Rozdział 3

389 69 76
                                    

Bianka

Trzy połączone stoły, góra jedzenia i piękne nakrycia. Goście na kolacji stawiali się kolejno: sąsiedzi Matrysowie, Pietruszewscy i Mareccy, czyli ciocia Hania, wujek Gracjan i ich dzieci.

Gabriela nigdy nie polubiłam i dobrze, że bywał u nas niezwykle rzadko. Myślę, że to przez napięcie wyczuwalne od moich rodziców. Chłonęłam je od najmłodszych lat. Gdy w pobliżu znajdowali się Mareccy, moja mama nakładała maskę uprzejmej kobiety, nie była sobą. Za to ojciec napinał mięśnie i stawał się niezwykle czujny. Nie ufali im, więc ja też nie.

Zajadaliśmy się w „rodzinnym gronie", rozmawiając o bzdurach. Najmłodszy z Matrysów wślizgnął się na kolana wujka Marcela i jeździł palcem po jego bliźnie, ciągnącej się od skroni po brodę. Była okropna. Niejeden mógłby wystraszyć się w ciemnej uliczce. Na co dzień o niej po prostu zapominałam. Przyzwyczaiłam się, że wujek Marcel tak wygląda, bo od zawsze tak było, jednak czasem zauważałam, że nawet gdy się uśmiechał szeroko, wyglądał przerażająco.

– Skąd to masz? – spytał Filip.

– Skakałem po stole, spadłem i rozciąłem twarz – odparł lekko, lecz upominająco. – Dlatego, kiedy ci mówimy, że masz się nie wspinać po wszystkim, co możliwe, masz tego nie robić.

– A Kuba się wspina – odpowiedział, wciąż badając bliznę ojca palcami. Pewnie pytał o to po raz setny, ale dzieci już takie są. Wciąż zadają te same pytania.

– Kuba już się nauczył jak upadać, żeby mieć całą twarz.

– Ty się nie nauczyłeś?

Po salonie przeszedł szmer tłumionych śmiechów.
– Dzieci... – Westchnął wujek Gracjan.

– A mi mówiłeś, że to przez wypadek samochodowy, więc mam nie szaleć, jak ty w młodości – wtrącił Kuba.

– Słyszałam tę samą wersję – przytaknęłam. – Wypadłeś przez przednią szybę i bardzo długo byłeś w szpitalu.

Wujek Marcel przewrócił oczami.
– Co się stało z tą młodzieżą, która milczała przy stole?

Znów wszyscy się zaśmiali.
– Podobno chcieliście zmian we Wspólnocie. – Wujek Gracjan wskazał na moich rodziców. – O to efekty.

– Ty też odzywałeś się wiecznie nieproszony – odgryzł się mój ojciec.

– Daj mi sok. – Machnął na mnie ręką ich syn, Mikołaj, a ja prychnęłam w odpowiedzi.

– Mówi się „proszę".

– I gdzie te kobiety, które bały się odzywać? – Znów przemówił wujek Gracjan.

– Zamieniły się w księżniczki. Szanowane córki, szanowanych Alf – odpowiedział mu tata z mocą.

– Och, tak. – Zaśmiał się cierpko. – Wspaniały mężczyzna z ciebie, Tymon. Wszyscy pamiętamy, jaki byłeś szanowany w młodości.

– Bardziej szanowany niż ty.

Wujek pokręcił głową w odpowiedzi, przełykając swój napój.
– Nie powiedziałbym, ale nie będę robił ci wstydu przy dzieciach. W końcu przy nich chcesz uchodzić za wzór do naśladowania.

– Czy popełniałem błędy? – Tata wskazał na siebie. – Tak. Czy zawsze byłem dobrym mężem? Nie. Początki były ciężkie, bo aranżowane małżeństwa dotykały nas wszystkich. Ktoś twierdzi inaczej? – Kiwnął na wszystkich, sięgając po swoją szklankę.

– Mnie w to nie mieszajcie. – Uniósł obie dłonie wujek Marek. – Nie chciałbym takiego męża dla mojej córki, jakim byłem ja.

– O mnie to szkoda mówić. – Machnął wujek Marcel, na co zaśmiała się ciocia Weronika.

Wspólnota IV - Nowe pokolenie (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz