Po wyjściu z komendy postanowiłam poświęcić trochę więcej czasu Maxowi. Przebrałam się więc w luźne ciuchy i razem z moim czworonożnym przyjacielem powędrowaliśmy pobiegać do pobliskiego parku. W mojej głowie panował przyjemny spokój. Musiałam przyznać, że była to naprawdę bardzo miła odmiana po ostatnim bardzo intensywnym czasie. Sprawa naczelnika Lichockiego dała mi naprawdę nieźle popalić. Cieszyłam się, że wspólnymi siłami udało się doprowadzić do jej rozwiązania i zamknięcia. Dlatego też wieczorna impreza zdawała się być dobrym pomysłem na odreagowanie i złapanie nieco głębszego oddechu.
Kiedy wróciliśmy do mieszkania wyraźnie zmęczony psiak powędrował do swojej leżanki natomiast ja udałam się prosto pod prysznic. Letnie kropelki wody obijały się o moje ciało zapewniając mi delikatne rozluźnienie. Czułam, jak stres opuszcza każdą komórkę mojego ciała. Nałożyłam na skórę żel i pozwoliłam sobie odrobinę dłużej niż zwykle napawać się jego fenomenalnym zapachem.
Postanowiłam ubrać się elegancko, ale jednocześnie też z zachowaniem wygody. Nie byłam zwolenniczką noszenia sukienek więc mój wzrok od razu pominął tą część garderoby. Wyciągnęłam z szafy białą koszulę w drobne czarne pistoleciki. Nieco podwinęłam rękawki by gładki materiał kończył mi się delikatnie powyżej łokci. Przód koszuli wpuściłam w czarne spodnie. Do mojej stylizacji dołożyłam także czarny krawat, który luźno zawiązałam sobie na szyi. Na palce moich dłoni powędrowały srebrne sygnety. Nigdy nie byłam kobietą przesadnie przywiązującą wagę do makijażu jednak tym razem postanowiłam delikatnie poprawić swój wygląd. Gdy przed wyjściem spojrzałam na swoje odbicie w lustrze musiałam przyznać, że naprawdę byłam zadowolona z efektu końcowego.
Do baru dotarłam chwilę przed umówioną godziną. W środku grała dość głośna, aczkolwiek bardzo przyjemna muzyka. Przestrzeń wypełniał przyjemny, nieco słodkawy zapach. Rozejrzałam się po wnętrzu, żeby zorientować się kto podobnie jak ja nie lubi się spóźniać i dotarł na miejsce przed czasem. Zupełnie nie zdziwiła mnie obecność Weroniki. Szatynka stała w towarzystwie kilku roześmianych osób i zawzięcie o czymś z nimi dyskutowała. Mniej więcej kojarzyłam te twarze z widzenia. Były to osoby z jej wydziału. Nieco dalej dostrzegłam Wojtka, Roberta i Maćka, którzy doskonale się bawili grając w rzutki. Za ich plecami znajdowała się mała grupka osób grających w bilard. Charakterystyczny dźwięk dzwoneczka poinformował mnie, że ktoś właśnie przekroczył drzwi baru. Odwróciłam się i zerknęłam w stronę wejścia. Starszy aspirant Artur Wysocki pojawił się w towarzystwie Wiolki. Przyznaję, że widok ten nieco mnie zaskoczył. Para raczej rzadko pojawiała się na wspólnych imprezach. A już prawie nigdy na tych organizowanych z pracy. Poznałam Wiolę już wcześniej, jednak nie nawiązałyśmy żadnej bliższej znajomości. Wydaje mi się, że od samego początku miała ze mną jakiś problem, którego wcześniej nie potrafiłam do końca zrozumieć. Nie miałam jednak czasu zastanawiać się nad tym dłużej, ponieważ para ruszyła w moją stronę.
- Cześć. - przywitał się Artur obdarzając mnie delikatnym uśmiechem.
- Hej. - odpowiedziałam przyjaźnie.
- Fantastyczny pomysł z tą imprezą, co? Dodatkowo jeszcze ten jutrzejszy dzień wolny... Żyć nie umierać. - brunet miał wyraźnie dobry humor. - Słuchaj Lenka w ogóle zaprosiłem też Tymka. Wpadliśmy na niego po południu w galerii więc pomyślałem sobie, że może też będzie miał ochotę się pobawić.
- Starszy aspirancie skąd w panu nagle tyle dobroci? - zaśmiałam się. - Imprezowanie ze świeżakiem? I to w dodatku z własnej nieprzymuszonej woli?
- Oj przestań. - lekceważąco machnął ręką. - Już nie rób ze mnie takiego tyrana pozbawionego serca.
Zaśmiałam się cicho zerkając na twarz wyraźnie poirytowanej wybranki mojego partnera. Nie miałam jednak najmniejszego zamiaru w tej chwili się tym przejmować. Pragnęłam odpocząć a nie brać udział w kolejnych życiowych dramatach.
CZYTASZ
Przypadek czy przeznaczenie?
RomanceW pomieszczeniu panowała cisza, przestrzeń wypełniał tylko cichy szloch Kornelii. Siedziałyśmy przytulone do siebie. Czułam jak mur, który zbudowała wokół siebie brunetka, upada. Najwyraźniej potrzebowała właśnie tego: bliskości drugiego nieoceniają...