszyscy mieli wpaść do nas na późne śniadanie, więc można uznać, że w sumie impreza miała dalszy ciąg.

Najpierw miałyśmy plan, że zrobimy chłopcom jakiś kawał, ale padłyśmy ze zmęczenia. Obudziły nas odgłosy z kuchni. Mama zawsze starała zachowywać się cicho, żeby nikogo nie budzić, ale pewnych dźwięków nie da się całkowicie wygłuszyć.

Przeciągnęłam się, patrząc na właśnie ziewającą Emilkę.

– Skąd nasze mamy mają tyle energii? – spytała zaspana.

Zaśmiałam się.
– Pewnie zdobywa się jakieś nowe poziomy po ślubie.

– Chcesz wyjść za mąż? – wypaliła nagle.

– Szczerze? Sama nie wiem, czego chcę. Wyrosłam w dobrej rodzinie, pełnej wsparcia, miłości i otoczonej przyjaciółmi, więc chciałabym mieć coś podobnego, stworzyć coś własnego. Nie wiem jednak, czy chcę się dalej uczyć... Czego... Kim być w przyszłości.

– Mam podobnie.

– Na szczęście nie musimy się śpieszyć.

– Na szczęście – przytaknęła. – Nasze matki to miały przerąbane, co? Ledwo trzymały dowód osobisty w rękach i już musiały stawać się matkami i żonami.

– Straszne... Ale to jeszcze nic. One nawet nie miały nic do powiedzenia w sprawie męża.

– Właśnie. Nie wyobrażam sobie wyjść za jakiegoś oblecha.

– Nooo... Takiego Oskara na przykład.

Zachichotała.
– Nie wiem, czym by mnie zmusili.

– Moja mama mówiła, że jeśli nie słuchało się Alf, dostawało się karę.

Wspólnota IV - Nowe pokolenie (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz