XIV

389 12 2
                                    

- No dobrze, w takim razie kończymy nasze dzisiejsze spotkanie. - powiedziała terapeutka, zamykając swojego laptopa. - Jeśli w ciągu tego tygodnia, coś się stanie i będziesz miała potrzebę porozmawiania ze mną, pisz. Znajdę chwilę.
Uśmiechnęłam się do kobiety, po czym wstałam z fotela. Pożegnałam się z nią i wyszłam z pomieszczenia.
Pod budynkiem stał mój ochroniarz - Steven.
Jude zatrudnił go, abym czuła się bezpieczniej. Troszkę mi to przeszkadzało, ale nic nie zrobię. Chłopak za bardzo na to nalegał.
Wsiadłam do jego mercedesa i ruszyliśmy w drogę.
Napisałam oczywiście do Jude'a, że już wracam, a później do Abby, spytać jak na lotnisku, ponieważ miała dziś przylecieć wraz z Trentem. Odpisała mi, że idą do samolotu i będą dawać znać na lotnisku w Madrycie.
Oparłam głowę o zagłówek i obserwowałam widoki zza okna.
Z tego co się dowiedziałam, Marcus został aresztowany. Cieszyłam się, że poniósł konsekwencję tego co zrobił.

- Wróciłam! - krzyknęłam, gdy weszłam do mieszkania.
Nie dostałam odpowiedzi, więc stwierdziłam, że pewnie jest w łazience. Stanęłam w kuchni i wyjęłam potrzebne składniki na zapiekankę makaronową. Abigail kochała to danie, tym bardziej jak ja je robiłam.
- Dzień Dobry. - usłyszałam mój ulubiony głos. Mój chłopak wszedł do kuchni i złożył na moich ustach pocałunek. - Jak na terapii?
- Dobrze. - uśmiechnęłam się. - Madelyn twierdzi, że widać poprawę.
- Ciesze się. - pocałował moje czoło i usiadł na stołku przy wyspie. - Co pichcisz?
- Zapiekankę makaronową, za jakieś 3 godziny przyjeżdża Abby z Trentem.
- Co u nich?
- Szczerze to nie mam nowych informacji. Ab za bardzo była przejęta mną i nie opowiadała mi co u niej. Dziś się wszystkiego dowiemy. - dałam mu pstryczka w nos.
Chłopak zmarszczył swój nos i czoło, przez co się zaśmiałam. Wyglądał słodko.
- Wiem, że to ci już mówiłem, ale ciesze się, że już tu jesteś.
- Ja też się cieszę, Judie.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Ja otworzę! - powiedziałam i skierowałam się w stronę przedsionka.
- Dzień Dobry. Przepraszam, że dziś tak bez zapowiedzi, ale byłam akurat niedaleko. - powiedziała pielęgniarka.
Wpuściłam ją do środka, a zaraz siedziałam na kanapie, a kobieta przygotowywała bandaże.
- Jak się dziś czujesz? - zapytała kobieta, zdejmując ostrożnie moje opatrunki.
- Jest lepiej. Czuje, że rany powoli się goją, nie bolą tak jak na początku.
- I o to nam chodziło. - uśmiechnęła się i oczyściła moją ranę na udzie i ramieniu. - Doktor zapisał cię na kontrolę za dwa tygodnie. Osobiście obejrzy stan twoich siniaków, ran i żebra.
Pokiwałam głową i obserwowałam jak zmienia mi opatrunki na udzie, ramieniu i brzuchu.

No właśnie. Okazało się, że mam złamane jedno żebro przez cios, który zadał mi Marcus.
Doktor uważa, że jest lepiej, ale muszę uczęszczać na kontrolę. Jak ja bym chciała pozbyć się tych wszystkich siniaków i ran na moim ciele.

- Gotowe. - odparła, zawiązując bandaż na moim udzie. - Tylko jest sprawa. Czy dałabyś radę przez następne dwa dni zmieniać sobie je sama? Nie wiem czy dam radę przyjechać, ponieważ będę mieć bardzo dużo pracy.
- Jasne, poradzę sobie. - uśmiechnęłam się szeroko.
- Super. W takim razie. - zaczęła i sięgnęła po torbę. - Zostawiam ci tu bandaże, gaziki, spray do odkażania i wszystkie inne potrzebne rzeczy. W razie problemu, dzwoń.
Kobieta zarzuciła swoją torbę na ramię i skierowała się w stronę drzwi.
- Dziękuję.
- To moja praca, kochanie.
Gdy kobieta wyszła, ja poszłam szybkim krokiem do kuchni. Wstawiłam naczynie żaroodporne do piekarnika i spojrzałam na Jude'a, który mi się już przyglądał.
- Co tam? - spytałam opierając się o wyspę.
- Nic. Tak patrzę na moją piękną dziewczynę.
Uśmiechnęłam się na jego słowa i wysłałam mu buziaka w powietrzu.
- Dobra koniec tych czułości. - rozkazałam. - Masz zadanie specjalne.
- Już się boje.
- Nakryj do stołu. Postaw talerze, szklanki, sztućce i jakieś napoje. Poradzisz sobie. - powiedziałam i ruszyłam w stronę sypialni.
Zrzuciłam z siebie swoje ubrania i sięgnęłam do szafy po inne. Postawiłam na koszulkę Jude'a, których miałam chyba z 5 i krótkie dresowe spodenki.

Gdy wróciłam, stół był już nakryty, a Jude leżał na kanapie i odpalał Fife.
- A pan przepraszam, co? Już sobie wolne zrobiłeś?
- No tak jakby.. - powiedział, przesuwając palcami po padzie. - Grasz ze mną?
- Nawet się tego nie podejmuję. - wydukałam. - Nie potrafię w to grać.
- To cię nauczę. - powiedział i spojrzał na mnie swoimi słodkimi oczami.
- Niech ci będzie. Ale tylko jeden mecz.
- No dobra. Kim chcesz grać? - spytał, podając mi pada.
- No jeśli mi pozwolisz to Realem. - wzruszyłam ramionami.
- No dobrze niech ci będzie. - poruszył brwiami i wybrał sobie jakiś klub.
W końcu zaczęliśmy grać. Nie minęło nawet 30 sekund, a ja przegrywałam już 2:0
- Mówiłam? - westchnęłam, próbując jakkolwiek przejąć piłkę.Chłopak zaczął chyba specjalnie mniej się starać bo dał mi strzelić dwa gole. - O.
- Daje ci fory. - uśmiechnął się.
- Dzięki. - odpowiedziałam, strzelając kolejnego gola.
Chyba pierwszy raz wygrałam w fife. To nic, że Jude nie starał się i dawał mi wygrać, ale liczy się fakt no nie?
- Dobra, koniec. - odłożyłam kontroler na stolik.
- Zaraz będą nasi goście.
- Okej. - rzucił i rozpoczął kolejny mecz.
Podeszłam do piekarnika zobaczyć ile czasu zostało do końca pieczenia. 10 minut. W tym samym momencie mój telefon zawibrował.
Ab<3 : Jedziemy już z lotniska.

- Wyłączaj tą fife. - powiedziałam, podchodząc do Jude'a przy okazji zasłaniając mu telewizor.
- Lindy... - jęknął. - Ale..
- Nie ma żadnych ale. - podeszłam do niego i próbowałam wyrwać mu kontroler z rąk.
Chłopak złapał mnie w talii i położył tak, że na nim leżałam. Objął mnie ręką i ponowił grę. - Jude!
Chłopak zaśmiał się i odłożył pada. Spojrzał na mnie i pocałował.
- No co ja chcę chwile jeszcze pograć, a ty mi to utrudniasz.
- Puść. - syknęłam z bólu. - Udo.
Chłopak odstawił mnie na podłogę zmartwiony.
- Co się stało? Boli? - usiadł i spojrzał na mnie zestresowany.
- Zabolało, ale nic się nie dzieje spokojnie. - pogłaskałam jego włosy i w tym samym momencie rozległ się dzwonek do drzwi.
Pocałowałam przelotnie jego usta i poszłam otworzyć.
- Boże Lindy. - powiedziała Abigail i odrazu wzięła mnie w swoje ramiona. - Tak cholernie się martwiłam.
- Spokojnie, jestem tu i jest dobrze. - uspokajałam przyjaciółkę, głaszcząc jej plecy.
- Kocham cię Lindy.
- Abby ja ciebie tez. - uśmiechnęłam się.
- Jak twoje rany?
- Jest coraz lepiej. Przyjeżdża pielęgniarka i zmienia mi opatrunki, za niedługo idę na kontrolę z moim żebrem.
- Cieszę się, że ci się poprawia.
Piekarnik zapiszczał, a to oznaczało tylko jedno. Jedzenie.
Wszyscy usiedli do stołu, a ja ostrożnie wyjęłam naczynie z piekarnika i postawiłam je na stole.
- Smacznego. - uśmiechnęłam się od ucha do ucha i usiadłam obok Jude'a.
- Lindy, boże to jest pyszne! - wykrzyknęła moja przyjaciółka.
- Wiem. - poruszyłam brwiami i zaczęłam jeść.

I tak minął mi dzień. Spędziłam go w świetnym towarzystwie.
Jak dobrze, że jestem już w domu i nie przeżywam tego piekła.
____________
Rozdział taki sobie o bo mi się nudziło😘

,,Hot  Chocolate&quot; | Jude BellinghamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz