Bianka
Dotarłam z ciocią Sylwią do budynku Wspólnoty. To był stosunkowo nowy budynek, miał jakieś dziesięć lat i znajdował się tuż za placem zabaw, za głównym budynkiem Wspólnoty, gdzie nie wolno nam było szlajać się jak chcemy.
Idąc przez hol, zauważyłam wujka Marcela prowadzącego jakiś trening z młodymi Alfami. Wiedziałam już, że Kubie się oberwie za spóźnienie. Poszłam dalej, na sam koniec. Otworzyłam drzwi świetlicy i uderzył we mnie gwar rozmów, ale uśmiechnęłam się, bo lubiłam to miejsce. Napawało mnie dobrą energią.
Przywitałam się ze wszystkimi głośno. Mama właśnie rozmawiała z jakimiś kobietami, ciocia Weronika z grupą dzieci tworzyła jakieś cuda, bo trzeba przyznać, że talent miała ogromny we wszystkich plastyczno – technicznych sprawach. Ja usiadłam w kącie przy stoliku, naprzeciw dwóch chłopców. Dziś dawałam korepetycje z matmy. A miałam tak podzielną uwagę, że kiedy oni rozwiązywali swoje działania, ja odrabiałam własną pracę domową. Nie przeszkadzało mi to, co działo się wokół ani momenty, w których mi przerywali, bo czegoś nie rozumieli i musiałam wytłumaczyć. Nie zawsze chciało mi się tu przychodzić, ale zawsze wychodziłam stąd szczęśliwa. Miło było być potrzebnym, miło być małą częścią czegoś wielkiego, a jeszcze lepiej było, gdy ktoś mi dziękował, bo poprawił oceny.
W świetlicy przebywały zarówno dzieciaki z „rodzin królewskich", jak i zwykli członkowie. Chyba jednak najbardziej potrzebna była dzieciakom z rodzin z problemami. Alfy je tu przywoziły, żeby wyrównać ich szanse na lepszy start w życiu. A my robiliśmy, co mogliśmy. Dawaliśmy bezpieczeństwo, dodawaliśmy pewności siebie, pomagaliśmy w nauce, a czasem nawet karmiliśmy, jeśli któraś z kobiet coś przyniosła.
Miałam na co dzień obraz różnych domów, więc powinnam już przywyknąć, a jednak nadal czasem łapałam się na ściskaniu serca, gdy któryś z dzieciaków miał zniszczone buty, żalił się, że nie pojedzie na szkolną wycieczkę, bo nie mają pieniędzy lub kiedy dostrzegałam w oczach smutek.
Życie we Wspólnocie nauczyło mnie szacunku do wszystkiego, co posiadałam. Życie poza Wspólnotą nauczyło mnie, że ludzie wymagają szacunku, sami go nie okazując.
Drzwi się otworzyły. Do środka wpadła Zuzka, od razu wdrapując się mamie na kolana. Tata kiwnął mi głową i zniknął. Musiał jeszcze zawieźć Dominika na trening Taekwondo. Każdy nasz dzień był wypełniony po brzegi. Za godzinę mama odwiezie mnie do kościoła, bo śpiewałam w chórze (to był powód, dlaczego wyśmiewano mnie w szkole). A później musiałam się uczyć, pomóc przygotować kolację i dopiero wieczorem miałam chwilę wolnego dla samej siebie.
Czy mi to przeszkadzało? Czasem tak. A jednak, gdy wyobrażałam sobie, że miałoby mi zabraknąć tego wszystkiego, odczuwałam smutek. Nie wiedziałam, co niby miałabym robić. Siedzieć na kanapie i patrzeć w telewizor? To chyba nie dla mnie. Miałam już we krwi to, że wokół nas zawsze wiele się działo. Sama nie wiedziałam, co tak naprawdę by mnie uszczęśliwiło.
Bardzo chciałam być całkowicie normalna.
Bardzo chciałam żyć życiem, którym żyłam.
A nie mogłam mieć tego wszystkiego jednocześnie.***
Weekend spędziłam na nauce, sprzątaniu domu, podwórka i pilnowaniu rodzeństwa, gdy rodzice pojechali na zakupy, leżeniu na ogrodzie i wymienianiu wiadomości z rodziną, w tym z Nadią, najmłodszą z córek cioci Amandy. Co prawda, chodziłyśmy do innych szkół, ale między nami było ledwie kilka miesięcy różnicy, więc miałyśmy podobne przemyślania na temat życia. Z Kubą też dzieliło mnie ledwie kilka miesięcy, lecz wciąż podkreślał, że jest ROK starszy, a ten „rok", brzmiał w jego ustach, jakby to było wiele lat.
CZYTASZ
Wspólnota IV - Nowe pokolenie (zakończona)
RomanceDzieci bohaterów Wspólnoty zaczynają dojrzewać i wchodzić w dorosłość. Nowoczesność zderza się boleśnie z tradycjami. Podczas gdy młode pokolenie pragnie jeszcze więcej wolności, niż wywalczyli im rodzice, są też tacy, którzy tęsknią za starymi obyc...