Rozdział 22

409 73 72
                                    


Bianka

Musiałam wrócić do szkoły. I chyba nie denerwowałam się tak nawet wtedy, gdy czekał mnie jakiś ważny sprawdzian. Ba! Nawet, gdy brałam udział w konkursach, na których naprawdę mi zależało. Spojrzałam po raz ostatni w lustro przed zejściem na śniadanie, udając, że tym dodaję sobie pewności.

– Zuza... – Westchnęłam z ciężkością, bo kiedy ja chciałam zbiec po schodach, ona zatamowała mi przejście, schodząc po jednym schodku.

– Mama kazała mi schodzić powoli – fuknęła.

– Aha, i akurat teraz musiałaś sobie o tym przypomnieć? Zazwyczaj latasz po nich jak szalona. Chociaż przepuść mnie bokiem.

– Nie wolno się wyprzedzać na schodach. Tak mówi mama! – Tupnęła, marszcząc brwi.

– Nie wolno też odwracać się za siebie, a jednak to robisz.

– Cześć, dziewczyny! – Wyminął mnie tata w dobrym humorze. Złapał Zuzię pod pachy w locie i zniósł na sam dół, a jej głośny pisk rozniósł się po domu.

– Tak nie wolno! – Spojrzała na niego oceniająco.

– Wiem. Ale to było szybko. – Pogłaskał ją po czuprynie, a ona wyglądała, jakby właśnie rozwiązywała trudne zadanie matematyczne.

– Czego uczysz dzieci, Kwiatkowski? – Mama pogroziła mu nożem, gdy weszliśmy do kuchni. – Że jak mama czegoś zabrania, to można to obejść?

– Nie, kochanie. – Uśmiechnął się uroczo. – Że zasady można czasem naginać dla dobra ogółu społeczeństwa.

– Hej. – Zajął swoje miejsce zaspany Dominik, kiedy wszyscy już zasiadaliśmy do śniadania.

– A ty, do której na telefonie siedziałeś, że masz takie oczy podkrążone? – Od razu zaatakował go ojciec.

Brat nie zdążył odpowiedzieć, bo rozległo się pukanie z tyłu domu.
– Wejść! – ryknął ojciec, a już po chwili do naszej kuchni wszedł Kuba.

– Dzień dobry, smacznego – przywitał się grzecznie, a ja mało nie zadławiłam się śniadaniem. Nie spodziewałam się, że będę musiała stawić temu czoła tak szybko. Błagałam w duchu, żeby nie oblać się rumieńcem, bo rodzice mogliby coś zacząć podejrzewać.

– Dzień dobry. – Mama zakryła usta dłonią. – Zjesz z nami?

– Dziękuję, nie będę przeszkadzał. Poczekam tu grzecznie na Biankę.

– O, jedziecie dziś razem? Miło. – Niczego nieświadoma mama, uśmiechała się do niego z ciepłem. – A jak było w kinie?

– Całkiem fajnie. – Oparł się obok zlewu. – Bianka wybrała świetny film. Ma dobry gust.

Ojciec zaczął przeżuwać wolniej. Nie patrzył na niego, nie odwrócił się za siebie, ale miałam wrażenie, że zbyt uważnie go słuchał, jakby wyłapywał drgania w głosie sąsiada. Kiedy uniósł rzęsy i spojrzał wprost na mnie, uśmiechnęłam się. Odwzajemnił to, lecz czujność nie zniknęła z jego spojrzenia. Jezus, miałam wrażenie, że własny ojciec właśnie odblokował dostęp do mojego mózgu i wszystkich jego tajemnic. Nie wiedziałam, co robić. Jeśli ucieknę wzrokiem, to źle. Jeśli będę wpatrywać się w ojca równie intensywnie, jak on we mnie, to również źle. Co zrobiłby w tym momencie Alfa, żeby zdjąć z siebie podejrzenia?

– A nie jedziesz dziś do szkoły z kolegami? – Ojciec strzelił palcami w powietrzu. – Jak ich nazywałaś, Bianka? Wyleciało mi z głowy.

– Matołki. – Ledwo przełknęłam kolejny kęs.

Wspólnota IV - Nowe pokolenie (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz