26. Początek lawiny.

190 14 12
                                    

Zwlokłam się z łóżka chwilę po 6. W pracy tego dnia miałam pojawić się na 7. Wyszłam z Maxem na spacer, który ostatecznie przerodził się nam w szybką przebieżkę. Stwierdziłam, że ranne bieganie jest czymś co będzie dobre dla nas obojga. Po powrocie nakarmiłam mojego czworonożnego przyjaciela a sama udałam się pod prysznic, który w połączeniu z gorącą kawą postawił mnie na nogi. Gdy dotarłam na komendę starszy aspirant Wysocki był już w naszym gabinecie.

- Cześć. - przywitałam się.

- Dzień dobry. Wyspana?

- Nie żartuj sobie ze mnie. – ziewnęłam. - Jakiś przełom w sprawie?

- Maciek cały czas pracuje nad telefonem syna ostatniej ofiary. W końcu ktoś w jakimś celu wysłał mu ten adres. Jednak wiesz co? Przemyślałem sobie tą twoją teorię o krecie i uważam, że jest to prawdopodobne. Może faktycznie powinniśmy skupić się na dyskretnym przejrzeniu wszystkich z narkotykowego.

- Czyli co? Wracamy do papierów? - załamałam się a nie było jeszcze nawet 8 rano.

- Tak, ale teraz zacznijmy szukać tego wszystkiego nieco inaczej. Nie skupiajmy się tak jak wczoraj na poszczególnych kartelach, do których należeli denaci. Teraz skupmy się na policjantach, którzy im pomagali. Znajdźmy takich którzy pojawiają się w każdym jednym przypadku. Wtedy dokładnie się im przyjrzymy i prześledzimy ich historię.

- Trochę czasu nam to zajmie.

- I tak nie mamy na rozwiązanie tej sprawy innego pomysłu. - wzruszył ramionami. - Więc co nam szkodzi?

- Racja. Dobra, zaczynajmy więc. Zapowiada się cudowny dzień.

Chwile po 8 w pracy pojawił się Tymoteusz Bartoszewski. Razem z nami zaczął przeglądać stosy papierzysk. Była to strasznie wykańczająca praca. Do naszego gabinetu zawitał także Maciek.

- Cześć wam. - zaczął.

- Proszę cię powiedz nam, że masz cokolwiek. – obdarzyłam go błagającym wzrokiem.

- I tak i nie. Jak już wiecie kasa, którą znaleźliśmy w mieszkaniu denata jest fałszywa...

- To nie wnosi do sprawy niczego nowego. - westchnął Artur.

- Jeszcze nie skończyłem. - kontynuował technik. - W torbie z forsą udało się znaleźć fragment paznokcia.

- Co? - ożywiłam się. - Przecież to wspaniała wiadomość.

- Nie do końca, bo jego fragment jest bardzo mały. W sumie mikroskopijny więc nie ma pewności, że uda nam się przeprowadzić na nim jakiekolwiek badania i że dowiemy się kto jest jego właścicielem.

- Kurwa! Czyli nadal nie mamy nic?

- Prawdopodobnie nie. Na razie wiemy tylko tyle, że jeśli to fragment paznokcia napastnika to zaczyna on popełniać błędy.

- Więc co? Mamy czekać aż sam się podłoży? Ile jeszcze trupów do tego czasu znajdziemy? – uniosłam się.

- Lenka spokojnie. – próbował uspokoić mnie Artur. - Wszyscy jesteśmy już zmęczeni tą sprawą, ale wszyscy też chcemy dorwać tego skurwiela. I dorwiemy go prędzej czy później.

Do gabinetu wpadł jakiś młody policjant.

- Pani komisarz pan inspektor wysyła was na ulicę Zwolińskiego 10/15. Na dachu budynku stoi facet, który prawdopodobnie chce popełnić samobójstwo.

- Czemu akurat my? – zdziwił się starszy aspirant. - Przecież skoczkowie to nie nasza działka. 

- Tak, ale podobno bieżąca sprawa i tak stoi w miejscu. – funkcjonariusz wzruszył ramionami.

Przypadek czy przeznaczenie?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz